KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten o Trzech Słońcach, czyli “Wspomnienie o przeszłości Ziemi” [recenzja]

Dziś chwilowy powrót na bloga, a to za sprawą cyklu Wspomnienie o przeszłości Ziemi, na który to składają się trzy części zatytułowane kolejno Problem trzech ciał, Ciemny las oraz Koniec śmierci. Wszystko to (całość liczy około dwóch tysięcy stron) pióra urodzonego w Pekinie Liu Cixina. I właśnie ta ostatnia kwestia sprawia, że tym razem zamiast podcastu pojawia się recenzja pisana. Powód stanowi chiński rodowód trylogii, a co za tym idzie tamtejsze imiona i nazwiska głównych bohaterów, czy nawet samego autora, którego prawdopodobnie źle odmieniłem już kilka linijek wyżej. Po co więc błaźnić się jeszcze niepoprawną wymową? Tak więc pora na powrót do przeszłości, czyli dla mnie do pisania, a dla Was – mam nadzieję – czytania tego, czym chciałbym się podzielić. Z góry zdradzę, że z co najmniej kilku powodów omawiana dziś seria warta jest zapoznania się z nią, jednak by cały niniejszy tekst miał przysłowiowe ręce i nogi, zmuszony będę do rzucenia jednym spoilerem, gdyż bez tego nie sposób omówić trylogii nawet z grubsza. Obiecuję jednak, że zbyt wielu szczegółów nie zdradzę, zapnijcie więc pasy i rozsiądźcie się wygodnie; ruszamy w przyszłość…

Pierwsza, bardzo chwalona i nagradzana część cyklu, czyli Problem trzech ciał zabiera nas początkowo do Chin końcówki lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a więc ciemnego okresu w dziejach kraju pod rządami Mao Zedonga. Nie będę się tu jakoś wielce rozwodził w kwestiach samej historii, nadmienię jednak, dla tych którzy może nie wiedzą, iż tyran wynoszony po dziś dzień na piedestał, to „ojciec” największego ludobójstwa w historii ludzkości, popełnionego dodatkowo na własnych rodakach/poddanych. To „dzięki” Mao kraj pogrążył się w biedzie i głodzie, a zwykli obywatele stali się dla siebie wzajemnie wilkami. Jednym z pomysłów Wielkiego Wodza była bowiem „rewolucja” mająca na celu „zrównanie wszystkich obywateli” co kończyło się scenami jak z horroru, kiedy to odziani w czerwone szarfy uczniowie pokazowo i za zgodą władz upokarzali „elity” czyli choćby swych nauczycieli.
Tak się składa, że powszechnie szanowanym wykładowcą fizyki na jednym z Uniwersytetów jest Ye Zhetai, który to pada ofiarą opisanego przed chwilą linczu. Wywleczony przed bramy uczelni jest bity i opluwany, a wszystkiemu spod „sceny” przygląda się zrozpaczona córka nauczyciela – Ye Wenije. Zhetai umiera na oczach własnego dziecka.

Następnie akcja przenosi nas do czasów współczesnych, kiedy to Ye Wenije ma już status emerytowanej astrofizyczki i wykładowczyni. Poznajemy więc i współczesnych bohaterów, a wśród nich kolejnego fizyka oraz dość narwanego i bezpośredniego, acz skutecznego detektywa. Obecność tych dwóch postaci nie jest bynajmniej przypadkowa ponieważ Chinami wstrząsa seria niewyjaśnionych samobójstw wysoko postawionych naukowców, a wszystkie tropy prowadzą do tajemniczej gry sieciowej Trzy ciała, której celem jest uratowanie mieszkańców planety zagrożonej oddziaływaniem grawitacyjnym trzech słońc.

