KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten o Alicji w Krainie Kotojadów, czyli “Ciemno, prawie noc” [recenzja]

Imię: Joanna. Nazwisko: Bator. Chyba każdy fan słowa pisanego w tym kraju przynajmniej „ze słyszenia” kojarzy panią Bator. I ja również „znałem” ją wyłącznie z pobieżnych informacji przelatujących mi przed oczyma w internecie. Odkąd pamiętam, popularna autorka wywoływała we mnie swego rodzaju lęk, a to za sprawą swojej, tak szeroko komentowanej (i niezwykle pochlebnie przyjmowanej), twórczości. Gdzieś z tyłu głowy cichutki głosik podpowiadał mi, że dzieła pani Joanny są zbyt wydumane, że to za wysokie progi dla prostego chłopaka, jakim jestem. Przypominam, że mówimy tu o jurorce międzynarodowej Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, laureatce Nagrody Literackiej Nike czy też pierwszej w Polsce kobiecie, która rzuciła wyzwanie Wikipedii, czym doprowadziła do szeregu dyskusji, jakich nad Wisłą nigdy wcześniej nie uświadczono. Jakże więc ogromne było moje zaskoczenie po zapoznaniu się z pierwszym rozdziałem Ciemno, prawie noc! Okazało się bowiem, że ta „wielka” Joanna Bator to zwyczajny śmiertelnik z krwi i kości, jak Ty i ja. Pisać potrafi, i to potrafi bardzo, nie ma jednak w pisaniu tym nadęcia (o co niesłusznie i bezpodstawnie oskarżałem autorkę jeszcze przed sięgnięciem po jej książkę). Jest za to język, zarówno piękny, jak i… zwyczajny, potoczny, taki, jakiego używamy wszyscy każdego dnia. Są i bohaterowie – prawdziwi, ludzcy, z własnymi słabościami. Kolejne rozdziały, aż do ostatniej strony, utwierdziły mnie w przekonaniu, że pani Joanna Bator genialną pisarką jest. Muszę jej również w tym miejscu podziękować za otworzenie mi oczu, dzięki czemu być może będę w stanie dostrzec tych wyglądających zupełnie jak my, czających się w mrokach nocy i mrokach duszy. Takich jak oni trzeba jakoś nazwać. Kotojady.

Świat jest pełen złych pytań i jeszcze gorszych odpowiedzi

O Alicji nigdy nikt nie powiedział, że jest duszą towarzystwa, wręcz przeciwnie, co tłumaczyłoby przydomek, jakim określają ją koledzy dziennikarze – Pancernik. Alicja-Pancernik wie, że tak o niej mówią, i wcale jej to nie przeszkadza. Zawsze była skrytą i zamkniętą w sobie dziewczynką o wielbłądzich włosach. Kochana Wielbłądko – tak z kolei wołała do niej o kilka lat starsza siostra Ewa, stanowiąca całkowite przeciwieństwo Pancernika. Kochana Wielbłądko, posłuchaj… – mówiła siostra, a Alicja słuchała, bo Ewy chciało się słuchać, przyciągała niczym magnes. Całymi godzinami potrafiła snuć wizje swej świetlanej przyszłości w roli światowej sławy aktorki – Daisy Tabor. Tabor, bo takie nazwisko noszą siostry; Daisy, od imienia ostatniej królowej panującej na wałbrzyskim Zamku Książ. I cóż to były za opowieści! Pełne magii, duchów, arystokratycznego pokrewieństwa oraz – co najważniejsze – legendarnego sznura pereł królowej Daisy, którego miejsce ukrycia po dziś dzień stanowi jedną z największych tajemnic Zamku. Były też i kotojady, bez których żadna opowieść nie miałaby racji bytu i które przyprawiały Alicję o gęsią skórkę. Dlaczego kotojady? – pytała młodsza z sióstr, nie wiedząc, że właśnie zadawaniem pytań i słuchaniem odpowiedzi będzie w przyszłości zarabiać na chleb. Bo jakoś trzeba ich nazwać – odpowiadała Ewa. Wszystkie te wspomnienia przelatują przez głowę Alicji-Pancernika-Wielbłądki siedzącej w jednym z wagonów pociągu relacji Warszawa – Wałbrzych. Po długiej nieobecności dziennikarka wraca w rodzinne strony celem napisania artykułu na temat serii zaginięć małych dzieci. Za chwilę wysiądzie na dworcu w Wałbrzychu, zaciągnie się czarnym jak smoła śląskim powietrzem i ruszy w kierunku domu, w którym od dawna już wieje pustką, bo przecież wszyscy najbliżsi Alicji nie żyją od wielu lat.

Był czarny czarny las w tym czarnym czarnym lesie był czarny czarny dom w tym czarnym czarnym domu był czarny czarny czarny pokój w tym czarnym czarnym pokoju był czarny czarny stół na tym czarnym czarnym stole była czarna czarna trumna a w tej czarnej czarnej trumnie był biały biały trup

Postaram się nie zagłębiać bardziej w fabułę, bowiem tyle chyba wystarczy: znana dziennikarka powraca „do domu”, by napisać materiał o tajemniczych uprowadzeniach (?) dzieci. Skupię się za to na tym, co zaskoczyło i zachwyciło mnie podczas pierwszego w życiu kontaktu z twórczością Joanny Bator. Pierwszą rzucającą się w oczy i niemal namacalną rzeczą jest wykreowanie niezwykle smutnego, szarego, pozbawionego nadziei tła w postaci współczesnego Wałbrzycha. Nie licząc pięknego i napawającego mieszkańców dumą Zamku Książ, każdy jeden opis miasta (będącego poniekąd lustrzanym odbiciem całej Polski) odpycha. Odpycha jednak w sposób budzący fascynację, której czytelnik chce ulegać i poddawać się jej. Obdrapane kamienice, chłopcy w dresach popijający niedrogie trunki pod trzepakiem, smętny Dom Dziecka itd., itd… Drugą rzeczą jest swoiste słowotwórstwo autorki, gdzie pierwszym z brzegu przykładem mogą być tytułowe w tej recenzji „kotojady”, jednak przykłady można mnożyć. Pani Bator musi być doprawdy świetną obserwatorką otaczającego świata, posiadając rzadką, wbrew pozorom, umiejętność łączenia brzydoty z pięknem czy mieszania chwytliwych słownych nowinek z językiem, nazwijmy go, „potocznym”. To chyba największa dla mnie niespodzianka, bowiem obok kwiecistych zdań, nad którymi można się rozpływać, znajdziemy w Ciemno, prawie noc zdania, w których nie brakuje „kurew”, „cip”, „ciot” i innych tym podobnych. Wszystko to sprowadza się z kolei do najważniejszego, czyli fantastycznej wersji Alicji w Krainie Czarów, made in Poland. Tak, imię głównej bohaterki nie jest przypadkowe, a i samej narracji, choć nie tak bajecznej jak w kultowym dziele pióra Charlesa Lutwidge’a Dodgsona, nie można odmówić swego rodzaju czaru. Jaki kraj, takie czary, mógłby ktoś rzec – i proszę bardzo! Śmiało! W odniesieniu do uhonorowanej Nagrodą Nike (2013) powieści nie będzie to żadna ujma, a przeciwnie – komplement.

Nie jest oczywiście aż tak różowo, żeby nie obyło się bez malutkich potknięć. Największym wydaje się być rozwiązanie kryminalnej zagadki, w mojej ocenie zbyt pospieszne i wyciągnięte nieco z kapelusza. Na siłę można by również zarzucić schematyczność części postaci, czyli dziennikarka z traumatycznymi wspomnieniami poszukująca zaginionych dzieci, by stawić czoła demonom przeszłości; przystojny facet, który ni stąd, ni zowąd pojawia się u jej boku itp. Jednak pomimo drobnych niedociągnięć trzeba tej powieści oraz jej autorce przyklasnąć z jednego i najważniejszego zarazem dla pisarza powodu – to jest po prostu świetnie opowiedziana historia! Czy zaskakuje? Być może nie do końca. Czy momentami bywa schematyczna? Tak. Jest jednak coś w stylu, jakim operuje pani Bator. „Coś” trudnego do uchwycenia, co ma swoje odzwierciedlenie (a co tam, sam nawiążę raz jeszcze do Alicji w Krainie Czarów z tym zwierciadłem) w sposobie składania zdań i specyficznej wrażliwości, pod którą ja osobiście podpisuję się obiema rękami, a wszystkim tym, którzy siedem lat temu (jak ja) przespali premierę Ciemno, prawie noc, polecam czym prędzej wybrać się do księgarni, by zakupić wznowienie tej naprawdę wciągającej i świetnie napisanej książki.

Czasem skręca się w jakąś stronę tylko dlatego, że trzeba iść do przodu, choć wszystkie drogi wydają się równie beznadziejne


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *