Ten o porywaniu się z motyką na Słońce, czyli “Vox Lux” [recenzja]
Choć na plakacie okraszającym ten tekst znajduje się boska Natalie Portman i pozwolę sobie uprzedzić fakty, zdradzając już na starcie, że zagrała na dziesięć gwiazdek, a rola w Vox Lux, mimo iż zupełnie inna od tej z Czarnego łabędzia to ta sama liga wśród aktorskich kreacji, to nie na piękną Natalie chciałbym zwrócić uwagę we wstępie. W centrum zainteresowania postawię bowiem niejakiego Brady Corbet i jeśli nie kojarzycie tego nazwiska, to radzę je zanotować gdzieś na marginesie. Nie będę udawał mądrzejszego aniżeli rzeczywiście jestem i przyznam się bez bicia – fakty, które zaraz przytoczę przyswoiłem dopiero po seansie omawianego tu filmu (którego scenarzystą i reżyserem jest wspomniany pan Corbet). Napiszę…
Ten o tortilli z piekła rodem…
Podobno na małego głoda najlepsze jest Danio. Jednak co zrobić, jeśli dopadnie Cie głód większy? Opcji jest kilka: pół bochenka chleba z pasztetową, pizza, kebab. Można też coś ugotować, ale komu by się chciało? No, na pewno nie mnie. Zwłaszcza kiedy jestem w obcym mieście, pół Polski od Torunia i kurde, zjadłbym coś. Przechadzam się główną ulicą nieznanej mi, aczkolwiek całkiem przyjaznej starówki i nagle oczom moim ukazuję się napis „tortilla”. W sumie lubię tortillę, a dawno nie jadłem. Co mi więc szkodzi wejść i się rozejrzeć? W zasadzie nic, dlatego wchodzę…