-
Ten, w którym Rosja to stan umysłu, czyli “Martwe dusze” [recenzja]
Jego nazwisko, choćby tylko „ze słyszenia”, znać powinien każdy szanujący się miłośnik literatury. Ba, jako, że swego czasu jego dzieła widywano w spisie szkolnych lektur, obcy nie powinien być nikomu. Nikołaj Wasiliewicz Gogol, bo o nim mowa, rosyjski pisarz, poeta, dramaturg i publicysta, którego twórczość przypada na wiek numer XIX, po dziś dzień uznawany jest za klasyka literatury światowej. Jak to jednak z tymi klasykami jest? Niektórych uwielbiamy, innych „znamy” jedynie z nazwiska i powszechnej opinii, iż ten, czy ów wielkim był i basta! Często klasyka odstrasza, bo nie ma się co oszukiwać, że opowieść osadzona w realiach sprzed dwustu lat, niekoniecznie musi się wydawać łakomym kąskiem dla współczesnego odbiorcy.…
-
Ten, w którym zęby szczękają z zimna i strachu, czyli “Terror” [recenzja]
Urodzony przeszło siedem dekad temu Dan Simmons to pisarz powszechnie uznany, czego dowód stanowią liczne nagrody jakimi Amerykanin może się poszczycić, w tym wyróżnienia z najwyższej półki jak choćby Nagroda Hugo oraz Locus. Co ciekawe jest też autorem nie dającym się zamknąć w schemacie jednego nurtu literackiego, gdyż w bibliografii Simmonsa znajdziemy zarówno fantasy, horror, czy science fiction, jak i kryminały, czy powieści historyczne. Zadebiutował w 1982 roku opowiadaniem wydanym na łamach magazynu Twilight Zone Magazine, jednak światową sławę zyskał osiem lat później, gdy w 1990 opublikowany został Hyperion stanowiący pierwszy tom cyklu o tym samym tytule, a zarazem najsłynniejsza powieść pisarza po dzień dzisiejszy. I choć sukcesów i poczytnych…
-
Ten, w którym szachy są sexy, czyli “Gambit królowej” [recenzja]
O adaptacji Gambita królowej – głośnej powieści Waltera Tevisa z 1983 roku, której podjął się Netflix, głośno było już od dobrych kilku miesięcy. Temat podsycany był zwłaszcza nad Wisłą, gdyż w jednej (dość znaczącej) z ról obsadzony został nie kto inny, jak nasz, wychowany na pierogach i bigosie, Marcin Dorociński. Biorąc jednak pod uwagę poczynania streamingowego giganta na przestrzeni ostatnich lat, z przedwczesnym entuzjazmem należało się jednak wstrzymać, bowiem – co by nie mówić – poziom najnowszych oryginalnych produkcji sygnowanych znakiem dużego „N” pozostawiał wiele do życzenia. Ilość, nie jakość – tak prawdopodobnie brzmiała ostatnimi czasy dewiza Amerykanów. I nagle, nie wiedzieć jakim cudem, okazało się, że wypuszczony w tym…