TAKIE TAM

Ten o fałszywych nogach…

Wbrew pozorom, rzadko oglądam telewizję. Tak się jednak złożyło, że któregoś z ostatnich dni wieczorem odpaliłem tivi, a tam – na jednym z popularniejszych w Polsce programów – serwis informacyjny. I wiadomo: Iran, USA, Australia oraz – Panie premierze, jak tak dalej pójdzie to nas wyjebią z tej Unii! (grzmi reporterka) – Bzdury! Nie wyjebią! Jesteśmy motorem napędowym tego grajdołka! (odpowiada Mati) – Ale, panie premierze, a co z sądownict… – Proszę natychmiast wyprowadzić tę panią! itd. Klasyczny serwis informacyjny znad Wisły. Aż tu nagle, niczym grom z jasnego nieba, news dnia: Gdzieś tam w Polsce, na terenie gdzie znajduje się jakaś restauracja, znajduje się i parking. I wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że nad parkingiem stoi wielki słup na billboardy wraz z billboardami oczywiście, a na tym słupie siedzą sobie ptaki. Nie trzeba geniusza, by już teraz domyślić się w czym tkwi problem, mianowicie… ptaki srają na zaparkowane samochody. Ktoś mógłby teraz zapytać: I co z tego? To jest temat do Wiadomości? Przecież ptaki wszędzie srają! Ano srają, ale tematem newsa nie było samo zjawisko, a to, jak w tym konkretnym przypadku z nim walczą.

Otóż właściciel terenu, na którym znajduje się i lokal i parking i słupy, postanowił na czubku słupa umocować manekina. I to nie byle jakiego manekina, a wyglądającego jak żywy człowiek. No i tak sobie tam ten manekin stoi, ubrany w cieplutką czapkę, spodnie i sweterek, bo wiadomo – styczeń pełną parą, więc trzeba bidoka opatulić. Oczywiście okazało się, że przypadkowi przechodnie patrząc na tę kukłę z dołu są przekonani, że oto samobójca zamierzający oddać ostatni skok w życiu i to bez telemarku, bo w dupie ma noty sędziowskie i w ogóle te dziwne akcje z punktami za wiatr. Zresztą – o dziwo – nie ma nart. No i tu dochodzimy do sedna newsa, czyli kwestii nieuzasadnionego wzywania służb ratowniczych. Okazuje się, że takie lewe alarmy wszczynane są dosyć często. A to jakiś butik znajdujący się na pierwszym piętrze wystawi za okno kolejnego manekina, a to ktoś zadzwoni dla żartu, kto inny z kolei zadzwoni na pogotowie wystraszony widokiem fałszywych nóg. I inne takie. Yyyy, zaraz zaraz…

Tak, dobrze przeczytaliście – jak przytoczyła jedna z pracownic pogotowia, WIELOKROTNIE karetka została wezwana do przypadku fałszywych nóg. Nie raz. Nie dwa. WIELOKROTNIE. Rzecz w tym, że zdarzają się ponoć przypadki, gdy jakaś osoba lub grupa osób w ramach street artu lub innej manifestacji ułoży nieopodal krzaków… ubrane nogi manekina, tak, by wyglądało to, jakby ktoś w tych krzakach leżał. Ot i cała filozofia fałszywych nóg. I teraz nie wiem, czy może ja chodzę nie tymi uliczkami co trzeba? Czy mijam niewłaściwe krzaki? Albo po prostu za mało wychodzę z domu, ale jak Dostojewskiego kocham, nigdy jeszcze nie było mi dane zobaczyć fałszywych nóg! Przez 35 lat życia widziałem jedynie te prawdziwe, ze stawami, tętniącą wewnątrz krwią, ruszającymi się palcami i tak dalej. Nudy na pudy. I kiedy tak rozmyślałem o tym jak smutne jest moje życie bez fałszywych nóg, poszedłem sobie zrobić kanapkę i wtedy dopiero się wkurwiłem! No, bo ile można oszukiwać zwykłego, przeciętnego ZJADACZA CHLEBA? Pytam: Ile??!!! I tu następuje twist całego wpisu, bowiem wbrew tytułowi i pierwszym akapitom, głównym tematem nie są wcale nogi, a fałszerstwo na o wiele większą skalę! Na skalę dnia codziennego każdego Polaka. Mianowicie…

