TAKIE TAM

Ten o globalnym ociepleniu…

Zapewne nikt z Was już nie pamięta, bo i po co mielibyście zaprzątać głowy tak nieistotnym faktem, skoro ja sam ledwo sobie o nim przypomniałem. O czym? O wpisie sprzed niemal trzech lat. W lutym 2017 światło dzienne ujrzał bowiem tekst pt.: Ten o wyśnionym przeznaczeniu…, czyli krótka historia powracającego do mnie niczym bumerang, niezbyt optymistycznego snu, który to nawiedza mnie regularnie od jakichś piętnastu lat. I tutaj mały SPOILER, mianowicie… śni mi się mój pogrzeb. Podlinkowany wyżej wpis nie jest dobry. Ba, to jedno z największych gówien w historii tego bloga! Ani to ładne, ani składne i w ogóle jakieś takie smętne. Powiem szczerze: nawet mnie bolą oczy od czytania tych nędznych wypocin bez krzty polotu i fantazji. Jednym słowem: DRAMAT, nie tekst! Między innymi dlatego pora rzucić na całą sprawę nowe światło, zwłaszcza, że jest ku temu dobry powód. Jaki? Check it out poniżej! Hasztag: mojamamaniepolajkujetegowpisu.

Mieliście kiedyś tak, że w wieku mniej więcej dwudziestu lat przyśniło Wam się, że umrzecie kiedy licznik przeżytych wiosen dobije do 35? Ja miałem. Przez ostatnie półtorej dekady, ta sama wizja nawiedziła mnie jakieś, powiedzmy, trzydzieści razy, czyli średnio dwukrotnie w ciągu roku śni mi się własny pogrzeb. Zmieniała się moda, trendy i prezydenci Polski, a w międzyczasie, nie wiedzieć czemu, ludzie mieszkający nad Wisłą uznali, że filmy Patryka Vegi są spoko (choć oczywistym jest, że nie są), zapełniając kinowe sale na pokazach Botoksu, czy innego shitu, po brzegi. Jedno nie zmieniło się jednak nigdy: szczegóły wyśnionego przeznaczenia. I w zasadzie nie byłoby tematu, gdyby nie fakt, że za każdym razem, na tej przymocowanej do wkopanego w ziemie krzyża tabliczce widnieje napis: Lat 35, a cała akcja dzieje się zimą. Tak się też składa, że trzydzieści pięć mam teraz i właśnie rozpoczął się grudzień. Nie trzeba tu chyba geniusza, by powiązać fakty.

Tak więc jestem już dosyć stary. Jestem tak stary, że zaczynam sprawdzać skład na opakowaniach poszczególnych produktów podczas zakupów w osiedlowym spożywczaku. Czy zawierają gluten? Jaka jest wartość odżywcza? Ile tłuszczów nasyconych, a ile nienasyconych? Wybór płatków śniadaniowych to dwadzieścia minut wyrwanych z życia. Minut, których nikt mi już nie odda. No, ale czego się nie robi dla zdrowia i życia! I oczywiście wszystko to miałoby jakikolwiek sens pod warunkiem, że nie wisi nad Tobą widmo zbliżającego się własnego pochówku. Dlatego też, rzecz jasna, nie sprawdzam żadnego składu produktów, aż tak mnie jeszcze – za przeproszeniem – nie pojebało. Kiedyś nikt nie wiedział co to gluten i jakoś wszyscy żyli! Tak, czy inaczej, z tym spożywczakiem to był tylko żarcik na rozluźnienie atmosfery przed prawdziwą bombą z kolejnego akapitu.

Zawsze jest tak samo: Tłum ubranych na czarno ludzi, stojących w śniegu za kostki, piździawa jak w kieleckim i Breath of Life z repertuaru Florence and The Machine, sączące się z głośników przyniesionego specjalnie na tę okazję magnetofonu. Tak, dobrze przeczytaliście, magnetofonu. I gdzieś z boku ja jako „duch” patrzący na wspomniany już tłum. Skąd się wzięło tylu ludzi? Nie mam pojęcia, zwłaszcza, że posiadam raptem troje znajomych. Fakt, że widzę tam niemal każdą istotną dla mnie, poznaną w życiu osobę. Nie podając w tej chwili imion i nazwisk, przyznam nieśmiało, że niektóre żałobniczki wyglądają całkiem kąśliwie, a przez „kąśliwie” mam na myśli „Ooo, a to mi się koleżanki z nowej strony pokazały! 🙂 Szkoda, że trochę po czasie”. Przyjemne zaskoczenie, nie powiem, że nie, bo może i mówimy tu o śmierci, może i mówimy o pogrzebie, ale umówmy się, że czarne kabaretki zawsze robią robotę! Takie są po prostu fakty. I wiem, wiem doskonale, że pytacie teraz samych siebie: Ale jak to tak? W kabaretkach przy śniegu za kostki?! Odpowiem jednym tylko słowem, a jest nim… PRZEZNACZENIE. Tak więc, oczywiście bez presji Drogie Panie, jednak przyjmijmy umownie, że jeśli sen się ziści to wiecie już co robić. Z góry dzięki. Dosłownie z góry, if you know what I mean. Zresztą, co ja tam będę miał do gadania? Wtedy już nic, jednak a’propos gadania…

Mojej mamie ręce opadają, gdy po raz kolejny nawijam jej o wyśnionym przeznaczeniu. Tak, najlepiej, dobij starą matkę!, Przemek, czy Ty chcesz, żebym osiwiała?, Nie chcę tego słuchać! – to najdelikatniejsze z jej odpowiedzi. Myśli chyba, że sobie to zaplanowałem! A przecież nie ma w tym wszystkim żadnego planu, nie wiem jak umrę, ani kiedy dokładnie (poza tym, że rozpoczynającej się właśnie zimy), nie wybrałem sobie tego mamuś! No, ale dobra, pomyślałem sobie w końcu, czy jest może jakaś szansa by oszukać przeznaczenie? Czy cokolwiek może mnie jeszcze uratować? Okazuje się, że tak, a „tym czymś” jest GLOBALNE OCIEPLENIE! Dlaczego? Ano dlatego, że we śnie jest naprawdę zimno. Wszyscy stoją odziani w futra, kożuchy, czapki, (kabaretki) i rękawiczki; z łysych gałęzi drzew złowrogo spoglądają zamarznięte sople lodu, z ust żałobników wzlatuje para, wszyscy trzęsą się i szczękają z zimna zębami, a z nieba wciąż prószy to białe gówno. Pamiętacie kiedy ostatni raz była taka zima? Ja też nie i w tym właśnie upatruję mej jedynej nadziei.

Możesz się więc oficjalnie walić, Greto Thunberg! Ukradliście mi marzenia i dzieciństwo! HOW DARE YOU?! – wrzeszczałaś podczas szczytu klimatycznego Organizacji Narodów Zjednoczonych. Fuck, rozważali przyznanie Ci pokojowego Nobla, znasz się z Di Caprio i w wieku 16 lat wiesz już, że prawdopodobnie do końca życia będziesz pierdzieć w stołek zgarniając za to gruby hajs! I Tobie odebrano marzenia?? To ja pytam: HOW DARE YOU??!!! Jedź do Bangladeszu, albo innej Somalii, to zobaczysz dzieci, którym odebrano marzenia. Nie trzeba zresztą szukać, aż tak daleko, bo ja sam bym się z Tobą chętnie zamienił! Ale nie, najlepiej rzucić teraz wszystko w pizdu, bo Jaśnie Pani się marzyć zachciało! Weź Ty lepiej, Dziecko Drogie, otrzyj ten mleczny wąs spod nosa i ogarnij, że z systemem nie wygrasz. Nie wierzysz? To se przeczytaj Rok 1984, Orwella, może Ci nieco oczka otworzy.

Wracając jednak do tematów istotnych: Jest pogrzeb, jest zimno, jest śnieg i są też czarne kabaretki, w które – nawiasem mówiąc – nie polecałbym się wbijać Grecie Thunberg. Czy tak wyglądać będzie mój finał? Oby nie. Na szczęście, moja przyszłość wydaje się być w dobrych, bezpiecznych rękach władz naszego kraju. To dzięki ich polityce, lada chwila będziemy mogli w skali zanieczyszczenia powietrza mierzyć się z samą stolicą światowego syfu – Indiami! To wielki sukces. Myślicie, że się nabijam? Że upolityczniam bloga? Nic bardziej mylnego! Niektórzy z Was – czytających ten wpis, codziennie obserwują smogowe pomiary w Internecie, inni w dupie mają powietrze, a na wzmiankę o globalnym ociepleniu pogardliwie prychają, wkładając całość między bajki. Dla mnie jest to jednak sprawa życia i śmierci. Dosłownie. I nie jest to kwestia życia naszych dzieci, czy też dzieci naszych dzieci, chodzi bezpośrednio, egoistycznie o mnie, dlatego proszę Was z tego miejsca: Kiedy pierwszy śnieg spowije ulice Waszych miast, spróbujcie pohamować entuzjazm. Oderwijcie na chwilę myśli od marzeń o sankach, nartach i bałwanach, pomyślcie o tym gościu, którego każdy kolejny spadający płatek białego puchu przyprawiać będzie o mdłości i szybsze bicie serca. A jeśli, nie daj Boże, sen się spełni, błagam, nie zapomnijcie o magnetofonie. Inaczej zmuszony będę przysłać do Was moją dobrą kumpelę, a ona zada Wam jedno tylko pytanie…


PS Tak naprawdę, to nie mam nic do Grety Thunberg 🙂 Po prostu nawinęła się do tekstu. Mało tego, jako skrajny idealista trzymam za nią kciuki i życzę jak najlepiej. Poważnie. Niech walczy, a co!

PPS Na zdjęciu głównym do tego tekstu swój luz pokazuje moja Kochana Siorka <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *