Ten o czapce Batmana…
Któż z nas nie chciałby zostać superbohaterem? Któż z nas nie pragnąłby stać się herosem dźwigającym na swych barkach ciężar ładu i porządku na świecie, lub chociaż w województwie? Choć nie łatwa to rola pełna wyrzeczeń, obowiązków i nieprzespanych nocy, wszystko rekompensuje uśmiech brzdąca uratowanego po eksplozji bomby w budynku, nagłówki z pierwszych stron gazet: „PONOWNIE NAS URATOWAŁ! DZIĘKI CI BOHATERZE!” oraz fame związany z kolejnymi wysokobudżetowymi produkcjami opisującymi historię wybrańca. Jak jednak wiadomo nie każdemu przeciętnemu zjadaczowi chleba taki los pisany, tylko nieliczni dostąpić mogą zaszczytu ratowania ludzkości. W tym jakże zacnym gronie znajdują się m.in. Superman, Spider-Man, Volverine, Hulk czy też popierdółka typu Aquaman. Jest wśród nich i on – Mroczny rycerz. Król nocy, któremu żaden łotr nie straszny, który w blasku księżyca rozkłada swe opiekuńcze skrzydła nad miastem, byśmy mogli spać spokojnie. Niedawno pojawił się i w moim rodzinnym Toruniu by strzec mieszkańców grodu Kopernika, niestety chwile później pojawił się i problem: nasz bohater zgubił czapkę. I to nie tę śmieszną maskę z różkami jaką znacie z komiksów czy filmów, a prawdziwą czapkę – tę która dodaje mu sił by chronić zwykłych obywateli przed wszelakiej maści niegodziwcami. Pytam więc: Gdzie jesteś czapko Batmana?
Było pochmurne, kwietniowe popołudnie, jak większość kwietniowych popołudni nad Wisłą, gdy Mikołaj (dla przyjaciół – Miki) spacerował z mamą alejami parku na bydgoskim przedmieściu. Ciekawe świata oczka spoglądały w każdą ze stron, szukając bodźców do zachwytu. Czego tu jednak szukać w tej szarudze? Gdzie te zapowiadane przez synoptyków plus 18?
– Oo, dzień dobry pani Agato – zagadnęła napotkana po drodze sąsiadka.
– A, dzień dobry – odpowiedziała mama Mikołaja
.- A co to za słodziaczek? – zapytała baba, chwytając Mikiego za policzki – o jaki on piękny!
– Dziękuję (ale zostaw, kurwa, jego poliki!!!) – nieskromnie odparła Agata, choć znakomicie zdawała sobie sprawę z tego, że komplementy nie są wyssane z palca – jej syn rzeczywiście powalał urodą. Złote włoski; duże, błękitne oczęta okraszone długimi, zalotnymi rzęsami oraz rozbrajający uśmiech od ucha do ucha. Wiedziała, że zarówno sąsiadki jak i kumpele z klubu chustomam zazdroszczą jej pierworodnego, wiedziała, że jest wyjątkowy – potrafił już sam zjeżdżać ze zjeżdżalni, powiedzieć „nie”, sam zjeść posiłek. O takich jak on mówią „zdolniacha”
Uroda Mikołaja nie umknęła także uwadze jego podwórkowych rówieśniczek, które od dawna – w sekrecie – nazywały go “El Grande Przystojniak”, choć tak naprawdę nie znały znaczenia tych słów, miały przecież dopiero 14 miesięcy każda. Gdy widziały na horyzoncie zbliżający się wózek z blond ciachem, pudrowały policzki, choć nie miały pudru, poprawiały usta szminką, choć nie wiedziały jeszcze co to szminka. Był ich bohaterem, a na sam jego widok robiło im się… gorąco.
Prawdziwym, boskim wręcz uwielbieniem cieszył się jednak dopiero od niedawna, od momentu, w którym mama kupiła mu czapkę. I to nie byle jaka czapkę – nie w groszki, nie w ciapki, nawet nie w Wojownicze żółwie ninja; od jakiegoś już czasu Miki dumnie spacerował w czapce z logo Batmana.
– Dziewczyny, widziałyście? – zapytała telepatycznie koleżanki półtora roczna Zuzia, której rodzice wróżą karierę w NASA.
– Co takiego? – spytały chórem
– Miki ma czapkę Batmana!!!
I tak wieść o czapce superbohatera rozniosła się pocztą pantoflową od Starówki, aż po Rubinkowo. Szacun jakim na dzielnicy cieszył się Mikołaj wzrósł o dobre 500 procent, czyli do niemierzalnego wręcz poziomu. Słońce wyszło zza chmur, a przed prowadzącą wózek z brzdącem na pokładzie Agatą sklepowe kolejki rozstępowały się niczym morze przed Mojżeszem; każdy chciał zobaczyć, każdy chciał dotknąć… czapkę Batmana.
Feralną okazała się być doba równo miesiąc po jakże udanym zakupie nakrycia głowy, był to dzień spaceru z tatą, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie: przejażdżki z tatą. Wszystko ładnie, wszystko pięknie, mogłoby się wydawać. Niestety, tylko do następnego poranka.
– Gdzie jest czapka!!?? – zapytała gniewnie swego partnera Agata.
