
Ten o 10 Albumach do słuchania PoPijaku…
Pytanie na piątek: Co można zrobić PoPijaku? Zasnąć, zwymiotować, wysłać durnego sms-a do ex, potańczyć… No właśnie, tyle tylko, że do tańca potrzebna jest muzyka, a i przy niej nie każdy lubi bądź umie pląsać na parkiecie. Jednak muzyka to dobra rzecz, ponoć łagodzi obyczaje, a to PoPijaku niekiedy niezwykle ważne. Tylko czego słuchać? I tu na ratunek przychodzi PisanePoPijaku, jednak tym razem pisania będzie niewiele, a pałeczkę przejmą dźwięki. Wybór 10. albumów do słuchania PoPijaku (choć można i na trzeźwo) to oczywiście ranking subiektywny, w którym znajdziecie przede wszystkim starocie, bo i autor do najmłodszych już nie należy. Trochę rocka, soulu, rapu, nuty przeważnie szybsze niż wolniejsze, ale przecież mamy piątek, prawda?
10. Dog Eat Dog – Amped
Rok wydania: 1999
Gatunek: Funk metal, Hardcore
Czas trwania: 41:06
Największy hit: Expect the unexpected
Kojarzycie Dog Eat Dog? Niektórzy być może, jednak większość w geście zmieszania pewnie podrapie się w tym momencie po głowie.Tymczasem, ten istniejący już przeszło 27 lat amerykański zespół powinien być w Polsce popularny chociażby z jednego powodu, a mianowicie bluzy z orzełkiem, w którą odziany był wokalista zespołu – John Connor – podczas kręcenia teledysku do największego przeboju grupy – Who’s The King? Jednak ani Who’s The King? ani kolejnego hitu – No Fronts, nie znajdziecie na wydanym w roku 1999 Amped. Co więc tytuł ten robi w niniejszym zestawieniu? Wszystko przez sentyment, sentyment przewijanej kasety (dobrze widzicie – KASETY) na starym walkmanie Sony, który to wyróżnione właśnie Amped uśmierciło. Ten stosunkowo krótki album to z nielicznymi przerwami szybka jazda bez trzymanki, napędzana takimi kawałkami jak In The City, Expect the unexpected, Big Wheel czy Modern Day Devils! Dog Eat Dog wiedzą jak podkręcić tempo, przekonajcie się sami…
9. Erykah Badu – New Amerykah Part One (4the World War)
Rok wydania: 2008
Gatunek: soul, neo soul, funk, jazz, R & B, electronica
Czas trwania: 58:52
Największy hit: Honey
Miejsce dziewiąte dla królowej neo soulu – Eryki Badu. Kobieta-orkiestra, bo jak inaczej nazwać można osobę zajmującą się śpiewaniem, pisaniem tekstów, produkcją utworów i DJką (!), która w wolnych chwilach lubi sobie zagrać w filmie? No właśnie. Równie wszechstronny jak sama Badu jest jej czwarty studyjny krążek – New Amerykah Part One (4th World War), album bardziej szalony niż trzy poprzednie razem wzięte! Tekstowo znajduje się tu prawie wszystko – od religii, przez ucisk Afroamerykanów, nadużywanie narkotyków, rasizm, aż po politykę. Jeśli mowa o samych brzmieniach to i tutaj każdy fan “czarnej” muzyki znajdzie coś dla siebie – słodkie i bujające Honey miesza się chociażby z nastrojowym, nieco nawet “sakralnym” Healerem, a na to wszystko dochodzą jeszcze nuty takie jak Soldier czy The Cell. Ten ostatni, choć raczej niezbyt popularny doskonale oddaje żywszą część albumu oraz nietuzinkowy styl artystki…
8. Beastie Boys – Hello Nasty
Rok wydania: 1998
Gatunek: Alternatywny hip-hop, Rap rock
Czas trwania: 67:28
Największy hit: Intergalactic
Kolejna sentymentalna, kasetowa historia. Tym razem historia jednej z pierwszych kaset zakupionych “w pełni świadomie”, choć świadomości nie miałem żadnej pytając pana na stoisku o “coś nowego” (pamiętam jak dziś). Facet położył przede mną trzy tytuły, a ja sugerując się fajną okładką wybrałem Hello Nasty legendarnych już Beastie Boys. Oh, jakież było moje zaskoczenie już przy pierwszej nutce 😮 Pełne werwy, rymowane, elektroniczne brzmienia, które do tej pory były mi obce najzwyczajniej w świecie pochłonęły mnie na całego! Po dziś dzień potrafię “zaśpiewać” (w cudzysłowie, ponieważ nie chcielibyście słyszeć jak “śpiewam”) Intergalactic od tyłu, a uwierzcie, że nawet od przodu nie jest łatwo. Dwadzieścia dwa numery zawarte na Hello Nasty potrafiłyby obudzić umarłego i naprawdę wiem co mówię. Zresztą posłuchajcie sami zwracając jednocześnie uwagę na fakt, że prezentowane poniżej Body Movin nie jest specjalnie szybkie czy też żywiołowe jak na ten konkretny album…
7. No Doubt – Tragic Kingdom
Rok wydania: 1995
Gatunek: Alternatywny rock, ska punk
Czas trwania: 59:38
Największy hit: Don’t speak
No dobra, wspominek ciąg dalszy. Tym razem w roli głównej wiecznie młoda Gwen Stefani (naprawdę sprawdźcie sobie jak teraz wygląda Gwen Stefani, podpowiem Wam – wygląda identycznie jak na okładce albumu przed ponad dwóch dekad! 😮 ) z chłopakami, czyli No Doubt i Tragic Kingdom. Słyszeliście kiedyś taki kawałek jak Don’t speak? Ha-ha, wiem, straszny suchar. Nie słyszeć Don’t speak to jak nie widzieć nigdy trawy. Jasne, zawsze możecie mieszkać na skutej lodem Arktyce, gdzie trawy nie uświadczycie jednak klasyk to zawsze klasyk. Powiem nawet więcej – klasyk przewijany ołówkiem, ponieważ w Tragic Kingdom zasłuchiwałem się również w wersji kasetowej. O dziwo, to nie kojarzony z zespołem kultowy hit, a chociażby Just a girl, Sunday Morning czy tytułowe Tragic Kingdom najbardziej przypadły mi do gustu. Czy cały album wart jest przesłuchania? Odpowiem liczbą 16, bo właśnie tyle milionów egzemplarzy krążka sprzedało się na całym świecie…
6. Kaliber 44 – W 63 minuty dookoła świata
Rok wydania: 1998
Gatunek: Hip-hop
Czas trwania: 62:48
Największy hit: Film
Pierwszy i uprzedzając fakty – jedyny przedstawiciel naszego pięknego kraju w dzisiejszym zestawieniu. Zdradzę również, iż obok albumów z pozycji numer jeden oraz dwa ten jest trzecim, którego każdy utwór będę w stanie wyrecytować nawet gdyby obudzono mnie w środku nocy. Po bardzo (podkreślam: bardzo) psychodelicznej Księdze Tajemniczej. Prolog, Kaliber 44 powrócił blisko dwadzieścia lat temu z płytą W 63 minuty dookoła świata i moim skromnym zdaniem jest to najlepszy rapowy polski krążek ever! W zasadzie ciężko tu nawet wybrać jeden, najlepszy kawałek ponieważ każdy ma w sobie coś, każdy chwyta. Na dobrą sprawę najbardziej znany Film jest tu chyba przeciętniakiem. Dla fanów polskiego rapu pozycja obowiązkowa i album, który na stałe zapisał się już jako klasyka gatunku…
5. Linkin Park – Hybrid Theory
Rok wydania: 2000
Gatunek: Nu metal, rap metal
Czas trwania: 37:45
Największy hit: In The End
Krótko, zwięźle, na temat i chwytliwie. Czy można sobie wyobrazić lepszy debiut? Przyznam szczerze, trochę się chwaląc, iż uważam Linkin Park za “moje odkrycie”. Pamiętam kiedy usłyszałem na jednym z zagranicznych kanałów muzycznych One Step Closer i zacząłem wszystkim wokół rozpowiadać “Zapamiętajcie ten zespół, będzie o nich głośno”. Większość odpowiedzi brzmiała: “Eee, to nawet nie brzmi dobrze, może jakiś tam kawałek wydadzą, ale przepadną”. Reszta, jak mawiają, to już historia. Nie będę teraz opłakiwał Chestera, choć szkoda gościa, bo głos miał naprawdę potężny, postaram się skupić na samym albumie, a tu hit pogania hit. Crawling, In The End, Papercut, Points of Authority, Pushing Me Away… wymieniać dalej? Niestety po Meteorze kariera zespołu dla mnie przestałą być interesująca, jednak Hybrid Theory to klasa sama w sobie, nawet po latach…
4. Gnarls Barkley – St. Elsewhere
Rok wydania: 2006
Gatunek: Psychodelic soul, alternatywny rock
Czas trwania: 37:20
Największy hit: Crazy
Jeśli kojarzyliście Don’t speak to prawdopodobnie kojarzycie i Crazy. Około dekadę temu (Boże jaki ja jestem stary!!!) rozbrzmiewała w każdej rozgłośni radiowej, przy każdej możliwej okazji. Różnica pomiędzy Crazy a innymi radiowymi hitami była jednak taka, że to dobry utwór był! Gnarls Barkley czyli kolaboracja producenta muzycznego Danger Mouse’a oraz znanego z Goodie Mob wokalisty CeeLo Greena. Panowie dopuścili się dwóch wspólnych krążków, z czego za wyróżniony tu pierwszy skazani zostali na ogólnoświatową popularność. Prezentowany materiał jest tak różnorodny, że udało mu się podbić kilka odrębnych notowań listy Billboard z podziałem na gatunki; na tej z najpopularniejszymi albumami kategorii Dance królował przez 39 kolejnych tygodni. I choć krążek to przede wszystkim taneczny, nie brakuje na nim i poważniejszych momentów jak chociażby w utworach Just a thought (opowiadającym o próbie samobójczej) czy Boogie monster. Kapitalna produkcja, której zróżnicowanie najlepiej zobrazują te dwa numery…
3. Eminem – The Marshall Mathers LP
Rok wydania: 2000
Gatunek: Hip-hop, hardcore hip – hop
Czas trwania: 70:30
Największy hit: Stan, The Real Slim Shady
May I have your attention please?
May I have your attention please?
Will the real Slim Shady please stand up?
I repeat will the real Slim Shady please stand up?
We’re going to have a problem here
Ktoś tu może mieć problem, jednak z całą pewnością nie jest nim prawdziwy Slim Shady, który ląduje właśnie na podium PisanegoPoPijaku zestawienia. Prawda jest taka, że właściwie nie ma czego tu dodawać, może poza faktem, że ciężko jest wybrać jeden, najlepszy album Eminema, ponieważ w miejscu The Marshall Mathers LP spokojnie mogłyby się znaleźć trzy inne tytuły. Wybrałem jednak ten najbardziej znany, dzięki któremu rapowy blondas pokazał się szerszej publiczności. Nic tylko słuchać…
2. Alicia Keys – Songs In A Minor
Rok wydania: 2001
Gatunek: R & B, soul
Czas trwania: 63:04
Największy hit: Fallin, How come U don’t call me, A Woman’s Worth
Każdy kto zna mnie choć trochę wie, że nie mogło jej tu zabraknąć. Po rapowych, rockowych i dance’owych rytmach, czas na spokojniejsze i bardziej bujające klimaty, a kto będzie w tym lepszy niż Alicia Keys? Prawdopodobnie nikt. Tego co sądzę o samej artystce oraz jej karierze dowiecie się z recenzji jej ostatniej płyty, którą znajdziecie TUTAJ. Moja, co tu dużo mówić, idolka zaczynała jednak innym krążkiem. Pewnego dnia uśmiechnięta dziewczyna z warkoczykami zaśpiewała o tym jak Upada i kupiła mnie całego. Ja z kolei zakupiłem Sons In A Minor i wpadłem po uszy! Album znam na pamięć i autentycznie nie widzę w nim słabego punktu. Jest kojąco, delikatnie, melancholijnie, a gdy trzeba z większą werwą. Alicia Keys najzwyczajniej w świecie wymiata i tu nawet nie ma nad czym dyskutować…
1. Limp Bizkit – Chocolate Starfish and the Hot Dog Flavored Water
Rok wydania: 2000
Gatunek: Nu metal, rap metal
Czas trwania: 75:00
Największy hit: Rollin, Take A Look Around
Doszliśmy do numeru 1 i aż samo się prosi by wszedł on na podium z przytupem, żeby nie powiedzieć “z pierdolnięciem”! A pierdolnięcie jest nawet dosyć ostre i to w większości kawałków zaprezentowanych na Chocolate Starfish and the Hot Dog Flavored Water. Pomijając Intro oraz Outro otrzymujemy trzynaście kulek mocy, których – uwierzcie mi na słowo – lepiej nie odsłuchiwać jadąc samochodem, bo noga sama wciska pedał gazu! Nie mam pojęcia ile razy przesłuchałem najlepszy z albumów Limp Bizkit, ale liczyłbym to raczej w setkach i mówiąc szczerze – za chwilę odpalę go po raz kolejny! Fred Durst i reszta paczki odwalili kawał świetnej roboty, która zawsze już będzie grała mi w sercu. A Wy, jeśli nie znacie, nadrabiajcie czym prędzej, bo jest co nadrabiać. Uprzedzam tylko – będzie głośno…


4 komentarze
Bookiecik
Może jestem ignorantką, ale połowy nagrań z tegoż zestawienia nie kojarzę 😛
pisanepopijaku
Być może zbyt rzadko słuchasz muzyki PoPijaku? 😉
wielopokoleniowo
Bardzo ciekawe zestawienie 😉
Agata vel Miniaturowa
Ooo pamiętam jaka była faza na Eminema, miałyśmy z siostrą jego płyty, które słuchałyśmy non stop. Moja kumpela ze studiów w dalszym ciągu zbiera wszystko na jego temat. Uwielbia jego muzykę 🙂