KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten z perspektywy przegranych, czyli “Przeminęło z wiatrem” [recenzja]

O dziełach tego rodzaju zazwyczaj nie pisze się łatwo. Dlaczego? Choćby z tego prostego powodu, że w zasadzie tytuł ten, przez dziesięciolecia, przerobiony został na wszelkie możliwe sposoby. Jakby tego było mało, jest to również jeden z tych nielicznych utworów, którego ekranizacja uznawana jest powszechnie niemal za ideał, a jedno złe słowo na jej temat sprawi, że miliony fanów chętnie wydrapią oczy temu, kto ośmieli się skrytykować film z Vivien Leigh i Clarkiem Gable w głównych rolach. Tytuł – legenda, który choćby ze słyszenia zna każdy. Czy jednak rzeczywiście jest to historia warta aż takich zachwytów? O tym w poniższym tekście, który wzorowany na niedawnej recenzji Lalki, traktował będzie głównie o literackim pierwowzorze, choć znajdzie się i akapit dotyczący wychwalanej pod niebiosa adaptacji filmowej.

Jest słoneczne, kwietniowe popołudnie roku 1861, a dla Katie Scarlett O’Hary to już szesnasta wiosna w życiu. Współczesnych obserwatorów może zaskakiwać zwrot „już” w odniesieniu do takiego podlotka, jednak w czasach w jakich żyje śliczna panna O’Hara, to wiek, w którym aż prosi się o zamążpójście! Zwłaszcza jeśli przyjrzeć się bliżej faktom, a te nie pozostawiają złudzeń – Scarlett to świetna partia, dla każdego młodzieńca w okolicy. Pochodzi z dobrego, bogatego domu (ojciec jej jest właścicielem ogromnej posiadłości, a zarazem plantacji bawełny), a uroku nie sposób jej odmówić. To kusicielka, która dzięki najcieńszej talii w trzech hrabstwach, śnieżnobiałej cerze oraz jasnozielonym kocim oczom, mogłaby sobie owinąć wokół palca każdego faceta. No, właściwie niemal każdego, bowiem w ten kwietniowy dzień nasza bohaterka dowiaduje się, iż na zbliżającym się przyjęciu niejaki Ashley Hamilton zamierza oświadczyć się swej kuzynce Melanii. Szlag mało nie trafia naszej pięknej Scarlett, bo przecież to ona, nie jakaś Melania, powinna zostać panią Hamilton! Jak to w ogóle możliwe? – zachodzi w głowę. Jakim cudem oczytany, wiecznie rozmarzony Ashley woli tę zahukaną, niezgrabną kuzynkę, od niej – przebojowej i prześlicznej Katie Scarlett?! Na pewno jednak nie wszystko stracone. Nie może być stracone! I z tą myślą nasza bohaterka obmyśla plan zdobycia swej męskiej zachcianki, zanim jeszcze dojdzie do zaręczyn, których nie jest częścią.

Przyjęcie, jak wszystkie w posiadłościach wielkich plantatorów Południa, pełne jest dam oraz wytwornych dżentelmenów, którzy nie stronią od alkoholu oraz rozmów o wojnie. Ciągle tylko wojna i wojna! – dziwi się Scarlett. Cóż to w ogóle za temat? Przecież najważniejsza jest ona, nie jakaś tam domniemana wojna. Panowie nie potrafią jednak oderwać się od tego tematu, bowiem wieść niesie, że bezczelni Jankesi z Północy, chcą zakazać niewolnictwa i wyzwolić Murzynów! Coś nie do pomyślenia! Niech no tylko posuną się jeszcze jeden krok dalej, a Południe nie będzie więcej tolerowało tego rodzaju zniewag i wypowie Jankesom wojnę, którą przecież bez dwóch zdań wygrają i to w bardzo krótkim czasie. Zdanie to podzielają niemal wszyscy obecni. Niemal, bowiem jeden nieproszony gość, choć sam z krwi i kości Południowiec, śmie twierdzić, że jeśli ktokolwiek miałby w takim starciu zwyciężyć, z pewnością będzie to lepiej zaopatrzona i zorganizowana Północ. Owym przypadkowym gościem okazuje się być kapitan Rhett Butler – wygnany przed laty z rodzinnego domu człowiek o bądź co bądź nie najlepszej opinii. I kiedy po wygłoszeniu herezji o przewadze Jankesów kapitan znika z oczu zebranych, Scarlett postanawia postawić wisienkę na torcie swego planu, dlatego „porywa” Ashleya do najbliższego pokoju i wyznaje mu miłość, będąc pewną, iż to załatwi sprawę. Okazuje się jednak, że nie załatwia. Ashley odrzuca awanse ślicznej panny O’Hary, a na domiar złego świadkiem jej upokorzenia zostaje ten nicpoń Butler! Och, jak ona go teraz nienawidzi! W tle z kolei niczym bomba wybucha nowina – Południe wypowiedziało wojnę Jankesom! Wszyscy zebrani szaleją ze szczęścia, bo wygrana jest według nich tak pewna jak to, że zebra ma paski.

Tyle chyba treści wystarczy tytułem wstępu, choć faktem jest, iż tło tej ponad tysiąc stronicowej powieści stanowi czteroletnia wojna secesyjna oraz okres rekonstrukcji, który nastąpił po druzgoczącej porażce stanów południowych. Wszystko to wiązało się z wczesnymi nadziejami, a następnie biedą, głodem, zranioną dumą, „najazdem” Jankesów, wyzwoleniem Murzynów i innymi kwestiami, które na początku opowieści nie śniły się ludziom Południa w najgorszych koszmarach. Na przestrzeni lat dwunastu (czas akcji to lata 1861-1873) śledzimy losy Scarlett, jej licznych małżeństw, nieodwzajemnionej miłości Rhetta Butlera, a także pozornej zmiany jaka zachodzi w głównej bohaterce. Pozornej, bowiem o ile dziewczyna okazuje się nad wyraz zaradna i z błyskiem w oku stawia czoło kolejnym kłodom rzucanym pod nogi przez los, o tyle rozumu na przestrzeni całej historii przybywa jej niewiele.

Zanim jednak posypią się na mnie gromy za poprzedni akapit, jedną sprawę chcę postawić jasno, mianowicie fakt, że Scarlett jest jedną z najbardziej zapadających w pamięć literackich bohaterek i bez dwóch zdań to właśnie ona wraz z Rhettem niosą tę opowieść na swych barkach. Ona – żądny pieniędzy, zapatrzony w siebie samą, ale potrafiący zakasać rękawy podlotek, oraz On – cyniczny, szarmancki, również stawiający dobro własne ponad innych. Z dwójką tak wyrazistych głównych postaci nie spotkałem się już dawno i za to wielkie brawa dla pani Margaret Mitchell, autorki książki. Na wyróżnienie zasługuje również rozmach z jakim napisana została ta historia. Już od pierwszych stron czuć, że będzie to dzieło z krwi i kości, pełne kwiecistych opisów. Tu zaliczyć można również całkiem umiejętnie nakreślone tło historyczne, choć nie da się ukryć, że widać w wojennych fragmentach kobiecą rękę (czy to wada, czy zaleta każdy oceni sam). Inna sprawa, że tego rodzaju historie zawsze lepiej opowiada się z perspektywy przegranych, czyli właśnie tak, jak miało to miejsce w tym przypadku.
Wszystko powyżej to zalety, a co z wadami? Dla nich nie zrobię osobnego akapitu, bo minus widzę tylko jeden, choć nie da się ukryć, że dosyć spory, a jest nim jedna „oczywista oczywistość” – z tej książki nic nie wynika! Jest napisana z rozmachem, bardzo poprawnie, można w niej przepaść, jednak koniec końców nie niesie ona za sobą niczego poza emocjami (z których również nie wynika nic). I spokojnie, nie mam zamiaru nikogo tu obrażać, zdaje sobie sprawę z tego, że dla kogoś może to być powieść życia; mnie jednak czegoś zabrakło do pełni zachwytu.

Czas na ekranizację i tutaj nie mogę niestety dołączyć do chóru fanów tejże produkcji. Oczywiście czapki z głów przed panią Leigh oraz panem Gable, zagrali fantastycznie oddając charaktery swoich książkowych pierwowzorów i tak jak w powieści tak i tutaj to oni trzymali całość w kupie. Na pochwałę zasługują również kostiumy i fakt, że w tej niemal czterogodzinnej epopei naprawdę starano się kropka w kropkę przenieść litery na ekran jednak nie wszystko, w moim odczuciu, zagrało tak jak powinno. Pomimo szczerych chęci historia została dziwnie „spłaszczona”, część według mnie istotnych wątków (dzieci Scarlett) pominięta, a to co zrobiono z trzecią najważniejszą postacią, czyli Melanią Hamilton, woła o pomstę do nieba! Nie jest to zły film, co to, to nie, bo ma on swój urok (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę rok produkcji). Śmiem jednak twierdzić, że obdziera całą historię z pewnych elementów stanowiących o sile powieści pani Mitchell.

Podsumowując, pomimo niewielkich potknięć uważam Przeminęło z wiatrem za historię wartą zapoznania się z nią, a z samej lektury jestem zadowolony. Dała ona światu dwójkę zapadających w pamięć bohaterów, mnóstwo akcji i wzruszeń. Wcześniej, przy wyliczaniu zalet, zapomniałem wspomnieć o zakończeniu, które dla wielu mogło okazać się rozczarowujące, jednak z mojej perspektywy był to najlepszy z możliwych finałów i również dla niego warto po Gone with the wind sięgnąć. To napisana z rozmachem i szczera opowieść podczas tworzenia której jej autorka musiała mieć świadomość, że tworzy dzieło swego życia. To czuć. A jeśli Wy nadal nie daliście sobie szansy, by to poczuć, nadróbcie ten błąd czym prędzej!

OCENA (średnia dla książki i filmu): 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *