RECENZJE,  SERIAL

Ten o magii minionych lat, czyli “Genialna przyjaciółka” [recenzja]

Powiadają, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Jeśli owo powiedzenie zawiera choć ziarnko prawdy, to Elena i Lila grunt pod wieczną przyjaźń mogły budować już od kołyski. Wychowanym w biednej, robotniczej dzielnicy Neapolu dziewczętom nigdy nie było łatwo. Surowi rodzice, natłok obowiązków, a gdzie nie spojrzeć, tam wciąż te same, znudzone twarze ludzi, którzy nie marzą już nawet o lepszej przyszłości. I właśnie wtedy pojawia się przyjaźń. Przyjaźń oparta na rywalizacji, na próbach prześcignięcia tej drugiej, na wzajemnym dopingowaniu się oraz podnoszeniu poprzeczki. Dwie dziewczynki – dwa zupełnie odmienne charaktery. Jedna to opanowana, powściągliwa, sprawiająca wrażenie zahukanej blondynka; druga to pełna pasji, temperamentna brunetka, która zawsze stawia na swoim. Czy takie połączenie może przynieść coś dobrego, czy raczej prosta tu droga do katastrofy? Na te i kilka innych pytań odpowiedzi udzielić próbują twórcy włoskiej produkcji sygnowanej znakiem HBO, a zarazem ekranizacji bestsellerowego cyklu powieści, autorstwa Eleny Ferrante. Czy Genialna przyjaciółka to serialowy HIT, czy KIT ostatnich tygodni bieżącego roku? O tym w poniższym tekście dyskutują Iwona oraz Przemek.

WRAŻENIA OGÓLNE

Iwona Mózgowiec: Historie oparte na przyjaźni dwóch skrajnie różnych charakterów są stare jak świat. Obawiałam się, że ten serial jest kolejną, łzawą i pretensjonalną propozycją wyłącznie dla wielbicielek oper mydlanych. Przyznam, że nie czytałam bestsellerowej powieści Eleny Ferrante, ale Genialna przyjaciółka w reżyserii Saverio Costanzo broni się już od pierwszego odcinka. Po części za sprawą scenariusza, po części dzięki niecodziennej estetyce oraz rzecz jasna – dzięki grze aktorskiej. A przedmieścia Neapolu zostały fascynująco ukazane jako mikrowszechświat, poza którym gdzieś podobno istnieje jakieś życie. Wspaniały zabieg.

Przemek Kowalski: Ja również nie miałem przyjemności zapoznania się z literackim pierwowzorem (na temat którego, jak słyszałem, opinie bywają skrajnie różne), jednak jego ekranizacja zasługuje – moim skromnym zdaniem – na miano najlepszego nowego serialu tego roku! Nie, to nie żart, naprawdę, aż tak mi się podobało. Estetyka powala na kolana, klimat biednej dzielnicy Neapolu urzeka i chwyta za serce, a sama historia, choć niespieszna, potrafi wciągnąć, jak mało która! Rzecz jasna brawa należą się również aktorom, bez nich sukces, jakim bez wątpienia jest Genialna przyjaciółka, nie miałby racji bytu. Aż sam nie wiem, czym zachwycać się bardziej – grą aktorską, kapitalnym włoskim klimatem czy pojedynczymi ujęciami, niejednokrotnie ocierającymi się o perfekcję! Dawno żadna opowieść małego ekranu nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia.

WADY I ZALETY SERIALU

Przemek: Zalety właściwie wymieniłem już, opisując ogólne wrażenia po zakończeniu serialu. Inna sprawa, że trudno ubrać w słowa to, czym zachwyca włoska produkcja. Najogólniej rzecz ujmując, chodzi o pewien specyficzny rodzaj wrażliwości, dlatego to, co dla jednych będzie największym atutem serialu, inni mogą odebrać jako wielką wadę. O aktorstwie będziemy jeszcze z Iwoną pisać później, dlatego póki co raz jeszcze pochwalę kapitalny klimat. Widz dosłownie czuje się, jakby przebywał w tej zakurzonej, biednej dzielnicy, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ze wszystkich stron bije poczucie bezsilności i godzenia się z losem przegranego. Wszystko dzieje się bez pośpiechu, leniwie, co niektórych może odstraszyć, jednak niejeden odbiorca Genialnej przyjaciółki dostrzeże i doceni fakt, iż wiele pojedynczych scen to prawdziwe dzieła sztuki.

Iwona: O tak. Klimat jest absolutnie niepodrabialny. Ujęło mnie też, jak nienachalnie i bez wartościowania pokazano tło polityczno-obyczajowe. Z biegiem lat/odcinków widać zmiany, jakie zachodzą w Neapolu – w nastrojach społecznych, w bohaterach, w modzie, w wyglądzie domów i ulic oraz w pojazdach po nich jeżdżących. Bardzo też spodobało mi się intro – klatka po klatce (w stylu retro) prezentowani są bohaterowie. Oczywiście zdjęcia są uaktualniane, stosownie do wieku i sytuacji każdej postaci. I wiesz co jeszcze? I zadziwiające, jak twórcy Genialnej przyjaciółki świetnie oddali emocje, stosując bardzo proste, oszczędne środki wyrazu – pokazując kierunek spojrzeń, mowę ciała, mimikę. Narracja Eleny i dialogi są tylko ich uzupełnieniem.

Przemek: Intro jest genialne! A od siebie dodam jeszcze, że na pochwałę zasługuje “przejście” bohaterek z wieku dziecięcego do lat dojrzewania. I charakterologicznie, i (przede wszystkim) wizualnie to wszystko się zgadza. Czasami bywa tak, że dany serial czy film, który obrazuje kilkanaście czy też kilkadziesiąt lat życia danych postaci, traci po zmianie aktorów na bardziej dojrzałych. Tutaj również takie ryzyko wisiało w powietrzu, bowiem lata dzieciństwa przyjaciółek pokazane i zagrane zostały fenomenalnie. I kiedy wydaje się, że przejście w dorosłość odbierze produkcji odrobinę czaru… nic takiego nie następuje! Wszystko składa się na jedną spójną całość. Brawa tak dla aktorek, jak i kogoś kto pracował przy castingach.

Jeśli mowa o minusach, to dla mnie osobiście nie ma w Genialnej przyjaciółce żadnego, jednak tak jak napisałem wcześniej – nie każdemu serwowana w serialu wrażliwość przypadnie do gustu. Miłośnicy szybkiej akcji i natłoku zwrotów akcji, nie mają tu czego szukać, bo choć zabrzmi to banalnie: Genialną przyjaciółkę trzeba czuć.

Iwona: Możliwe, że mam wrażliwość sinusoidalną. Bywały sceny, w których irytowały mnie przydługie zbliżenia na twarze i zbytnie psychologizowanie. I zwróciłam też uwagę na to, że zadziwiająco wiele jest scen powłóczenia nogami. Chodzą tak bez ikry, smutni i przygarbieni ci wszyscy ludzie, jakby im za to płacili. Zwłaszcza Elena. A z kolei dzieci przeciwnie – prawie nie chodzą, tylko biegają, jakby je kto gonił.

Przemek: Ja myślę, że z tym powłóczeniem nogami to celowy zabieg i cieszę się, że nie tylko ja to zauważyłem. Rzeczywiście jest tak, że wszyscy “dorośli” bohaterowie snują się smętnie, a dzieci biegają jak oszalałe. Uważam jednak, że nie ma tu przypadku, a swego rodzaju symbolika. Dzieci, jeszcze nie całkiem dotknięte lub zdające sobie sprawę, gdzie się wychowują; biegają radośnie, w oczekiwaniu na niespodzianki, jakie zaserwuje im życie, tymczasem dorośli już wiedzą, co czeka mieszkańców tej konkretnej dzielnicy i zniechęceni, tak właśnie snują się leniwie po ulicach.

Iwona: Tak, niewykluczone, że zabieg był celowy. Ale gdy za entym razem zdecydowano się pokazać to pełne rezygnacji snucie się, opadły mi już witki i powłócząc nogami, poszłam sobie zrobić melisę  ;).

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI/ AKTORSTWO

Iwona: Genialna przyjaciółka to opowieść snuta przez sześćdziesięcioletnią już Elenę Greco (zwaną Leną lub Lenu). Pod wpływem tajemniczej rozmowy telefonicznej, narratorka cofa się we wspomnieniach do lat 50. XX wieku. I tak poznajemy nie tylko historię trudnej relacji Lenu z Lilą, ale też innych mieszkańców przedmieścia Neapolu i ich losy. Sama narratorka daje się poznać jako opanowana, spokojna, zakompleksiona, ale ambitna dziewczyna, która jako jedyna z tej biednej dzielnicy kończy coraz to wyższe szczeble edukacji. Ma więcej szczęścia niż o wiele zdolniejsza od niej Lila. Grającym Elenę młodym aktorkom: Elisie Del Genio i Marghericie Mazzucco udało się spójnie ukazać jej naturę – flegmatyczną, introwertyczną, lojalną i raczej uległą. Co ciekawe, starsza Elena (prowadząca wspomnianą wyżej rozmowę telefoniczną w bardzo luksusowym, inteligenckim domu) zaskakuje pewnością siebie i zdecydowaniem na tle “młodzieńczych”, uległych zachowań.

