KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten o literaturze najwyższej próby, czyli “Wojna i pokój” [recenzja]

W czytelniczym życiu każdego miłośnika słowa pisanego nadchodzi taki moment, gdy ów miłośnik postanawia zmierzyć się z lekturą, która – wie o tym doskonale, jeszcze przed przewróceniem pierwszej strony – będzie stanowiła nie lada wyzwanie. Wyzwanie, którego chce się podjąć. Dla każdego, indywidualnie, będzie to inny tytuł; fan powieści detektywistycznych, w końcu sięgnie po przygody Sherlocka Holmesa, Mount Everestem kolejnego będzie proza Jane Austin, czy Shakespeare’a. Mnie osobiście od jakiegoś czasu fascynuje piękno literatury rosyjskiej. Dlaczego? Ze względu na to właśnie piękno. Inne jest pióro amerykańskie, skandynawskie, brytyjskie, czy niemieckie, i choć każde z nich posiada swe niepodważalne zalety, zdecydowanie najbliżej mi do estetyki naszych niezbyt lubianych nad Wisłą, wschodnich sąsiadów. Co więc stanowić będzie wyzwanie, z którym chciałbym się zmierzyć, jeśli nie monumentalna historia, nazywana powszechnie „rosyjską epopeją narodową” czy też „matką wszystkich powieści”? Taką właśnie historią jest napisane przeszło 150. lat temu, czterotomowe arcydzieło pióra Lwa Tołstoja zatytułowane Wojna i pokój. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się jak prezentuje się widok ze szczytu literackiego świata (i czy w ogóle jest się czym zachwycać), zapraszam do lektury niniejszego tekstu.

Od czego właściwie by tu zacząć? Może od najważniejszej informacji, a mianowicie zaznaczenia, iż mamy tu do czynienia z powieścią historyczną oraz realistyczną, czyli mówiąc w skrócie: bohaterowie fikcyjni oraz ich losy, wpleceni są w autentyczne wydarzenia historyczne. W przypadku Wojny i pokoju, tytuł mówi sam za siebie, a tło historyczne stanowią lata wojen Napoleońskich (około 1810 r.) i podboju Europy przez najbardziej znanego władcę Francji, w tym burzliwe relacje Bonapartego z cesarstwem Rosyjskim, zakończone – rzecz jasna – wojną. Poglądy na całą sytuację, otrzymujemy dzięki przeniesieniu nas (czytelników) na moskiewskie, a także petersburskie salony początku XIX wieku. Autor (który urodził się krótko po opisywanych wydarzeniach, a samą powieść napisał pięćdziesiąt lat po nich) za pośrednictwem rodzin Rostowów, Bołkońskich, czy Bezuchow roztacza przed nami ówczesne obawy społeczne, nadzieje, lęki, „ducha ojczyzny”, czy przedstawia „zwyczajne” życie, tak diametralnie różne od znanego nam współcześnie.

Bohaterów jest tu co nie miara, w książce znajdziemy bowiem postaci historyczne jak chociażby Napoleon Bonaparte, cesarz Aleksander I Pawłowicz, czy wódz naczelny wojsk rosyjskich – Michaił Kutuzow, oraz fikcyjne na czele z księciem Andrzejem Bołkońskim, Pierrem Bezuchowem, czy Nataszą Rostow. Co ciekawe (oraz charakterystyczne dla powieści realistycznej), poza jednym wyjątkiem (o którym za chwilę) nie ma tu bohaterów jednoznacznie „złych” ani „dobrych”. Każdy, mówiąc kolokwialnie „swoje za uszami ma”, każdy też posiada cechy, dzięki którym nie sposób ocenić go jednoznacznie negatywnie. Wspomniany wyjątek stanowi sam Bonaparte, na którym to autor nie zostawia suchej nitki, niejednokrotnie drwiąc z przywódcy Francuzów, czy też nazywając go „bestią”. Nie bierze się to jednak z niechęci do Napoleona jako wroga Rosjan, a z poglądów jakie w swych dziełach głosił Tołstoj, uważany za życia, za jeden z największych światowych autorytetów moralnych, którego idee miały wpływ na poglądy m.in. Mahatmy Gandhiego, czy Martina Luthera Kinga. Stanowczo sprzeciwiający się bezcelowemu okrucieństwu wojny pisarz w sposób cyniczny wypowiada się o „wielkości” i „podbojach” Bonapartego.