– Jaka czapka? – odparł.
I wtedy się zaczęło.
– Jak to jaka czapka?! Czapka Batmana!
– Pewnie jest w samochodzie – odpowiedział już nie zaspanym, a drżącym głosem. Pot spływał mu po czole, zdawał sobie sprawę co wisi w powietrzu, czego mógł się dopuścić.
– Sprawdzałam, nie ma!
– Zaraz zobaczę.
– Nie zaraz, a teraz!
Poszedł.
Jak nie trudno się domyślić czapki nie znalazł, a rodzinna gehenna dopiero miała się rozpocząć.
Pytania, telefony, zdjęcia porozwieszane na słupach telefonicznych i latarniach. Zagajony po raz siódmy z rzędu dozorca budynku pokręcił tylko głową i ze smutkiem w oczach odprowadził wzrokiem odjeżdżającą wózkiem Agatę.
I jeśli komuś w tym momencie przechodzi przez głowę, że przecież można było kupić drugą czapkę, w większym błędzie być nie może. Jedna za mała, druga za duża, logo na trzeciej bardziej przypominało wronę niż nietoperza. Jednym słowem: koszmar.
I dla Mikiego nie były to łatwe chwile, bo choć urok blondaska pozostał to już nie on, a Piotruś (13 miesięcy) stał się bożyszczem dziewcząt, to on miał teraz spodenki z naszywkami Hot Wheels i nowy, bajerancki smoczek. Mikołaj odszedł w odstawkę z poczuciem, że stracił swą moc. Poranna, rzucona w kąt Berlinka smakowała papierem toaletowym, kasza manna wymiocinami; całe życie straciło smak, a nie znał jeszcze nawet słowa „życie”.
Dni – odliczane kolejnymi spacerami – mijały z nową czapką z logo Supermana na główce. Trzeba było jednak spojrzeć prawdzie w oczy – Supermanem może być każdy (nawet byle Kayah), ale Mrocznym rycerzem? Mrocznym rycerzem już nie.
Ogłoszenia zawiodły, policja bezradnie rozkładała ręce, a Mikołaj zapadał się w sobie coraz bardziej. Jak odzyskać fame?- myślał. Jak ponownie ustawić tego chwalipiętę Piotrusia w szeregu? Jak żyć bez magicznej czapki? Jak ponownie zawładnąć nocą i sercami niewiast?
Lek na wszystkie bolączki przyszedł jakby znikąd, trafiając niczym grom z jasnego nieba.
Zaparzyła gorącą kawę, crossaint czekał już na porcelanowym talerzyku, odpaliła Facebooka.
Zdjęcie kotka grającego na puzonie – haha, kolejna koleżanka z liceum wyszła za mąż – gratki, sąsiad udostępnił nowy kawałek Eda Sheerana – całkiem, całkiem, nawet ujdzie. Nagle cios prawie tak mocny jak te, którymi Mike Tyson nokautował rywali w latach 90′. BACH: Spotted Toruń: „Witam, znalazłam czapkę z logo Batmana, wisi na płocie przy ulicy XXX”.
Czas się zatrzymał, ptaki stanęły w miejscu, wypuszczona z dłoni filiżanka kawy rozbiła się o nowo położony parkiet, rzucając blado brązowy odcień na świeżo pomalowaną ścianę. Czy… Czy to możliwe? Czy TA czapka ma się dobrze i zdrowo?
Nie czekając długo zamówiła taksówkę, nie ma przecież ważniejszego niż szczęście jej pierworodnego syna. Z majowym wiatrem we włosach pognała pod wskazany na Fejsie adres.
Wisiała na wymagającym impregnacji płotku. Opuszczona, biedna, wilgotna. Czapka Batmana. Nie zniszczyły jej opady deszczu, ani porywisty wicher, wciąż była tym samym, roztaczającym aurę siły nakryciem głowy. Uśmiech Agaty po raz kolejny przegnał czarne chmury, słońce puściło do niej oczko mówiąc: „A widzisz? :)”
Dziś (po szóstym już praniu), pomimo plus 18 na termometrze Mikołaj dumnie jedzie w wózku, wypatrując kolejnych nowości jakie świat może zaoferować rocznemu dziecku. Nie wie jeszcze co to matematyka, nie wie co to lekcja chemii, nie wypalił jeszcze pierwszego papierosa, nawet nie podtarł się jeszcze sam po …
Póki co cieszy się szacunkiem ziomków z dzielnicy, wszystkie młode lachony znów są jego, a on wypatruje nocy, by znów strzec naszego miasta.
Toruniu, możesz spać spokojnie.
2 komentarze
Dotee
Batman jest takim superbohaterem, że nawet jak czapkę zgubi, to ona sama się znajduje 🙂 jasne, że nie każdy może ot tak sobie nim być :p
Asia
Nie jednej mamie przydało się to przeczytać. I w sumie każdemu, kto zbyt wiele wagi przywiązuje do rzeczy, zbyt wiele spraw podporządkowuje temu, by się “pokazać”, zbyt wiele rzeczy robi dla poklasku, żeby nie powiedzieć, dla lansu. 😉
P.S. Klub chustomam mnie rozbroił! 😀