Ten z perspektywy przegranych, czyli “Przeminęło z wiatrem” [recenzja]
O dziełach tego rodzaju zazwyczaj nie pisze się łatwo. Dlaczego? Choćby z tego prostego powodu, że w zasadzie tytuł ten, przez dziesięciolecia, przerobiony został na wszelkie możliwe sposoby. Jakby tego było mało, jest to również jeden z tych nielicznych utworów, którego ekranizacja uznawana jest powszechnie niemal za ideał, a jedno złe słowo na jej temat sprawi, że miliony fanów chętnie wydrapią oczy temu, kto ośmieli się skrytykować film z Vivien Leigh i Clarkiem Gable w głównych rolach. Tytuł – legenda, który choćby ze słyszenia zna każdy. Czy jednak rzeczywiście jest to historia warta aż takich zachwytów? O tym w poniższym tekście, który wzorowany na niedawnej recenzji Lalki, traktował będzie głównie…
Ten o prawdziwej magii świąt, czyli “Klaus” [recenzja]
Zanim jeszcze się rozkręcę i zacznę wychwalać pod niebiosa jedną z najnowszych produkcji Netflixa, muszę się do czegoś przyznać, mianowicie… nie cierpię pełnometrażowych filmów animowanych! No, może to zbyt mocne słowa, całe to „nie cierpię”, jednak faktem jest, iż nigdy nie traktowałem tego rodzaju filmów na równi z thrillerami, komediami, horrorami itp. itd. Nigdy nie byłem w stanie traktować ich inaczej aniżeli z przymrużeniem oka. Zasypiałem na Królu lwie, Shrek fajny był jedynie odrobinę i to wyłącznie w pierwszej części, Kraina lodu nie roztopiła mego serca, Toy story wymownie przemilczę, Coco – przereklamowane, Jak wytresować smoka? Lepiej byłoby zapytać: Jak można tak spieprzyć temat majestatycznych smoków? Mógłbym tak jeszcze przez…
Ten o “Dzień dobry, północy” Lily Brooks-Dalton [recenzja]
Na początku delikatna przechwałka: jako miłośnika książek kilkanaście miesięcy temu kopnął mnie nie lada zaszczyt (czytaj: przywilej), mianowicie mogę sobie wybrać książki, które chcę przeczytać, nie płacąc za nie! No, powiedzmy, że „zapłatą” jest recenzja. Co za tym idzie – raz na jakiś czas – pozwalam sobie na eksperymenty, sięgając po twórczość autora, którego poza mną „znają wszyscy” lub takiego, o którym nie słyszał nikt. Różnie w takich przypadkach bywa – czasem trafi się totalny gniot, kiedy indziej tytuł może nie wybitny, ale pozwalający zapamiętać nazwisko jego twórcy. Rzadko zdarza się prawdziwa perełka, a niemal nigdy dzieło pokroju Dzień dobry, północy. Prawdziwą perełką określiłem Hotel New Hampshire Johna Irvinga i…