Przemek: Drugą z głównych bohaterek jest mieszkająca w tej samej dzielnicy Raffaella ‘Lila’ Cerullo. Lila, jak większość bohaterów, wywodzi się z ubogiej rodziny, w której matka zajmuje się domem, natomiast ojciec pracuje jako szewc. Dziewczyna okazuje się być niezwykle bystra i mądra jak na swój wiek. Pod względem inteligencji konkurować może z nią tylko Elena, choć i ona odstaje nieco od małej Cerullo. Jako pierwsza, potencjał dziewczynki zauważa szkolna nauczycielka, dlatego od razu zgłasza się do rodziców Lilii, by ci posłali ją do szkoły po dalsze nauki (nie do końca orientuję się we włoskim systemie nauczania, jednak z serialu wynikało, iż normą było posłanie dziecka na kilka lat do odpowiednika naszej podstawówki, po czym pociecha zazwyczaj kończyłą edukację, by podjąć pracę i pomagać w utrzymaniu całej rodziny, a do gimnazjum czy – o zgrozo – liceum, trafiali tylko najzdolniejsi uczniowie, których rodziców było na to stać). Ojciec Cerullo kategorycznie odmawia wysłania córki do kolejnych szkół, nakazując pracę w rodzinnym biznesie. Jak okazuje się po latach, dziewczyna nadal uwielbia czytać i uczyć się. Co warte podkreślenia – w odróżnieniu od Lenu, Lila posiada dość porywczy temperament, jest uparta i za wszelką cenę dąży do obranego wcześniej celu, nawet na przekór rodzinie, czy obyczajom.

Iwona: Te dwie postaci skonstruowano na zasadzie przeciwieństw. Już przy drugim lub trzecim odcinku przyszło mi na myśl, że widzowie Genialnej przyjaciółki dzielą się na dwa obozy: “za Leną” i “za Lilą” (całkiem jak w Krzyżakach, po jednej stronie miła, dobra Danuśka – blondynka, po drugiej charakterna, mocna brunetka Jagienka). A właśnie, w którym obozie jest Przemek?

Chciałabym zwrócić też uwagę na dwie drugo- lub nawet trzecioplanowe role. Bezbłędny był w moim mniemaniu Emanuel Valenti w roli pisarza Donato Sarratore. A trzeba dodać, że jego postać jest budowana skokami, z różnych perspektyw. Spodobała mi się też Pina Di Gennaro jako Melina Cappuccio – serialowa “wariatka”, wobec której nie sposób nie żywić głębokiego współczucia.

Przemek: Ja to oczywiście TeamLila ;). Co do postaci drugo- trzecioplanowych to do wymienionych przez Ciebie dodałbym jeszcze Elvisa Esposito jako nastoletniego Marcello Solarę.

NAJLEPSZY ODCINEK/ SCENA

Iwona: Pamiętasz taką enigmatyczną scenę senną? Jedną z ulic przemierza kondukt pogrzebowy. Gdzieś w tle drobna Lila zanosi się od diabolicznego śmiechu. Po chwili okazuje się, że to już nie dziesięcioletnie dziecko, a nastoletnia Rafaella. Otwiera Elenie drzwiczki od samochodu. Tylko że… Lena jest jeszcze dziesięciolatką. A przecież były rówieśniczkami! Choć to była tylko scena ze snu, myślę, że obrazowała dwie istotne rzeczy. Mroczną, niepokorną i niebezpieczną naturę Cerullo oraz jej intelektualną, psychiczną i emocjonalną przewagę nad przyjaciółką. Te dwie myśli cały czas były ukryte głęboko w podświadomości Eleny i skutecznie zatruwały tę relację. Nie wiem, czy to była najlepsza scena pierwszego sezonu, ale mocno wryła mi się w pamięć. I w dodatku przez ten śmiech Lili z nieboszczyka zadałam sobie pytanie – o rany, a może to ta mała zabiła?

Przemek: Pamiętam scenę, o której mówisz, i rzeczywiście robiła wrażenie, jednak mnie w pamięci najbardziej utkwił inny moment i, o dziwo, nie dotyczył on bezpośrednio żadnej z przyjaciółek. Scena, która rozłożyła mnie na łopatki (choć takich momentów mógłbym tu wyliczyć naprawdę sporo i chyba sama wiesz, Iwono, że o dobrych scenach moglibyśmy tu rozmawiać w nieskończoność 😉 ) to ta, w trakcie której porzucona przez sąsiada… albo może inaczej, by objaśnić, tym którzy nie oglądali: W trakcie dziecięcych lat przyjaciółek, jedna z sąsiadek – Melina, wdała się w romans z innym z sąsiadów – pisarzem Sarratore. Kiedy żona Sarratore dowiaduje się o romansie męża, postanawia, że cała rodzina opuści dzielnicę, decydując się na przeprowadzkę. Wtedy to zrozpaczona Melina zaczyna wyrzucać przez okno mieszkania, co tylko wpadnie jej pod rękę, a całe osiedle rozdziera krzyk kobiety. To właśnie ten krzyk, ta rozpacz po utracie ukochanego, zrobiła na mnie chyba największe wrażenie. Dostałem gęsiej skórki!