Poniżej znajdziecie dosyć duży spoiler niejako podsumowujący zagadkę pierwszej odsłony trylogii, tekst celowo zostanie pogrubiony byście wiedzieli kiedy zakończy się zdradzanie fabuły, jednak na dobrą sprawę możecie śmiało czytać, ponieważ o dwóch kolejnych (i moim zdaniem zdecydowanie lepszych) częściach nie będę się rozpisywał. Muszę jednak zaspoilerować, by móc jakkolwiek odnieść się do cyklu jako całości. Zresztą już na okładce Problemu trzech ciał znajduje się wszystko to o czym napiszę teraz…

Tak więc cała ta sieciowa gra okazuje się nie być wyłącznie fikcją (co zresztą zdradza wspomniany opis na okładce), a zagrożona planeta istnieje naprawdę i jedynym ratunkiem jest dla niej przeniesienie swych mieszkańców w inny, bardziej sprzyjający zakątek Wszechświata. I tu – surprise, surprise – okazuje się iż Ye Wenije już w czasach Mao, w ramach tajnego projektu badawczego wysłała w przestrzeń kosmiczną sygnał z lokalizacją naszego Układu słonecznego i nie zważając na ostrzeżenia zapragnęła by cywilizacja Trisolaris (od trzech słońc) przybyła i podbiła Ziemie, gdyż ludzkość nie zasługuje na to by istnieć. Pod koniec opowieści z czasów współczesnych Problemu trzech ciał ludzie dowiadują się, że flota obcych już zmierza w naszym kierunku, a inwazja i nieunikniony pogrom nastąpi za czterysta lat. Jak więc zachowa się ludzkość w obliczu tego co stać się musi?

To tyle jeśli chodzi o część pierwszą. W moim odczuciu każda kolejna przebija poprzedniczkę, jednak dwóch pozostałych nie będę streszczał, dobrze byłoby jednak jakoś do lektury zachęcić i to właśnie zrobię już teraz…

Ciężko wypunktować wszystkie zalety dzieł Cixin Liu, ponieważ musiałbym się odnieść do konkretnych przykładów, a obiecałem odpuścić dalsze spoilerowanie. W dużym skrócie mogę jednak powiedzieć, że jak nie trudno się domyślić akcja zabierze nas daleko w przyszłość i to naprawdę daaaaaaaaaaleko, wierzcie mi na słowo. W związku z tym chiński pisarz przedstawi nam swoje wizje tego jak zmieni się technologia, ludzkość i wszystko co nas otacza. Wizje te w wielu przypadkach poparte zostaną nauką, niekiedy zaś będzie to czysta fantazja autora, jednak koniec końców będzie to coś, w co można uwierzyć na zasadzie: Kurcze, tak rzeczywiście mogłoby się to wszystko potoczyć.

Wyobraźnia autora i jednak całkiem chyba nie mały warsztat naukowy to coś czemu zdecydowanie można przyklasnąć, gdyż wrażenie robią całkiem spore i aż chce się to czytać i poznawać dalej ten świat przyszłości.

Z recenzenckiego obowiązku muszę jednak wspomnieć i o wadach, a tak na dobrą sprawę jednym mankamencie, a jest nim… literacka strona całego tego przedsięwzięcia. O ile wszystkie trzy części czyta się sprawnie i szybko, to nie da się nie zauważyć, iż sam styl pisania wydaje się być momentami dość… prosty? Sam nie wiem jak lepiej to określić. I ciężko mi nawet powiedzieć, czy jest to winą samego autora czy może niezbyt udanego przekładu (polski przekład to tłumaczenie amerykańskiego wydania, co już samo w sobie brzmi śmiesznie). Finalnie są tu momenty przy czytaniu których ma się ochotę wyjść do łazienki, wyciągnąć gałki oczne i przepłukać je pod bieżącą wodą, bo zachodzi się w głowę, czy tych kilku zdań przed chwilą nie złożył czterolatek. Z drugiej strony mamy tu do czynienia z literaturą sci-fi, więc jakby nie patrzeć, nie jest tu sednem piękne pisanie.

Nie wiem, czy tym wpisem udało mi się kogoś zachęcić do sięgnięcia po cykl Wspomnienia o przeszłości Ziemi, jednak skoro zbyt wielu szczegółów zdradzić nie mogę, to uwierzcie mi na słowo, że warto dać tej serii szansę, zwłaszcza, że poziom jej rośnie z każdą kolejną odsłoną, a świat wykreowany przez chińskiego autora może przyprawić o zawrót głowy, pobudzić wyobraźnie i doprowadzić czytelnika do wielu ciekawych wniosków.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *