-
Ten o “Autopsji Jane Doe” [recenzja]
Od ładnych kilku lat obserwujemy w kinach powrót do łask gatunku, jakim jest horror. Swego czasu zalała nas fala krwawych i makabrycznych produkcji francuskich (m.in. Blady strach, Frontière(s), Najście, Martyrs. Skazani na strach). O swoje miejsce w świadomości widza walczyły (z całkiem niezłym zresztą skutkiem) zdecydowanie mniej krwawe, subtelniejsze wizualnie obrazy hiszpańskie, takie jak chociażby Kręgosłup diabła czy Labirynt Fauna. Nie można również zapomnieć o wysypie długowłosych małych Azjatek, które lubiły wyjść sobie ze studni albo usiąść komuś na karku. No i Ameryka, jak to Ameryka, dorzucała swoje trzy grosze wszystkimi tymi Obecnościami i Naznaczonymi. Odświeżano dzieła kultowe (Blair Witch, Martwe zło) – Piły powstało z kolei tyle części, że chyba…
-
Ten o numerze z gablotki na klatce…
Zakładając bloga wiedziałem, że lubię sobie popisać, obawiałem się jednak, że w którymś momencie skończą mi się z życia wzięte historyjki, a i żadnej recenzji nie będę miał akurat pod ręką, żeby tu wstawić. Skończą się tematy i cała ta impreza pod tytułem “blog” umrze śmiercią naturalną. To by dopiero była szkoda! Cały ten zachód z wybieraniem szablonu itd., poszedłby na marne. Na szczęście (dla tej strony) lub nieszczęście (dla mojego zdrowia psychicznego) specyfika pracy, która daje mi pieniążki na chleb nie pozwoli na dłuższe chwile przestoju…
-
Ten o NOWYM (WZ)ROKU…
Pierwszym wpisem w Nowym Roku miał być Ten o obietnicach danych sobie. Takie ha-ha z Noworocznych postanowień, które po tygodniu, miesiącu czy kwartale będzie można sobie wsadzić… wiadomo gdzie. „Rzucę fajki”, „Zacznę biegać”, „Będę się zdrowo odżywiał”. Taaaaa, już to przerabiałem. Oczywiście trzymam za wszystkich kciuki jednak bądźmy realistami – to po prostu nie wypali. Olać więc te bzdurne postanowienia/obietnice, lepiej rozpocząć styczeń miłym akcentem! Może nie stricte Noworocznym, ale – jakby nie PATRZEĆ – nowym…