O co, do kurwy nędzy, chodzi z tym chlebem?!! Nie piszę tego po jednorazowym wybryku, a powtarzającej się w kółko akcji, gdy kupuję chleb, chcę go kulturalnie posmarować masłem i co? I robią się w tym niby „chlebie” wyrwy jak w Wielkim Kanionie! Powiedzcie, że tak nie macie, to nie uwierzę! Próbowałem już smarować na wszystkie możliwe sposoby: z góry, z boku, od środka, od skórki, lżejszym nożem, cięższym nożem, smarować na talerzu, smarować w powietrzu, smarować na desce do krojenia. I gówno, zawsze ten sam efekt – dziury w chlebie! Uprzedzę od razu pytanie – Nie, nie kupuję najtańszego chleba, a bochenek za ponad cztery zeta. Inna sprawa, że ten „bochenek” jest wielkości mojej zamkniętej dłoni, a dłonie mam stosunkowo małe. Nie wiem o co biega, ale dzisiejsze „bochenki” to przy tych, które pieczono i sprzedawano 10, czy 20 lat temu, mogą się co najwyżej pod ziemię ze wstydu zapaść! Te niewiele większe od zwykłej kajzerki twory to mają być bochenki? Chyba bocheniuńki! No szlag mnie dosłownie trafia, bo jedna rzecz to przemysł spożywczy, ale co z naszą kulturą? Co ze staropolskim: „Ma łapy jak bochny chleba!”? Cała nasza kulturowa spuścizna traci, bo lada chwila „łapy jak bochny chleba” będą miały noworodki.

Kiedyś to było pieczywo! A teraz? No za skarby świata nie posmarujesz tego gówna tak, by Ci pół kromki nie zostało w dłoni. To ma być chleb? To jest jakaś popierdółka, a nie chleb! Normalnie nóż się w kieszeni otwiera i co gorsza – nie jesteś w stanie sobie zrobić kanapki, nawet tym nożem z kieszeni! To jest jakiś dramat! Dlaczego nikt o tym nie mówi?! Dlaczego wszystkie ogólnopolskie media nabrały wody w usta? Czyżby jakaś piekarniana mafia trzymała swe tłuste łapska nad całym krajem? Wiem, na pierwszy rzut oka podejrzenia mogą wydawać się nieco śmieszne, jednak, czy aby na pewno? Czy rzeczywiście tak absurdalnym wydaje się być myśl jakoby starzy piekarze (a kto wie, może spisek sięga dalej – do młynarzy!) z dziada-pradziada, postanowili polecieć w kulki z całą Polską, karmiąc nas chlebem gorszego sortu, by zaoszczędzić? Przecież i tak nikt im – żywicielom narodu – nic nie zrobi. A szaremu obywatelowi pozostaje jedynie ciskać przekleństwami na lewo i prawo, bo do jasnej cholery doszło do tego, że się człowiek boi kanapkę zrobić na śniadanie. Przecież to jest patologiczna sytuacja! A zresztą, co ja się tu produkuję, strzępiąc język i klawiaturę. Nie dość, że do nikogo nie dotrze to jeszcze ryzykuję, że lada chwila w ramach ostrzeżenia po tym tekście, niejaki don Mączkone (ojciec wszystkich piekarnianych rodzin mafijnych) zostawi mi na wycieraczce sugestywny znak – zawinięty w gazetę bocheniuniek, tfu, tzn, „bochenek” nadziewany rybią głową. Na szczęście oglądałem Ojca chrzestnego, więc wiem co to ostrzeżenie, biiiiiitch! Nie ze mną te numery, don Mączkone! Muszę mieć tylko oczy szeroko otwarte, a wtedy kto wie, może uda mi się nawet wypatrzeć wreszcie te fałszywe nogi.


Na koniec tradycyjny już przy wpisach z działu TAKIE TAM, utwór, przy którym powstawał tekst. Dajcie im te trzy minuty…

Internet Money – Somebody ft. Lil Tecca and A Boogie Wit Da Hoodie (Official Music Video)

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *