KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten o “Strażaku” Joe Hilla [recenzja]

Michał i Przemek – dwaj wierni fani twórczości Stephena Kinga – biorą pod lupę najnowszą powieść latorośli Króla Horroru, Strażaka, autorstwa Joego Hilla. Oczekiwania względem nowego wydawnictwa były wśród fanów gatunku ogromne, a to z dwóch powodów: pierwszym była wysoko postawiona przez samego autora poprzeczka, gdyż wcześniejsze dokonania Joego z miejsca przysporzyły mu tysiące (miliony?) fanów; drugi, bardziej sentymentalny – większość czytelników, jak jeden mąż, twierdzi, że styl Hilla jest niemal kalką tego, co od dekad serwuje nam jego ojciec. Jakie więc wrażenia odnieśli nasi redaktorzy? Czym jest smocza łuska? Jak przetrwać ciążę w postapokaliptycznym świecie? Czy strażak, który wznieca pożary, zamiast je gasić, to dobry strażak? O tym i nie tylko w poniższym tekście. 

WRAŻENIA OGÓLNE

Michał Bębenek: Joe Hill zrobił to po raz kolejny – napisał powieść, która czyta się sama. Strażak nie jest może kamieniem milowym światowej literatury, niemniej jednak odziedziczony po ojcu talent sprawia, że historie Joego czyta się równie przyjemnie, jak Stephena. Miał to być jego własny Bastion, nie do końca udało się jednak sięgnąć do tak wysokiej poprzeczki. Strażak ma jednak swój niezaprzeczalny urok, przesiąknięty zapachem benzyny, dymu i postapokalipsy. A jako że jestem szczególnie podatny na to ostatnie, książka bezbłędnie trafiła w mój gust. Hill przedstawia tutaj świat na skraju przepaści, opanowany przez tajemniczą chorobę, zwaną smoczą łuską, powodującą samozapłon u ludzi. Mamy tu popkulturowo przetworzone echa wspomnianego Bastionu, ale także 451° Fahrenheita Raya Bradbury’ego czy najlepszych dzieł Kinga seniora, opisujących zachowanie małych społeczności powstałych z przypadku, w wyniku paranormalnej katastrofy (Mgła, Pod kopułą). Strażak pod tym względem sprawuje się bardzo dobrze, biorąc na warsztat społeczność zakażonych smoczą łuską, która będąc zdana na siebie i zmuszona do ukrywania się, tworzy swoje własne reguły, obnażając przy tym najpaskudniejsze ludzkie cechy. Hill może nie odkrywa tutaj Ameryki, ale na pewno Strażak stanowi lekturę na tyle wciągającą, że czasem można przymknąć oko na niektóre niedociągnięcia i niedopatrzenia. A do tego wszystkiego przygrywa nam ścieżka dźwiękowa z Mary Poppins, przeplatająca się z niemal zapomnianym hitem Dire Straits. Jednego możemy być pewni, jeśli kiedykolwiek zabraknie Stephena Kinga (odpukać!), jego syn z powodzeniem będzie kontynuował ten jakże charakterystyczny, gawędziarski styl, snując pasjonujące opowieści na gruzach ludzkości.

Przemek Kowalski: Choć zazwyczaj nasze wspólne tekst przedstawiają to samo spojrzenie na dane dzieło, obojętnie czy jest to powieść, film czy serial, tak tutaj czeka nas chyba, Michale, wyjątkowo niezgodny Wielogłos ;). Oczywiście w kilku kwestiach nie sposób się nie zgodzić, jak chociażby z tym, że Joe Hill to godny następca ojca, a sam styl jest doprawdy bliźniaczy, nie będąc jednocześnie kalką. Problem w tym, że przy okazji Strażaka, Joe za wysoko postawił sobie poprzeczkę, próbując dorównać kultowemu Bastionowi autorstwa Stephena – taty – Kinga czy najbardziej znanej powieści Bradbury’ego. Generalnie Strażaka czyta się bardzo dobrze, jednak osobiście spodziewałem się innej książki, bardziej rozwiniętej, szerzej opisującej postapokaliptyczny świat. Nie ma tu żadnych odpowiedzi, są za to niedociągnięcia i brakuje jakiejś większej głębi. I chociaż nie można się było spodziewać klasyki literatury, to mimo wszystko zaliczam się do grona zawiedzionych najnowszym Hillem. To dobra książka, tyle że liczyłem na genialną.

 

ZALETY I WADY POWIEŚCI

Michał: Do zalet na pewno można zaliczyć coś, o czym już wspominałem. Hill ma na tyle lekkie pióro, że jego książki pochłania się, nie zauważając nawet, kiedy mijają kolejne setki stron. Te z pozoru przerażające 800 stron, z każdą kolejną przewróconą kartką, przestaje straszyć. Zamiast tego, czytelnika zaczyna ogarniać smutek na myśl o nieuchronnie zbliżającym się zakończeniu. I prawdopodobnie to właśnie owo zakończenie można uznać za największą wadę Strażaka. Zapewne Przemek ubierze to w nieco mocniejsze słowa, bo jeśli o mnie chodzi, to finał, mimo że nieco rozczarowujący, był do przełknięcia. Ale, no właśnie, czy tylko “do przełknięcia” to określenie, jakim powinno się opisywać zwieńczenie skądinąd fajnej historii? Troszkę zmarnowany potencjał, niepsujący jednak frajdy z czytania pozostałych części powieści.

Przemek: Rzeczywiście – największą zaletą jest niesamowicie lekkie pióro Joe Hilla. Potrafi facet pisać i to pisać tak, że chce się go czytać. Wie, jak poruszyć czytelnikiem, wie również, jak zbudować napięcie. Niestety w przypadku Strażaka sporo można zarzucić samej fabule, no ale do tego jeszcze dojdę. Wcześniej wymienię jeszcze jedną mocną stronę, która stanowi chyba firmowy znak rodziny Kingów, a mianowicie bardzo dobrze skrojonych bohaterów. Tutaj mamy ich dwoje (jeśli mowa o głównych) i kilkoro pobocznych, gdzie każdy z nich przedstawiony jest tak, że czujemy jakbyśmy go znali od lat.

Michał: Ale żeby trochę przełamać to narzekanie, wrócę tutaj jeszcze do motywu, o którym także wspominałem we wrażeniach ogólnych – zamknięta społeczność tworząca własne zasady i problem ludzkiej natury, która w takich okolicznościach nieuchronnie dąży do autodestrukcji. Na to bowiem, że zobaczymy szczęśliwą utopię, nie ma co liczyć, o czym chyba nie muszę nawet pisać. W końcu Hill jest synem swojego ojca i zdecydowanie nie zapomina jego oblicza.

Przemek: No to ja teraz wyleję swoje żale ;). Kurczę, naprawdę liczyłem na powieść, która wbije mnie w fotel, a tymczasem odnosząc się do tego, co napisałeś – do zamkniętej społeczności i końcowego rozwiązania… Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA SPOILERY… Ogólnie, w skrócie, powieść wygląda tak: zaczynamy od epidemii. STOP. Wirusem zaraża się główna bohaterka – pielęgniarka, zachodząc przy okazji w ciążę. STOP. Zdrowi ludzie chcą wybić w pień chorych, więc przypadkowo – dzięki niejakiemu Strażakowi, pielęgniarka trafia do obozu ocalałych, który na kilometr śmierdzi sektą. STOP. Obóz, z czasem, okazuje się być sektą. STOP. Po dziwacznej walce resztka ocalałych ucieka, wierząc w cud, który nie może się wydarzyć (wykazują się niesamowitą wręcz naiwnością) STOP. No i tak to było. Sam pomysł był genialny, smocza łuska – mistrzostwo, ale aż prosiło się o poszerzenie akcji, a tu przez większość powieści akcja toczy się w jakiejś zabitej dechami, ukrytej wiosce. Gdzie ten rozmach, który można było wykorzystać? Zakończenie samo w sobie było naiwne i na dodatek – do niczego nie doprowadziło; zamknąłem książkę i pomyślałem: „Aha”. I koniec.

Michał: Wydaje mi się, że takie było właśnie założenie. Podobnie jak u Kinga, tak tutaj epidemia miała służyć tylko jako przyczyna stworzenia zamkniętej społeczności. Akcja toczy się w zabitej dechami wiosce właśnie po to, żeby pokazać ich odcięcie i całkowitą niewiedzę odnośnie tego, co dzieje się w reszcie świata. Tutaj też będzie lekki spoiler. Zresztą potem, kiedy ocalali z masakry ruszają na wyspę Marthy Stuart, dostajemy mały rzut okiem na to, jak wygląda świat poza obozem Wyndham (swoją drogą nazwa obozu na pewno nie jest przypadkowa, od autora Dnia Tryfidów).

Przemek: Dodam jeszcze, że nie mam pojęcia, skąd wziął się taki, a nie inny tytuł powieści. Tytułowy Strażak nie jest nawet głównym bohaterem, posiada jedną cechę wyróżniającą go z tłumu, a i to – jak się później okazuje – nie stanowi o jego wyjątkowości.

Michał: Bo jakby Hill nazwał książkę Smocza łuska, to ludzie pomyśleliby, że to kolejna część Gry o tron ;).

 

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘCI FRAGMENT

Michał: Najlepszymi momentami powieści są te, w których pierwsze skrzypce gra tytułowy Strażak. Wbrew pozorom nie ma ich jednak wcale tak dużo (bowiem to wcale nie on jest głównym bohaterem).

Przemek: Według mnie, zdecydowanie najbardziej zapadającym w pamięć fragmentem jest scena, w której Harper-pielęgniarka zostaje zaatakowana przez resztę obozowiczów. Brutalność i niesmak tej sceny naprawdę mnie zaskoczyły. Autentycznie aż pięści zaciskałem, czytając ten konkretny fragment, i aż wyrywałem się, by rozstrzelać wszystkich, którzy w ten sposób potraktowali kobietę w ciąży. Naprawdę, zagotowało się we mnie.

Michał: Racja, ten fragment też był mocny. Miał siłę najlepszych momentów Kinga, przedstawiających zachowanie postaci wywołujące w czytelniku chęć uduszenia tych bezmyślnych, głupich dzieciaków.

Przemek: I dorosłych ;).

 

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Przemek: Tak jak obaj już wspomnieliśmy – tytułowy Strażak nie jest głównym bohaterem… Strażaka. Jest nim, a raczej NIĄ Harper Grayson – szkolna pielęgniarka, którą poznajemy już w pierwszej scenie książki. To dobra kobieta, dobry człowiek; jest troskliwą, zakochaną w swym mężu Jakobie miłośniczką Mary Poppins. Niebawem po wybuchu epidemii smoczej łuski zachodzi w ciążę, po czym – oczywiście – sama staje się ofiarą zarazy, co z kolei zmusza ją do ucieczki z nienarodzonym dzieckiem. Harper to pomocna, wierząca w ludzi i swoje przekonania osoba, której kibicowałem od samego początku. Trudno zresztą nie kibicować kobiecie, która w czasach zarazy walczy o życie swego dziecka. pomagając wszystkim wokół. Być może nieco stereotypowa – taki klasyczny „dobry charakter”, jednak z przyjemnością trzymałem za nią kciuki.

Michał: Drugą najważniejszą postacią jest oczywiście John Rookwood, nazywany przez wszystkich Strażakiem. Z początku jest to bohater owiany aurą tajemnicy – mówiący z brytyjskim akcentem i paradujący w stroju strażaka człowiek, który poznał tajemnicę smoczej łuski na tyle, że to on panuje nad nią, a nie na odwrót, jak jest w przypadku większości zakażonych. Jakby tego było mało, jego umiejętności zakrawają na wyczyny godne superbohaterów. No i sam motyw strażaka, który wznieca ogień, zamiast go gasić, w dodatku czerpiąc z tego satysfakcję, to ewidentne zapożyczenie od Bradbury’ego. Kiedy już poznajemy jego tajemnicę, John Rookwood staje się postacią bardziej ludzką, co czyni z niego jeszcze ciekawszego bohatera.

Przemek: Tutaj również nie mogę – niestety – podzielić Twego zachwytu Michale, choć nie będę już tak sceptyczny ;). Strażak to fajna postać, sam motyw ze strażakiem, który wznieca, a nie gasi pożary – bardzo dobry. John Rookwood to fajna postać, też stereotypowa – taki niby cwaniaczek o gołębim sercu – klasyka. Problem upatruję jednak w tym, że ani razu nie poczułem tego mitu strażaka (no, może poza pierwszą sceną z ognistym feniksem). Nie czułem tego kultu, nie czułem fascynacji bohaterem, który nie dość, że tytułowy to jeszcze posiadał ponadprzeciętne zdolności. Mimo to faktycznie postać przyjemna i, mówiąc kolokwialnie, “dająca radę”.

 

STYL I JĘZYK POWIEŚCI

Michał: Już niejednokrotnie zostało to powiedziane, także w tym tekście, więc może staje się to już nudne. Ale taka jest prawda… Mam taką swoją małą, prywatną teorię spiskową, że Joe Hill wcale nie jest synem Kinga, tylko jego klonem, młodszą wersją, której zadaniem jest przedłużenie egzystencji i dłuższe dawanie radości fanom. No bo co zrobić, że zawsze, kiedy czytam powieść Hilla, czuję się jakbym czytał Kinga, tylko przeniesionego w bardziej współczesne czasy. I nie inaczej jest w przypadku Strażaka.

Przemek: To niezaprzeczalny fakt – Joe Hill wydaje się być poniekąd klonem ojca, jeśli mówimy o stylu pisania, co tym bardziej godne podkreślenia, że cała rodzinka Kingów trudni sie powieściopisarstwem, a jednak tylko Joe porównywany jest do Stephena K. Swoją drogą od zawsze ma mój wielki szacunek za to, że nie posługuje się nazwiskiem ojca, za to że postanowił rozpocząć karierę pod fikcyjnym nazwiskiem, nie żerując na popularności tatusia. Hill pisze lekko, przystępnie i wie, jak to robić, by chciało się go czytać. Co prawda w Strażaku kilka elementów nie zagrało, ale wspomnianej lekkości i polotu nie da się odmówić. Ba, tego się nawet nie da nauczyć, z tym się trzeba urodzić. Trzymajmy kciuki za zdrowie taty Kinga, jednak jeśli (odpukać) go zabraknie, wiemy przynajmniej, że ma godnego następcę.

 

WYDANIE

Michał: Tutaj nie ma się do czego przyczepić. Wydawnictwo Albatros tym razem postawiło na jakość i powieść dostępna jest tylko w twardej, szytej oprawie. Co zdecydowanie wpływa pozytywnie zarówno na wizualną, jak i wytrzymałościową stronę książki. A pełna ognia okładka doskonale pasuje do Rogów tegoż autora.

Przemek: Posunę się nawet o krok dalej i po raz pierwszy dziś przebiję Cię, Michale, w komplementowaniu ;). Wydanie Strażaka jest kapitalne, śmiem nawet twierdzić, że to jedna z najpiękniej wydanych książek w mojej biblioteczce. Twarda oprawa, klimatyczna okładka, zarówno jej zewnętrzna, jak i wewnętrzna część, a na dodatek czcionka i układ rozdziałów przyjazne czytelnikowi. Palce lizać.

 

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Michał: Strażak ma swoje wady, niestety. Rozczarowuje zakończenie, rozczarowują niektóre rozwiązania fabularne, ale w ogólnym rozrachunku to wciąż dobra książka. Mankamenty w żadnym stopniu nie przyćmiewają frajdy, jaką czerpie się z lektury, a przecież o to właśnie chodzi. Na pewno nie można Strażaka uznać za opus magnum Joego Hilla (to prawdopodobnie dopiero przed nim), ale na pewno jest to wartościowa pozycja w jego bibliografii. Osobiście bardzo dobrze się bawiłem, czytając tę pełną ognia, postapokaliptyczną historię, ale może też nie jestem do końca obiektywny, mam bowiem słabość do tego typu opowieści. Wystarczy dać mi książkę osadzoną w świecie, gdzie bohaterowie próbują odnaleźć się wśród gruzów ludzkości i dotychczas znanej nam cywilizacji i już jestem kupiony.

Przemek: Nie da się nie zauważyć, po skończonej lekturze, podchodzę do Strażaka zdecydowanie bardziej sceptycznie niż Michał. Wyliczyłem więcej błędów, bardziej “stękałem”, jednak… to nie do końca jest tak. Nowy Hill to dobry Hill i ja również bawiłem się przednio, aczkolwiek zawiodłem się z racji tego, że apetyt mocno miałem pobudzony, na co złożyły się m.in. kapitalne poprzednie powieści autora, jak i przedpremierowa gorączka (heh) związana z wydaniem Strażaka. Fabuła nieco zawiodła, a i może ja sam zbyt wysokie miałem oczekiwania? Mimo wszystko czyta się to świetnie, bo młody King posiada wrodzony, naturalny talent, którego odmówić mu nie można. Czekam na kolejną powieść Joego Hilla, wierząc, że Strażak był ostatnią, po której poczułem delikatny zawód.


Fot.: instagram.com/pisanepopijaku/

Recenzja ukazała się pierwotnie na stronie www.gloskultury.pl

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *