-
Ten o ucieczce przed rutyną, czyli “Hyperion” [recenzja]
Na początku muszę się do czegoś przyznać, a mianowicie do pewnej recenzenckiej rutyny. Od dłuższego czasu wygodnie mi pisać o danej książce w następujący sposób: akapit pierwszy, czyli wstęp, traktuje o autorze; następne dwa dotyczą treści książki, po czym parę zdań odnośnie zalet oraz wad konkretnej lektury i kończący akapit podsumowujący. Osobiście uważam, że to czytelny i sprawdzający się styl, jednak, czy można go użyć w stosunku do omawianej powieści? Pewnie i tak, ale czy nie byłoby to dla niej krzywdzące? Inna sprawa, że każdy tekst piszę z głowy w jednym ciągu i nie licząc drobnych poprawek zostaje on zawsze w takiej formie w jakiej powstał przy stawianiu ostatniej kropki.…
-
Ten o udanym eksperymencie, czyli “Miłość, śmierć i roboty” [recenzja]
Znacie może najnowszy przepis na wielki przebój małego ekranu? Nie? No więc prosimy bardzo, oto on: wystarczy szczypta miłości, garść śmierci (tutaj dozować należy według własnego uznania, dla smaku, jak mówiła babcia – „na oko”) i cała masa robotów. Co otrzymamy z tej wybuchowej mieszanki? Jedną z najlepszych, póki co, telewizyjnych premier tego roku, a przypominamy, że minął już pierwszy kwartał 2019. Miłość, śmierć i roboty to tytuł, który szturmem podbił Netflixa, wpisując się (obok chociażby Czarnego lustra) w modny ostatnio nurt futurystycznych dystopii. Jedno z najnowszych dzieł platformy-giganta korzysta również z upodobania twórców wszelakich do obrazów antologicznych, gdzie każdy odcinek opowiada inną historię, jednak wszystkie one mają swój wspólny…
-
Ten o “The Rain” [recenzja]
Duńskie The Rain to bez dwóch zdań najmocniej promowana majowa premiera Netflixa, a co za tym idzie, całego serialowego światka w ogóle. Choć amerykańskiemu gigantowi coraz częściej zdarza się wypuszczać w świat obrazy co najwyżej przeciętne, trzeba przyznać, że miewa ostatnimi czasy nosa do produkcji europejskich, gdzie za najlepszy przykład posłużyć mogą hiszpański Dom z papieru, czy niemieckie Dark (poszerzając perspektywę poza granice Starego Kontynentu, a wciąż nie koncentrując się na Stanach Zjednoczonych, dołożyć można również brazylijskie 3%). Tyle tylko, że wymienione tytuły europejskie nie ocierają się nawet o wizje świata postapokaliptycznego, który z kolei kojarzy się przeciętnemu widzowi z masą efektów specjalnych. Dlatego też pierwsze narzucające się pytanie brzmi:…