Iwona: Faktycznie! I dopełnieniem tej całej dramatycznej sceny było powolne odchodzenie rodziny Sarratore z całym ich majdanem w siną dal. Zwróciłam też uwagę na to, że Nino, który myśli, że dostał kosza od Eleny, za wszelką cenę unika kontaktu wzrokowego z nią (i Lilą?). I tak idą, powłócząc nogami, ojciec Sarratore z małżonką i dziećmi w stronę nieznanej przyszłości :P.

NAJGORSZY ODCINEK/ SCENA

Przemek: Nie jestem w stanie podać najgorszej sceny serialu, żadna bowiem nie zwróciła w ten sposób na siebie mojej uwagi. Mogę jednak wybrać najsłabszy odcinek – był to epizod szósty, zatytułowany Wyspa. Co ciekawe, nie był to odcinek zły, ba, doszło w nim do wydarzenia, a nawet dwóch, które bardzo mocno będą rzutowały na dalsze życie Eleny, jednak jeśli miałbym wybierać, to właśnie ten odcinek uznałbym za najsłabszy, być może ze względu na brak interakcji pomiędzy przyjaciółkami.

Iwona: Będę bronić tego odcinka, bo Margherita Mazzucco grająca Elenę ma w nim okazję pokazać więcej emocji niż smutek i zazdrość. Stosunkowo mało też powłóczy nogami i jakaś żywsza jest. O, i wygląda atrakcyjniej. Miło mi się to oglądało! Według mnie najgorsza scena to scena finałowa, wieńcząca pierwszy sezon. Oczywiście nie chciałabym zdradzać tutaj za dużo, ale… wszystkie osoby przyzwyczajone do wielkiego zaskoczenia lub pozostawiania ich bez odpowiedzi na jakieś bardzo istotne pytanie, będą srogo rozczarowane. Po ostatnim odcinku moim zdaniem można tylko wzruszyć ramionami.

Przemek: Masz poniekąd rację odnośnie ostatniego odcinka i nawet samego zakończenia, wielu może uznać je za nijakie, jednak ja uważam, że ono do tej produkcji pasuje ze względu na swoją nieoczywistość oraz nieuderzanie w czułe punkty, czy też nie pozostawiając widza w wielkiej niepewności. Nie szokuje, tak jak i nie szokowała Genialna przyjaciółka przez cały pierwszy sezon, tak więc zakończenie serii numer jeden w taki, a nie inny sposób, jest, wydaje mi się, konsekwentne. Co zaś tyczy się odcinka na wyspie – rozumiem Twoją obronę tego epizodu i właściwie zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś; ponieważ tak jak wspomniałem powyżej – to nie był odcinek zły, aczkolwiek ze wszystkich ośmiu to właśnie ten był według mnie najsłabszym. Inna sprawa, że słowo “najsłabszy” nijak nie pasuje do tego serialu.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Przemek: Zrobiłem sobie ostatnio listę wszystkich nowych seriali, jakie swą premierę miały w mijającym roku. Znalazło się na owej liście 13 tytułów i kiedy numerowałem je sobie od najsłabszego do najlepszego, to nie chce mi wyjść inaczej aniżeli tak, że Genialnej przyjaciółce przypisuję numer jeden. I tego będę się trzymał! Zdaję sobie sprawę z tego, że włoska produkcja nie każdemu przypadnie do gustu, wielu zarzuci jej ślimacze tempo i brak wielkich zwrotów akcji. Moim skromnym zdaniem, ma jednak omawiany serial w sobie jakąś magię. Trudno podpiąć go pod konkretny gatunek, trudno sklasyfikować, a jednak ogląda się go z zapartym tchem. I właściwie wszystko inne zostało już w niniejszym tekście napisane, mnie nie pozostaje nic innego jak zachęcić do sięgnięcia po L’amica geniale – najlepszą telewizyjną premierę 2018!

Iwona: Nie daję Genialnej przyjaciółce wstępu na moje prywatne podium, ale przyznaję, że siła przyciągania tego serialu jest ogromna. Podczas oglądania każdego odcinka przez te kilkadziesiąt minut cali jesteśmy niemal w tym w neapolitańskim kurzu, z przejęciem śledząc rozwój wydarzeń. A przecież jego tempo, jak pisze Przemek, jest naprawdę ślimacze. Nie wiem, jak to działa. Chyba jakaś magia.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *