Ten, w którym film przebija książkę, czyli “Ojciec chrzestny” [recenzja]
Film nazywany jest kultowym i znaleźć go można w górnej części tabeli wszystkich liczących się branżowych rankingów. Nie inaczej sprawa ma się z literackim pierwowzorem historii, którą zna chyba każdy. I choć wstyd się przyznać, muszę to zrobić, by cały niniejszy tekst miał jakikolwiek sens: Jeszcze dwa dni temu, miłośnikowi popkultury takiemu jak ja, opowieść o losach rodziny Corleone była w dużej mierze obca. Dziwne to o tyle, że nie mam nic przeciw kinu gangsterskiemu, ba, zdarzają się w tym gatunku dzieła, które kocham miłością prawdziwą, jak chociażby Kasyno, czy Wściekłe psy. Nie jest też oczywiście tak, że o samej historii nie wiedziałem nic, w końcu do samego filmu podchodziłem…
Ten o głosie, w który warto się wsłuchać, czyli “Okja” [recenzja]
Rozpocznę niniejszą recenzję dokładnie tak samo jak zacząłem polecający Okję wpis na Facebooku. Otóż zaledwie trzy dni temu niejaki Bong Joon-ho, reżyser rodem z Korei Południowej, zgarnął jedną z najważniejszych branżowych nagród – Złotą Palmę na Festiwalu Filmowym w Cannes. Do rywalizacji stanęło dziewiętnaście produkcji, w tym m.in. najnowsze obrazy Quentina Tarantino, czy Pedro Almodovara, jednak żaden z dwóch ubóstwianych przez miliony widzów na całym świecie twórców nie mógł cieszyć się finałowym triumfem. Ten przypadł w udziale, jak już wspomniałem, Koreańczykowi za obraz zatytułowany Parasite. Żaden ze mnie ekspert z dziedziny południowokoreańskiej kinematografii, dlatego nie będę nawet próbował ukrywać, że dopiero po tak znaczącym sukcesie jak wspominana Złota Palma, postanowiłem…
Ten o słoiku, którego strach dotknąć przez ścierę…
„Kolejny piątek wieczorem. Ponownie, w pobliżu soboty, pró-bu-ję… stanąć na nogi” – śpiewa w „Melodii ulotnej” Mela Koteluk. Powiem Ci Mela, tak tylko między nami, że NIE TY JEDYNA blondasku próbujesz, nie Ty jedyna. Coś tam jeszcze było dalej w tekście o grawitacji co jak sznurkiem przywiązana, przyciąga Cię i oddala. No i tu się akurat nieco różnimy, bo kiedy piątek zaczyna się zlewać z sobotą (lub sobota z niedzielą) to mnie raczej przyciąga. Ta grawitacja oczywiście. Nie to jest jednak najgorsze, najgorsze są sms-y wysyłane w momentach kiedy jeszcze stoisz, wydaje Ci się, że jesteś panem świata i piszesz do tych biednych ludzi, którzy mieli pecha znaleźć się na…