-
Orzeł czy reszka, czyli “To nie jest kraj dla starych ludzi” [recenzja]
Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że za dwanaście miesięcy będę zaliczał Cormaca McCarthy’ego w poczet ukochanych pisarzy, popukałbym się w czoło. Przeczytana parę wiosen wcześniej Droga, czyli najbardziej znane dzieło Amerykanina, niespecjalnie przypadła mi do gustu. Zachwycony klasycznym rosyjskim piórem przepełnionym pięknymi, kwiecistymi zdaniami, nie byłem w stanie przekonać się do najdelikatniej mówiąc oszczędnego stylu pisarza z Providence. Cała ta niby tak spektakularna powieść wydała mi się sucha i bez wyrazu. No dobra, może troszkę przesadzam, jednak fakt faktem, iż The Road nie powaliło mnie na kolana. I nagle przyszedł rok bieżący, kiedy skuszony wznowieniem nieosiągalnego przez dłuższy czas Krwawego południka, postanowiłem dać McCarthy’emu drugą szansę. Reszta, jak mawiają,…
-
Ten z perspektywy przegranych, czyli “Przeminęło z wiatrem” [recenzja]
O dziełach tego rodzaju zazwyczaj nie pisze się łatwo. Dlaczego? Choćby z tego prostego powodu, że w zasadzie tytuł ten, przez dziesięciolecia, przerobiony został na wszelkie możliwe sposoby. Jakby tego było mało, jest to również jeden z tych nielicznych utworów, którego ekranizacja uznawana jest powszechnie niemal za ideał, a jedno złe słowo na jej temat sprawi, że miliony fanów chętnie wydrapią oczy temu, kto ośmieli się skrytykować film z Vivien Leigh i Clarkiem Gable w głównych rolach. Tytuł – legenda, który choćby ze słyszenia zna każdy. Czy jednak rzeczywiście jest to historia warta aż takich zachwytów? O tym w poniższym tekście, który wzorowany na niedawnej recenzji Lalki, traktował będzie głównie…
-
Ten o amerykańskim Sherlocku, czyli “Perry Mason” [recenzja]
Ciężko byłoby nie zauważyć, że pewien wiadomej nazwy wirus, pokrzyżował plany niemal całego świata. Oberwało się wszystkiemu i wszystkim – od gospodarki, po przeciętnego zjadacza chleba. Niewątpliwie jedną z gałęzi, które ucierpiały najbardziej jest kultura, w każdej właściwie formie. Teatry i kina zamknięte na wiele tygodni, w muzyce wciąż te same brzmienia (niekiedy w rozpaczliwy sposób próbujące nawiązać do zaistniałej sytuacji), nawet telewizja, która w takim okresie niewątpliwie święciła triumfy, święciła je w zasadzie jedynie dzięki powtórkom. Plany zdjęciowe tak filmów jak i seriali stanęły i tylko nielicznym szczęściarzom udało się ukończyć projekty przed wybuchem pandemii. Za sprawą HBO, jednymi z takich szczęściarzy byli Ron Fitzgerald i Rolin Jones, którym…