O bohaterach tej liczącej około 1600 stron powieści nie ma co się rozpisywać, by nie wzbudzić tu zamętu, choć przyznać trzeba, że skonstruowani są wybornie. Zresztą sam zamysł tego arcydzieła i sposób „ulokowania” fikcji w rzeczywistym świecie to niebywałe mistrzostwo! Coś co ciężko objąć rozumem, zwłaszcza, gdy dodam, iż sama akcja to jedna kwestia, czym innym są też liczne komentarze Tołstoja do ówczesnej sytuacji politycznej Europy, czy rozważania nad sensem wojny. Z kolei tym co najbardziej rzuca się w oczy jest przepiękny (tak umieją chyba jedynie Rosjanie) język. Przyznam się bez bicia, że sam niektóre zdania czytałem kilkukrotnie i to wcale nie dlatego, że nie zrozumiałem ich sensu, a po prostu nadziwić się nie mogłem tak genialnemu posługiwaniu się słowem! Tutaj nawet najzwyklejsze, wyrwane z kontekstu zdanie to istna perełka. Posłużę się przykładem, nie wiem czy najlepszym, jednak między innym ten właśnie fragment zaznaczyłem sobie w trakcie lektury. Nie jest to piękna maksyma, którą w ciemno wklejać można na demotywatory, a takie ot, po prostu jedno z wielu zdań (opisuje ono sytuację, w której służąca i przyjaciółka próbują wyszykować niezbyt urodziwą hrabiankę na pierwsze, w domyśle matrymonialne, spotkanie, jednak młoda dama w niczym nie prezentuje się zadowalająco, o czym sama doskonale wie):

I głos jej zadźwięczał taką powagą i cierpieniem, że szczebiot ptasi natychmiast umilkł. Spojrzały w jej duże, piękne oczy pełne łez i myśli, patrzące na nie jasno i błagalnie, i pojęły, że naleganie jest bezskuteczne, a nawet okrutne.

Niby nic wielkiego, prawda? A jednak… a jednak dziś już tak pięknie się nie pisze. Cytatów mógłbym tu zresztą przepisać znacznie więcej, ale wydaje mi się, że mija się to z celem. To trochę jakby pokazać komuś jedną świetną akcję Michaela Jordana i powiedzieć, że facet umiał grać w kosza, a potem – dla pewności – pokazywać kolejne. Bez sensu. Sens ma za to wspomniana już epickość Wojny i pokoju. Rozmach, bogactwo myśli i przesłania może zachwycić, tak jak zachwyciło i mnie, choć nie jest dzieło Tołstoja pozbawione delikatnych wad. Pierwszą z brzegu są momenty dłużyzny, gdzie wydaje się, że gdyby skrócić książkę o ¼ nic by jej to nie zaszkodziło. Drugą sprawą są momentami irracjonalne zachowania bohaterów (zwłaszcza Nataszy Rostow), czy uśmiercanie niektórych z nich ot tak, po prostu. Bywa to frustrujące, gdy poznajemy jakąś postać przez powiedzmy dziewięćset stron, a tu nagle w jednym zdaniu postać ta umiera i tyle o niej słyszano.

Nic dziwnego, ze omawiane właśnie dzieło uznawane jest za epopeję narodową, narodu słynącego z wybitnych literatów. Wojna i pokój, mimo iż nie wystrzega się malutkich błędów, to powieść wielka na wielu, wieeeelu płaszczyznach. To historia, do której trzeba dojrzeć, by ją zrozumieć, a także historia, która nigdy nie wyjdzie z czytelnika. W moim prywatnym rankingu, nie zepchnie ona z tronu takich dzieł jak Bracia Karamazow, czy Mistrz i Małgorzata, jednak już ostrze sobie ząbki na kolejne wielkie dzieło Rosyjskiego Mistrza – Annę Kareninę, bo wiem, że ponownie będę mógł się rozsmakować w literaturze najwyższej próby.

OCENA: 9/10


Jeden komentarz

  • Zdziwiony

    “…sam niektóre zdania czytałem kilkukrotnie…”
    Skąd wy wszyscy bierzecie to “kilkukrotnie”? KILKAKROTNIE, a nie “kilkukrotnie”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *