-
MIĘDZY WENUS A MARSEM: “IDIOTA”
O tym, że Fiodor Dostojewski wielkim pisarzem był, nie trzeba chyba przekonywać żadnego miłośnika literatury pięknej. Nie wszyscy wiedzą jednak, że droga do nieśmiertelnej sławy autora bynajmniej nie była usłana różami. Pomijając kwestie czysto prywatne (jak choćby uratowanie pisarza na chwilę przed wykonaniem na nim egzekucji), sama literacka kariera Dostojewskiego, po niezwykle entuzjastycznym przyjęciu debiutanckich „Biednych ludzi” (1846) zdecydowanie zwolniła tempa, a recenzje kolejnych dzieł nie były już tak pochlebne. Dopiero wieloletnie zesłanie na Syberię zapoczątkowało tak zmianę poglądów autora jak i rozkwit jego twórczości. W dwadzieścia lat po debiucie napisał swą najbardziej rozpoznawalną po dziś dzień powieść – „Zbrodnię i karę”, a ugruntowaniem pozycji w literackim świecie był wydany…
-
Ten, w którym film przebija książkę, czyli “Ojciec chrzestny” [recenzja]
Film nazywany jest kultowym i znaleźć go można w górnej części tabeli wszystkich liczących się branżowych rankingów. Nie inaczej sprawa ma się z literackim pierwowzorem historii, którą zna chyba każdy. I choć wstyd się przyznać, muszę to zrobić, by cały niniejszy tekst miał jakikolwiek sens: Jeszcze dwa dni temu, miłośnikowi popkultury takiemu jak ja, opowieść o losach rodziny Corleone była w dużej mierze obca. Dziwne to o tyle, że nie mam nic przeciw kinu gangsterskiemu, ba, zdarzają się w tym gatunku dzieła, które kocham miłością prawdziwą, jak chociażby Kasyno, czy Wściekłe psy. Nie jest też oczywiście tak, że o samej historii nie wiedziałem nic, w końcu do samego filmu podchodziłem…
-
Ten o pakcie z diabłem, czyli “Mistrz i Małgorzata” [recenzja]
Istnieją na świecie książki, o których – zdawać by się mogło – powiedziano już wszystko. Tytuły okrzyknięte mianem wybitnych klasyków literatury, utwory latami odkrywane wciąż na nowo. O jednym z nich, a – co ważne – sięgnąłem po niego dopiero teraz, opowiem za chwilę. Nie będzie to jednak recenzja sensu stricte, ta bowiem powinna być obiektywna, napisana bez większych emocji. W przypadku ponadczasowego dzieła jakim nie wątpliwie nazwać można „Mistrza i Małgorzatę” Michaiła Bułhakowa, o obiektywizmie z mej strony, nie może być mowy. W wieku trzydziestu trzech lat („Chrystusowy wiek”! Przypadek?) zabrałem się za powieść uważaną za jedną z najwybitniejszych jakie kiedykolwiek napisano. Przerażony nieco jej rozgłosem na próżno próbowałem…