-
Ten o złoczyńcy jak Ty i ja, czyli “Joker” [recenzja]
Raz na jakiś czas światowa kinematografia serwuje nam obraz wybitny, kompletny lub nietuzinkowy. Piszę „lub” ponieważ połączenie wszystkich trzech wyżej wymienionych cech w jednym tytule to rzecz rzadziej spotykana niż różowe jednorożce drepczące pod katowickim Spodkiem, czy garnek złota na końcu tęczy. Niedawno zachwycałem się FENOMENALNYM, koreańskim Parasite i nie było żadnego powodu sądzić, by jakiekolwiek inne dzieło wielkiego ekranu chociażby zbliżyło się poziomem do filmu Joon-ho Bonga. Na pewno nie należało się tego spodziewać po tytule z wielkiej Fabryki Snów, skoro żyjemy w czasach kiedy absurdalne (najdelikatniej mówiąc) decyzje Akademii zmatowiły dawny blask Oscarów, a w szczerość i chęci stworzenia w Hollywood oryginalnego, ponadczasowego dzieła, nie wierzył już chyba…
-
Ten o różowych landrynkach uwielbienia, czyli “Parasite” [recenzja]
Czasami napisanie recenzji nie jest wcale prostą sprawą. Oczywiście, zdarzają się dzieła mniej lub bardziej udane, o których pisze się łatwo, lekko i przyjemnie; zwłaszcza zgnojenie (najdelikatniej mówiąc) konkretnej powieści, filmu, czy serialu. Wbijanie szpil to przysłowiowa kaszka z mleczkiem. Trudniej robi się natomiast, gdy trzeba skrobnąć kilka słów o obrazie, który wbił piszącego w fotel. Próbowałem tak z książkami, czego nieudolne próby znajdziecie TUTAJ lub TUTAJ. Nigdy jednak nie miałem okazji zmierzyć się z arcydziełem kinematografii, chociażby 犀利士 z tego powodu, że trzy film, które uważałem dotychczas za ulubione, czyli Życie jest piękne (reż. Roberto Benigni, 1997), Kill Bill vol. 1 (Quentin Tarantino, 2003) oraz Dogville (Lars von Trier,…