KSIĄŻKA,  RECENZJE

Ten, w którym człowiek człowiekowi wilkiem, czyli “Wyborny trup” [recenzja]

Kiedy w roku 2017, urodzona w Buenos Aires Agustina Bazterrica postanowiła zadebiutować na rynku wydawniczym, zrobiła to z nie lada przytupem. Jej powieść wywołała całkiem sporą sensację, do której podejście było jednak skrajnie różne. Jedni zachwycali się nowatorskim ponoć stylem autorki, inni zaś z obrzydzeniem odkładali powieść na półkę. Przeważały jednak głosy chwalące 43. letnią wówczas Argentynkę, a dzięki temu właśnie rozgłosowi książka, po kilku latach, znalazła wreszcie polskiego wydawcę i niespełna dwa miesiące temu pojawiła się nad Wisłą. I wtedy się zaczęło! Fala przychylnych Wybornemu trupowi recenzji zalała rodzimą, czytelniczą część Internetu. Jaka to ważna i odważna powieść! A jak potrzebna! – pisano. Skuszony owymi zachwytami postanowiłem więc na własnej skórze sprawdzić, czy dystopijna wizja świata zaserwowana przez panią Bazterricę rzeczywiście warta jest tych wszystkich ochów i achów. Jak wyszło? 

Władza, ich władza, postanowiła nadać produktowi nową nazwę. Na ludzkie mięso odtąd mówiono „mięso specjalne”. W ślad za tym określeniem poszły: „polędwica specjalna”, „żeberka specjalne”, „cynadry specjalne”.

Akcja powieści rozgrywa się w nieokreślonej dokładnie, lecz niedalekiej przyszłości, a jej głównego bohatera – Marcosa – ciężko byłoby nazwać człowiekiem zadowolonym z życia. Powodów takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Po pierwsze – świat się zmienił, po drugie – Marcos zmuszony był oddać ukochanego ojca do domu opieki, po trzecie zaś całkiem niedawno wraz z żoną Cecilią stracili w wyniku śmierci łóżeczkowej pierworodnego syna Leona. Cecilia nie potrafiła poradzić sobie ze stratą dlatego wyjechała do matki zostawiając naszego bohatera z jego żalem samemu sobie. Oczywiście Marcosowi została jeszcze praca, w której wydaje się być niezastąpiony, a praca ta z kolei mocno wiąże się ze wspomnianą wcześniej zmianą jaka zaszła na świecie i co by nie mówić jest to zmiana dość istotna, mianowicie całą planetę opanował wirus atakujący zwierzęta i powodujący, że spożycie ich mięsa jest dla ludzi śmiertelne. Aaa, bo byłbym zapomniał: Marcos to prawa ręka właściciela przetwórni mięsa.

O jaki rodzaj mięsa chodzi łatwo domyślić się po samej okładce, czy tytule powieści, a ostatecznie wątpliwości rozwiewa chyba umieszczony we wstępie niniejszego tekstu cytat. Sytuacja wygląda następująco: Kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat wstecz Ziemię nawiedził odzwierzęcy wirus, który sprawił, iż sam kontakt ze zwierzętami okazywał się dla ludzi zabójczy. Co za tym idzie postanowiono wybić w pień wszystkie zwierzaki wliczając w to również domowych pupili. Palącym wówczas tematem stała się kwestia niedoboru mięsa. Lekarze, eksperci, czy dziennikarze prześcigali się w doniesieniach jakoby brak tak ważnego składnika codziennej diety miał być dla ludzkości zgubny w skutkach, dlatego po szybko stłumionej fali protestów postanowiono, że legalne stanie się spożywanie mięsa ludzkiego. Dla wyciszenia nieco naszych sumień wszystko ubrano w ocierające się o szczyty hipokryzji zasady.

Nie wolno było ot tak zabić sobie sąsiada i zjeść go ze smakiem, o nie! Ludzi (początkowo tych „gorszego sortu”) zaczęto hodować, jak kiedyś świnki, czy krówki. Karmiono specjalnymi paszami, pojono, trzymano w klatkach. Wszystko oczywiście po wcześniejszym usunięciu strun głosowych, no bo przecież mięso nie może mówić! Na specjalnych farmach zaczęto hodować osobniki przeznaczane następnie na ubój, lub dla zabawy – oddawano na polowania, gdzie najlepiej sprawdzały się ciężarne samice, gdyż najwytrwalej uciekały i broniły się przed pragnącymi trofeów myśliwymi. Dozwolony został także chów na użytek własnego gospodarstwa domowego, jednak na wszystko trzeba było posiadać odpowiednie papiery, a karany śmiercią był choćby stosunek z przeznaczoną na mięso samicą. Rzecz jasna coś takiego jak pogrzeby przestało funkcjonować.

I w takim właśnie świecie przyszło żyć Marcosowi, którego poznajemy w momencie wielkiej traumy po stracie dziecka. W świecie, w którym dosłownie człowiek człowiekowi wilkiem; w świecie, w którym nasz bohater uważany jest za speca od swojej roboty, bo nikt tak dobrze jak on nie dogaduje się z kontrahentami na mięso. Uprzejmy, stonowany, nieco może i zamknięty w sobie, jednak budzący powszechną sympatię i szacunek Marcos zaczyna jednak czuć obrzydzenie do otaczającej go rzeczywistości i ludzi, którzy nawet największe wynaturzenia potrafią usprawiedliwiać z uśmiechem na ustach. Moment zwrotny całej historii następuje natomiast w chwili, gdy w dowód wdzięczności jeden z hodowców przysyła naszemu bohaterowi do domu niezwykle cenną samicę z Pierwszego Czystego Pokolenia, której mięso warte jest krocie. Pytanie nasuwa się samo: Co z tak nietypowym podarunkiem zrobi Marcos?

No dobrze, tyle jeśli chodzi o fabułę. Pora skupić się na samej książce i sprawdzeniu, czy rzeczywiście jest to tak odrażająca, przerażająca, ale i ważna – jak twierdzi wielu – opowieść. Zacznę może od stwierdzenia oczywistego faktu, czyli kwestii, że nie jest to książka dla każdego. Czy bywa odpychająca? Oj bywa. Nawet u mnie, miłośnika horroru, niektóre sceny wywoływały grymas obrzydzenia. Mowa tu choćby o dokładnych opisach obróbki ludzkiego mięsa, wliczając w to skórowanie, rozczłonkowywanie itp. Dla bardziej wrażliwego odbiorcy niektóre sceny mogą okazać się nie do przejścia. Co ciekawe nie uznałbym tego za wadę powieści, ponieważ często mocny przekaz służy do podkreślenia powagi sytuacji, a skoro książka dotyka takiego, a nie innego tematu, to dziwnym byłby raczej brak dosadnych opisów. Odrębną jest tu natomiast kwestia tego, czy historia zawarta w Wybornym trupie jest historią potrzebną i dobrze napisaną.

Z całą pewnością nie można autorce odmówić pomysłowości, bo właśnie pomysł wyjściowy uznałbym za największy atut książki. Wizja wirusa, który popycha ludzkość do łamania wszelkich zasad moralnych uważam za strzał w dziesiątkę, gorzej natomiast sprawa ma się z samym wykonaniem. Mimo, iż powieść czyta się błyskawicznie to jednak po początkowym szoku jakiego doznaje się przy pierwszych brutalniejszych scenach, dalsza część lektury mnie osobiście odrobinę nużyła. Nie było w niej nic odkrywczego, nic nowego, nic co pozwalałoby przez chwilę się zastanowić nad zaistniałą sytuacją, czy kondycją społeczeństwa jako takiego. Co prawda można założyć, że właśnie tak chciała to pani Bazterrica rozegrać – niespieszne tempo, lekkie usypianie odbiorcy, opisy wyzute z emocji. Coś na zasadzie „Oo, widzicie, piszę o tych wszystkich okropieństwach jakby to była norma, podkreślając w ten sposób, że do normy tu daleko”. Tyle tylko, że całość sprawia wrażenie obrazu niedopracowanego, w którym istota problemu została jedynie liźnięta z wierzchu.

Generalnie nie jest to książka zła, ba, jak na debiut to całkiem zjadliwa (heh). Nie jest to jednak również powieść warta większego zachodu, głównie z uwagi na zmarnowany potencjał. Sam pomysł obiecywał wiele i naprawdę można było z tego wyciągnąć historię, która stanęłaby dumnie na półce wraz z innymi dystopijnymi wizjami świata jak choćby te, którymi obdarowali nas Orwell, Huxley, czy Bradbury. Tak się jednak nie stanie, być może przez brak doświadczenia autorki, albo też oczekiwania współczesnego czytelnika co do tego rodzaju literatury, którym Bazterrica starała się sprostać rzucając dobrym pomysłem i przygniatając go średniej jakości rozwinięciem. Summa summarum Wyborny trup to pozycja, którą można sobie przeczytać dla zabicia czasu i znajdzie ona swoich fanów, jednak skąd te wszystkie zachwyty zrozumieć nie potrafię.

OCENA: 6,5/10


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *