KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten, w którym zęby szczękają z zimna i strachu, czyli “Terror” [recenzja]

Urodzony przeszło siedem dekad temu Dan Simmons to pisarz powszechnie uznany, czego dowód stanowią liczne nagrody jakimi Amerykanin może się poszczycić, w tym wyróżnienia z najwyższej półki jak choćby Nagroda Hugo oraz Locus. Co ciekawe jest też autorem nie dającym się zamknąć w schemacie jednego nurtu literackiego, gdyż w bibliografii Simmonsa znajdziemy zarówno fantasy, horror, czy science fiction, jak i kryminały, czy powieści historyczne. Zadebiutował w 1982 roku opowiadaniem wydanym na łamach magazynu Twilight Zone Magazine, jednak światową sławę zyskał osiem lat później, gdy w 1990 opublikowany został Hyperion stanowiący pierwszy tom cyklu o tym samym tytule, a zarazem najsłynniejsza powieść pisarza po dzień dzisiejszy. I choć sukcesów i poczytnych dzieł nie można mu odmówić to nie da się ukryć, iż obok wspomnianego cyklu Hyperiona jeszcze jeden z tytułów pióra Simmonsa wychyla się przed szereg zarówno pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy jak i zachwytów ze strony krytyki oraz publiczności. Tytułowi temu przyjrzę się w niniejszym wpisie, jednak już teraz z góry mogę uprzedzić ciekawskich, że Terror, o którym mowa, w kategorii powieści rozrywkowej ociera się właściwie o ideał, a może i sam wyznacza najwyższe standardy.

Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie

Na początku zaznaczyć trzeba, że to z czym sięgający po Terror czytelnik będzie miał do czynienia jest fikcją opartą na prawdziwych wydarzeniach i autentycznej historii, która miała miejsce wiele lat temu, a dla zrozumienia całości musimy cofnąć się do roku 1845. To właśnie wtedy dwa flagowe okręty Brytyjskiej Marynarki Wojennej – HMS Erebus oraz HMS Terror, pod dowództwem podróżnika sir Johna Franklina wyruszyły w stronę Arktyki celem odnalezienia domniemanego wówczas Przejścia Północno-Zachodniego, chcąc wyznaczyć nowy szlak transportowy. Tymczasem po wpłynięciu na Arktyczne wody ślad po obu statkach zaginął, co stanowiło podstawę różnego rodzaju przypuszczeń, a także legend jakimi przez lata obrosła tak sama wyprawa jak i członkowie załogi. I tu dochodzimy do kolejnego historycznie prawdziwego faktu, mianowicie zarówno sir John Franklin jak i spora grupa występujących w powieści bohaterów to postaci autentyczne, które rzeczywiście brały udział w tragicznej podróży.

Tym co autor dodał od siebie jest właściwie cała reszta, gdyż w momencie publikacji Terroru (rok 2007) większość informacji na temat feralnej wyprawy sprowadzała się jedynie do przypuszczeń oraz nielicznych poszlak. Simmons uruchomił więc wyobraźnię, dołożył element fantasy, a także zręcznie wplótł w fabułę kulturę Inuitów – rdzennych mieszkańców obszarów arktycznych i subarktycznych. Wart podkreślenia jest fakt, że w tym dość opasłym (około 700. stron) tomiszczu autor poskąpił rozbudowanych charakterystyk, jednak za sprawą precyzyjnych i sugestywnych opisów udało mu się stworzyć niepodrabialnie gęsty, duszny i klaustrofobiczny klimat czystego strachu, na który wpływa co najmniej kilka świetnie dobranych i wyważonych czynników.

Pierwszym jest sam styl narracji, a mianowicie opis losów wyprawy z perspektywy kilku postaci (również w formie dziennika). Najczęściej przyglądamy się losom statków i załogi patrząc na nie oczyma sir Franklina, a także Francisa Croziera (dowódcy HMS Terror) czy pomocnika okrętowego lekarza – Henry’ego Goodsira. Kolejną i być może najważniejszą składową fenomenalnej atmosfery powieści jest oddanie warunków pogodowych Arktyki. Zimno, lód i śnieg opisywane są na tyle sposobów, że zachwycają zarówno na pierwszej jak i sześćsetnej stronie. Z ręką na sercu przyznaję, że aż musiałem się okrywać kocem czytając niniejszą książkę, gdyż wylewający się z kartek ziąb był wręcz namacalny! Całości dopełniają skrzypiące deski uwięzionych statków, opisy odgłosów pękającego lodu, czy klaustrofobiczne kabiny pokładowe. Nie muszę chyba nawet wspominać jakie wrażenie robią wyprawy członków załogi na skuty lodem ląd.

Atmosferę zaszczucia potęguje wątek nadprzyrodzony, czyli w tym przypadku „potwór z lodu” jak nazywają go marynarze z HMS Erebus oraz HMS Terror. Nie będę oczywiście zdradzał jak ów „potwór” wygląda ani w jaki sposób spędza sen z powiek załogom statków, jednak tu kolejna warta podkreślenia rzecz, a mianowicie niezwykle zgrabnie udaje się autorowi zawrzeć o wiele ważniejsze pytanie pt.: Czy większym zagrożeniem jest nadprzyrodzony „potwór z lodu”, czy też prawdziwymi potworami jesteśmy my sami – ludzie wystawieni na największą próbę? Kiedy doskwiera głód i chłód a w oczy zagląda widmo śmierci, to czy każdy z nas będzie postępował wedle chrześcijańskich reguł jakie wpajano mu od najmłodszych lat? Simmons nie podaje nam odpowiedzi na tacy, jednak sprawia, że pytania w stylu tych powyżej same zaczynają kłębić się w głowach czytelników.

Na koniec wypadałoby to wszystko podsumować, ale jak wynika chyba z tekstu nie można w przypadku Terroru mówić inaczej niż w samych superlatywach. Prawdę powiedziawszy ciężko mi sobie wyobrazić, by powieść ta nieprzypadła komuś do gustu. Czytelnicy mniej wymagający znajdą tu wartką akcję i przystępny język, który nikomu nie powinien nastręczyć problemów, z kolei Ci szukający w literaturze czegoś więcej powinni zadowolić się niezwykle sprawnie przemyślaną fabuła, bowiem – nie spoilerując – wszystko zostało tu dopięte na ostatni guzik, od pierwszego słowa do ostatniej kropki. Napięcie wzrasta wraz z każdą przewróconą stroną, nie będąc jednocześnie tanim czytadłem, a dziełem na poziomie, którego nie powstydziłby się żaden szanujący się literat. Terror to powieść, którą trzeba znać i przy której zęby szczękają tak z zimna, jak i strachu!

Życie ludzkie wypełnia samotność, bieda, podłość, cierpienie i przemijanie

OCENA: (mocne) 9/10


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *