PUBLICYSTYKA,  TAKIE TAM

Ten o Toruniu…

Jestem torunianinem i jestem z tego dumny! Odważnie, co? Ano odważnie biorąc pod uwagę z jak hejtowanego miasta pochodzę. Nie ma się co oszukiwać, wyżej na liście „cała Polska się z Was śmieje” są tylko Sosnowiec i Radom. Ewentualnie jeszcze Częstochowa. „Rydzykowo”, mówią. „Krzyżacy”, mówią. „Czy tam jedzą coś poza piernikami?”, pytają. Ha-ha. Boki zrywać. A tu nagle okazuje się, że w przeprowadzonym na terenie całego kraju sondażu pt.:”Jak dobrze żyje Ci się w swoim mieście?” Toruń znalazł się na trzecim miejscu. I wiecie co? To by się zgadzało! Oczywiście zdarzają się wpadki, np. przyjeżdża Sting i nagle nie wiadomo komu bilety na koncert rozdać. Marszałkom? Zwykłym śmiertelnikom? Zasłużonym obywatelom? Autentycznie, afera była, że ho-ho. Pod koniec zeszłego roku raz jeszcze pokazano nam fucka przy okazji Sylwestra z Dwójką. Niby już był zaklepany, niby mamy to. Okazało się, że od pół roku telewizja miała podpisaną umowę z Zakopanem. W sumie może jednak na dobre wyszło bo jeszcze tylko TVP nam tu potrzebne…

Jak głosi legenda dawno, dawno temu nad brzegiem Wisły powstało miasto. Jako, że czasy były niepewne otoczyło się wysokim murem z cegły, a także obronnymi basztami. Jedna z baszt bardzo interesowała się wydarzeniami dookoła dlatego szybko zaprzyjaźniła się z rzeką i często z nią rozmawiała. Dowiadywała się sporo bo jak wiadomo Wisła niejedno widziała. Po latach znudziły się jednak baszcie opowieści przyjaciółki i przestała się do niej odzywać. Rzeka z kolei wciąż chciała snuć historie dlatego rozgniewała się okrutnie i postanowiła dać byłej kumpeli nauczkę; zaczęła podmywać miejskie mury. Baszta zrozumiała wówczas, że to nie przelewki poprosiła więc Wisłę by ta nie płynęła tędy bo inaczej baszta runie.

„TO RUŃ!” – odparła rzeka, a los chciał, że słowa te niesione po wodzie dotarły do uszu wędrowców, którzy akurat ujrzeli mury miasta i zastanawiali się jak ono się nazywa.

No i tak je nazwali.

Podobno tak to się zaczęło, jeśli wierzyć legendom. A ja naiwnie wierzę. Od momentu opisanego wyżej trochę wody już w Wiśle upłynęło i nieco się pozmieniało. Jaki jest dzisiejszy Toruń okiem torunianina? O tym poniżej. Tekst z serii tych poważnych.

STARÓWKA…

Pierwszym miejscem, które wypada zwiedzić w Toruniu jest Starówka. Zabytki z listy UNESCO, stylowe, urokliwe uliczki, które widziały więcej niż pamiętają najstarsi górale. Pomników tyle, że można by nimi obdzielić trzy inne miasta. Zaraz obok bulwar i taras widokowy. Jest na co popatrzeć, jest się czym pozachwycać, jest gdzie zrobić zdjęcie, którym później pochwalicie się rodzinie. Ogólnie rzecz ujmując: jest fajnie.

Przytulne kawiarenki, na każdym rogu uliczny grajek z kapeluszem pod nogami, czekający na Twoją złotówkę, na którą nawiasem mówiąc zasłużył. Tłumy turystów raz zadzierających głowy by przyjrzeć się fikuśnym wykończeniom starych kamienic, kiedy indziej przepychających się by cyknąć sweet focię pod pomnikiem (a jakże) Kopernika. Nie ma co ukrywać – jest klimat! A mówię tu póki co wyłącznie o „grzecznych” uciechach dnia, gdyż jak wiadomo prawdziwe show zaczyna się nocą…

KRECIA IMPREZA…

Dotarło to do mnie stosunkowo niedawno bo latem zeszłego roku podczas odwiedzin znajomych z Gdańska. Nie wiem czy tak sprawa ma się w każdym mieście, jednak jeśli chodzi o imprezowanie w Toruniu to jest to prawdziwie krecia impreza.

Idziemy sobie ze znajomymi tą Starówką, a ja rzucam: – Ooo i tu można poimprezować – Gdzie? – No tutaj.. i tutaj, wskazuję palcem – Gdzie?

No właśnie: Gdzie? Odpowiedź: Pod ziemią.

Nie liczyłem dokładnie, zresztą stary już jestem więc nie do końca ogarniam w jakich miejscach się teraz młodzież bawi, jaki klub jest popularny, a jaki z tych które pamiętam dawno już nie istnieje, ale fakt jest taki, że większość nie zwróci uwagi przeciętnego turysty spacerującego Starym Miastem. Jedyne co widać z poziomu ulicy to jakiś tam baner… a dalej są już tylko schodki w dół. Autentycznie, jeśli nie jesteście z Torunia a wpadliście się zabawić to całkiem możliwe, że na dystansie 500 metrów minęliście już cztery kluby. Zresztą mniejsza z tym, jak wspomniałem za stary już jestem na ten cały break dance i inne wygibasy.  Jednak jako, że Toruń miastem jest studenckim to martwi mnie, że jak któregoś weekendu Wisła wyleje do poziomu ulicy to nam się tu 1/3 Przyszłości Narodu potopi. No, ale jestem dobrej myśli, może nie wyleje.

JEDYNY SŁUSZNY GŁOS W TWOIM DOMU (podtytuł: OJCIEC WSZYSTKICH OJCÓW, SZEF WSZYSTKICH SZEFÓW)…

Od tego właściwie powinienem zacząć, albo na tym skończyć. W końcu dla tego właśnie akapitu wszyscy się tu zebraliśmy. Nie będę wymieniał nazwisk, nie będę wymieniał nazw stacji (tej radiowej czy telewizyjnej) bo nie chcę, żeby mi za 5 minut panowie w kominiarkach wyważyli drzwi krzycząc: „Na ziemię kurwa i morda w kubeł!”.

Jego Ekscelencja – Wielmożny – Czcigodny – Niezastąpiony Ojciec -Pasterz Wszystkich Swoich Owieczek – Arcyksiążę R co pierścienia nie da ucałować. Dla dobra tekstu nazwijmy go Roland. No więc Roland wpadł jakiś czas temu na genialny pomysł: „Otworzę sobie w bunkrze rozgłośnię radiową”. I otworzył. Na dodatek – bez kitu – w blaszanym bunkrze. Roland tak to sprytnie obmyślił, że sukces odniesie tylko wówczas gdy jego stacja będzie uderzać w temat, w którym Polacy z dziada pradziada czują się najlepiej i który daje im siłę. Głupio jednak było zakładać radio skupiające się na narzekaniu czy pierogach, została więc tylko jedna inna opcja. Po latach okazało się, że łebski gość z tego Rolanda. Bunkier zastąpiła opancerzona forteca do której dostępu nie ma ot taki sobie zwykły śmiertelnik, zbudował „szkołę”, wysadzaną złotem Świątynię, odnosi spore sukcesy w polityce. Zamienił starego poloneza po wujku na Maybacha, a wszystko to z darów składanych przez wierne owieczki. Co więcej, jego pierwsze dziecko – ta malutka założona w bunkrze rozgłośnia – jest chyba jedyną w naszym kraju, której sygnał odbiera się jeszcze w Czechach! Kumacie?

Kiedy piszę ten tekst podkręcając kaloryfer na 4 bo zamarznę tu chyba zaraz po tym jak zimowa wichura wyrwie mi okna z zawiasów, On wyleguje się zapewne w podgrzewanym basenie popijając autentycznego francuskiego szampana. I patrzy na swój skarbiec śmiejąc się od ucha do ucha na myśl o tym jak zajebistym pomysłem było to radio. I dobrze, niech się cieszy chłopina bo jakby nie patrzeć zasłużył na to charyzmą i charakterem. W końcu trzeba być naprawdę niezłym ****em, żeby tak bezwstydnie żerować na ludziach. Taki trochę Tracz z “Plebanii”, tylko razy MILION.

A tak na poważnie to ja rozumiem, naprawdę rozumiem. Gdybym mieszkał gdzieś indziej też śmiałbym się, że to Rydz.. Ronaldowo. Ha-ha. Jednak jako rodowity torunianin mam dla reszty Polski krótki przekaz: Uwierzcie, że NIE MA miejsca w tym kraju, w którym Wiadomo-Jakie-Radio i Wiadomo-Jaka-Telewizja wzbudzałaby większy wkurw i niesmak. Nie nabijajcie się z nas, czy to nasza (torunian) wina, że wyszło tak jak wyszło? Nie śmiejcie się bo to jak drwienie z całkiem ładnej laski, której ktoś oblał twarz kwasem. Nic śmiesznego.

MIKOŁAJ CO SIĘ TU URODZIŁ…

Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię, polskie go wydało plemię. Był mroźny lutowy dzień 1473 roku gdy na świat przyszedł ON: Mikołaj K. Przechadzał się tymi samymi uliczkami, którymi i ja się przechadzam, rozmyślał szukając natchnienia. No i tak go natchnęło, że jakiś czas później wymóżdżył, że Ziemia się obraca. Mówcie co chcecie, ale było to jedno z tych „odkryć WOW” w historii istnienia naszej planety. Trzeba przyznać, że w efekcie całego tego zamieszania facet się wybił. No, ale tak to już widać jest jak wstrzymujesz Słońce i ruszasz Ziemię. Pośmiertny szacun i ogólny fejm.

Tak mnie teraz oświeciło: Jeśli urodziłeś się w Toruniu to musisz zrobić coś naprawdę mega-mega-mega ważnego dla ludzkości, żeby Cię Google nie wyświetliło zaledwie jako drugiego pod hasłem „znani z Torunia” (chwilowo na drugim jest Tony Halik, na trzecim Boguś Linda). No bo czego trzeba dokonać, żeby Cie wyświetlało przed Kopernikiem? To wysoko postawiona poprzeczka! Pewnie dlatego każdy kto urodził się tu po Mikołaju, od pierwszych dni wie, że musi walczyć o swoje, musi być twardy. Twardy jak piernik!

PS. Wiedzieliście, że ojciec Mikołaja Kopernika nazywał się… Mikołaj Kopernik?

Ja też nie.

PIERNIKOWO…

Muszę to wyznać i wreszcie z siebie wyrzucić: Nie cierpię smaku piernika! Wiem, spora anty-reklama dla miasta, w którym istnieje coś takiego jak Aleja Piernikowa czy Muzeum Piernika (generalnie to są nawet dwa takie Muzea). Wizualnie pierniki jeszcze się jakoś bronią, ale ten smak… bleee. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje i zdaje sobie sprawę, że są i tacy, którym pierniki smakują, ja się jednak z tej imprezy wypisuję. No, ale tak czy siak jest to całkiem fajny znak rozpoznawczy. W kształcie piernika da się na przykład zrobić zacne logo dla dowolnego wydarzenia i będzie wyglądało cool.

A na zakończenie tematu pierników jeszcze dwie ciekawostki:

* Legenda głosi, że Katarzynka, córka toruńskiego młynarza miała pewnego razu za zadanie przygotować najwyśmienitsze przysmaki z okazji przyjazdu do miasta króla. Pszczoły podpowiedziały jej dołożenie miodu do chleba i ciast. Wypiek udał się znakomicie, a król zaczął sławić toruńskie pierniki na cały świat.

* To ciekawostka dla fanów Stephena Kinga: „Toruńskie pierniki” znajduje się na 19. miejscu w Polsce pod względem rozpoznawalności u konsumenta, wliczając w to wszystkie marki wszystkich branż.

JO…

Przykład rozmowy, która nie jest w Toruniu niczym nadzwyczajnym:

– Jo

– Jooo?

– No jo

– Jo, jo.

Jedni mówią, że to gwara kaszubska, inni, że kociewska, kolejni, że toruńska. Niektórzy zaklinają się, że to pozostałość po Krzyżakach albo Szwedach. Sprawdziłem temat i okazuje się, że swego czasu tak się po prostu mawiało na Kujawach i Pomorzu, ale w sumie średnio mnie to interesuje bo fakty są takie, że w Toruniu nadal używa się zwrotu „jo” oznaczającego przeważnie „tak”.

„Jo” w zależności od intonacji może oznaczać: APROBATĘ – „Jo!”, ZDZIWIENIE – „Jooo?”, PROŚBĘ POTWIERDZENIA FAKTU – „Jo?”, POTWIERDZENIE FAKTU – „Jo”, OLŚNIENIE – „A jooo”, ROZCZAROWANIE – „ No Joo…”. Jeśli urodziłeś się w Toruniu to NIE MA takiej opcji, żebyś nie mówił(a) „Jo”. Nie ma. Nawet jeśli nie jesteś stąd, ale postanowiłeś osiąść w pięknym grodzie Kopernika to daję Ci góra 2 lata zanim „Jo” wypełni Twój krwiobieg.

Nie ma zmiłuj, „Jo” równie często używane jest przez Stacha spod monopolowego co habilitowanego doktora odznaczonego Orderem Odrodzenia Polski. Myślicie, że to siara? Że to wiocha? Ja Wam na to: Wy to jo (przykład użycia “jo” inaczej niż “tak”, ale za długo by tłumaczyć…).

PIZZA Z PIECZARKAMI I BARSZCZ…

Kolejna sprawą jest jedzenie (pomijając oczywiście pierniki). Rzecz jasna nie brakuje w Toruniu McDonaldów, KFC, Pizza Hut i innych sieciówek. Nie brakuje także wykwintnych restauracji jednak jeśli jesteś w Toruniu i akurat dopadł Cię głód powinieneś odwiedzić jedno z dwóch miejsc: Manekina lub Piccolo (żadna z tych knajpek nie zapłaciła mi za reklamę w niniejszym tekście). Manekin jak Manekin, jest spoko, ale jest też już znany; co innego pizzeria Piccolo.

Generalnie nie wiem skąd wziął się fenomen, ale niewątpliwie z fenomenem mamy właśnie do czynienia. Dlaczego? Czym wyróżnia się spośród dziesiątek innych pizzerii? No więc tak…

Wchodzisz do Piccolo, knajpki raczej niedużej gdzie stolików naliczyć można powiedzmy 10 czy 15, a tam kolejka, że dosłownie jeden klient siedzi na drugim. Ci co stoją czekają natomiast niczym hieny na moment, w którym zwolni się miejsce. „Ooo to pewnie wypasione żarcie tam podają!”, pomyśli turysta. Żarcie rzeczywiście jest spoko tyle, że wybór dość ograniczony. Będąc bardziej konkretnym: do „wyboru” jest jedna pizza. Z pieczarkami. Nie jakaś tam hawajska, chłopska, frutti di mare czy inne cuda na kiju. W Piccolo możesz zamówić pizze z pieczarkami. Tylko jaką? Familijną? Dużą? Średnią? Małą? Tu również nie ma zbyt wielu opcji ponieważ jedyna dostępną jest mała. Podsumowując: Mała pizza z pieczarkami, taka domowa. I wierzcie lub nie, ale jestem bardziej niż pewien, że mają większe obroty niż Pizza Hut. Chcesz zjeść w Piccolo w sobotę około 14-tej? Życzę powodzenia!

Zostaje jednak jeszcze istotna kwestia: wypadałoby czymś tę pizzę popić. Colą? Spritem? Sokiem? Wodą? Tak, to niektóre z możliwości. Jeśli jesteś leszczem.

Małą pizze z pieczarkami popija się BARSZCZEM! Obojętnie czy jest zima czy środek lipca i +30 na termometrze; zawsze zamawia się barszcz! Tak tylko piszę dla przyszłych turystów, żebyście czasem nie narazili się na śmieszność zamawiając jakąś Nestea czy coś w tym stylu.

ZAWSZE W LEWO…

Jednym z haseł promujących moje rodzinne miasto jest: „TORUŃ MIASTEM SPORTU”. No i to by nawet pasowało. W najwyższej klasie rozgrywek znajdują się obecnie m.in. koszykarze, koszykarki, siatkarki, tenisiści stołowi, futsalowcy. Mało tego, hokeiści na trawie toruńskiego Pomorzanina to zdobywcy – łącznie – ponad 40 medali Mistrzostw Polski w kategorii seniorów. Jednak to nie oni walczą o palmę pierwszeństwa w mieście wśród kibiców. Największą popularnością cieszą się trzecio- czy tam czwartoligowa drużyna piłkarska (rywalizująca obecnie z takimi potęgami jak np. KS Chwaszczyno, Leśnik Manowo, GKS Przodkowo czy Sokół Kleczew) i ekstraligowa drużyna… żużlowa. Jako, że nie wypada kopać leżącego dam spokój piłkarzom, skupię się na żużlu.

Najpopularniejszym sportem w moim mieście jest taki, który na poważnie uprawiany jest w …

maksymalnie dziesięciu krajach na świecie. Czterech kolesi na motocyklach ściga się przez cztery kółka cały czas skręcając w lewo. Brzmi słabo? Może i brzmi, ale uwierzcie, że to całkiem fajne widowisko. Co prawda faza na żużel już mi minęła (choć nadal orientuję się kto jest na topie), ale nie zapomnę czasów kiedy ojciec przez kilka lat zabierał mnie na każdy jeden mecz rozgrywany w Toruniu. I wiecie co? Było zajebiście! Mijanki, kraksy (nikomu nie życzę) i ten zapach metanolu. Mmmm, piękna sprawa.

Jeśli więc czytacie ten tekst i jesteście mieszkańcami jednego z tych 80% miast w Polsce nie posiadającym klubu żużlowego i myślicie: „Żużel? Niee, no nie róbmy siary”, obejrzyjcie jeden mecz. Jest szansa, że się Wam spodoba.

MIASTO NA “B”…

Bydgoszcz. Kojarzycie? Zresztą nieważne, jakby co – istnieje takie miasto. No i tak się składa, że jakoś niespecjalnie się z nim lubimy. Generalnie nie wiem jak to wygląda w innych częściach Polski, ale myślę, że ten konflikt jest jednym z większych pt.: „A, wbijmy im szpile” w skali kraju. Poważnie. Województwo kujawsko-pomorskie jest jednym z dwóch w Polsce, w których siedziba wojewody i siedziba Sejmiku województwa znajdują się w dwóch różnych miastach. Dlaczego? Bo ani oni ani my nie zgodzilibyśmy się oddać drugim całości. Inny przykład: rejestracje samochodowe z kujawsko-pomorskiego nie zaczynają się od pierwszej litery „głównego” miasta. W ogóle nie zaczynają się sensownie. Myślicie, że na „T”? Że na „B”? Skądże! Zaczynają się na „C”. Bo tak sobie ktoś wymyślił żeby pogodzić interesy. Od czego zaczął się ten wzajemny hejt? Nie mam pojęcia. I generalnie to ja nic do BydgoSZCZA (Ministrowi Rostowskiemu w minutę udało się w tym filmiku oddać wszystko o czym teraz piszę) nie mam. No na pewno nie do ich współczesnych mieszkańców, przecież to nie ich wina, że swego czasu ich przodkowie zapoczątkowali epidemię Tyfusa w Polsce. Nie ich wina, że przez centrum nie przepływa im rzeka, a „rzeka”. Brda się nazywa. Ta „rzeka”. I już bez uszczypliwości, ale bądźmy szczerzy – Brda. To nawet nie brzmi dobrze.

A tak całkiem na poważnie to są oczywiście w BydgoSZCZU dobre rzeczy, np. bilet do Torunia.

87-100…

Niedawno znajoma z innego miasta wysłała mi paczkę. Coś długo paczka ta nie dochodziła, więc znajoma pyta czy ta i ta ulica to daleko ode mnie. „No, na drugim końcu miasta”, odpowiadam. „Aaa, bo wysłałam w tym samym czasie paczkę do takiej dziewczyny, też z Torunia i był ten sam kod pocztowy to myślałam, że gdzieś blisko”.

Ten sam kod pocztowy? A jest jakiś inny?

Okazuje się, że jest, a nawet są. W zależności od dzielnicy itd. kodów pocztowych jest w Toruniu ponad dwadzieścia. Byłem w takim szoku jak się o tym dowiedziałem, że aż musiałem dodać ten punkt do tekstu. Ponad dwadzieścia!!!! Tymczasem wszyscy piszą na jeden! Jak do jakiejś Narnii albo Westeros albo na biegun północny. Tak tylko to dodaje bo autentycznie nie mogę się otrząsnąć po tym niespodziewanym odkryciu.

Już prawie kończę, pora więc na kilka ciekawostek o Toruniu:

* Toruń to jedno z najstarszych miast Polski, prawa miejskie uzyskał w 1233 roku

* Toruń jest ogólnopolską siedzibą Ligi Polskich Miast UNESCO

* Patronem miasta jest Jan Chrzciciel

* Większa, położona po prawej stronie Wisły część miasta należy do Pomorza; lewobrzeżna część leży z kolei na Kujawach

* W roku 1809 Toruń stał się stolicą Księstwa Warszawskiego… na trzy tygodnie

* Jeśli zajadacie na śniadanie płatki z mlekiem to bardzo możliwe, że te płatki są z Torunia

* Toruń z lotu ptaka…

… wygląda jak rozpędzony dzik…

… albo jak bojowo nastawiony żółw…

No i to by było na tyle. Miały się we wpisie znaleźć jeszcze osobne punkty dotyczące poszczególnych dzielnic miasta czy zabytków, ale już nie będę zamęczał bo wątpię, że nawet teraz ktoś dobrnął do tego momentu tekstu. Nie wspomniałem o SkyWayu, o Planetarium (koniecznie odwiedźcie planetarium!!!), o zakamarkach, których nie znajdziecie w żadnym przewodniku turystycznym, ani o tym, że miasto każdego dnia rozwija się idąc w dobrym kierunku.

Summa summarum leży sobie ten Toruń niemal w centrum Polski, nikomu nie wadząc. Nie jest wielką metropolią, nie jest też zabitą dechami dziurą, jest w sam raz! Dlatego nie dziwie się, że zdaniem mieszkańców mego miasta żyje się tu bardzo dobrze, bo taka jest prawda. Nazwijcie to lokalnym patriotyzmem.


* Tekst NIE JEST niestety sponsorowany ani przez Urząd Miasta Torunia, ani przez pizzerię Piccolo, ani przez KS Toruń. Nikt nawet grosza nie dorzucił (!), a nieskromnie mówiąc: powinni.

13 komentarzy

  • Mike

    Joo, zajebisty wpis! 🙂 Znajomi z Gdańska bardzo Toruń lubią i na pewno wrócą tam jeszcze nie raz. I z autopsji mogę potwierdzić część snutych tu twierdzeń. Pizza w Picollo zamiata konkurencję głęboko pod dywan! Ale z tymi knajpami pod ziemią to nie aż takie unikalne, w Krakowie jest to samo, a przynajmniej było, bo ostatnimi czasy coraz więcej lokali widzi światło słońca. Chyba wampiry się wyprowadziły stamtąd. 😉

  • Anka z Zalotka.pl

    Czytając Twój tekst ubawiłam się setnie i przypomniałam moje wizyty w Toruniu. Spędziłam tam dwa niesamowite dni mknąc nad morze z Krakowa. Toruń mnie zachwycił i także w tym roku jest naszym przystankiem w podróży. Już chyba tak zostanie, bo za każdym razem zaskakuje nas czymś innym.

  • Izabela

    Gdyby Twój wpis przeczytał ktoś z Katowic, to prawdopodobne, że napisałby “Lepiej być z Torunia niż z Sosnowca”. W woj. śląskim to chyba najbardziej wyśmiewane miasto, czego ja akurat osobiście nie rozumiem.

  • Monika Halman

    Świetny i niezwykle ciekawy wpis! Muszę przyznać, że w Toruniu byłam bardzo dawno temu. Może z 12 lat miałam… Pamiętam, że pierwsze miejsce, w które się udałam, to sklep z piernikami. A jak! Jeśli chodzi o słodkości, to ja zawsze pierwsza 🙂

    A zazdroszczę ekstraligowej drużyny żużlowej! Mąż mówi, że jak się ogląda taki mecz ekstraligowy na żywo, to włosy dęba stają. I bardzo chciałabym zobaczyć! A póki co wczoraj obejrzałam sobie sparing na naszym stadionie w Gdańsku. Wybrzeże kontra GKM Grudziądz. To pierwszy mecz, jaki miałam okazję oglądać, i bardzo mi się podobało!

    Jeśli przyjadę kiedyś do Torunia, to na pewno odwiedzę pizzerię Piccolo. Uwielbiam pizzę, a nie zawaham się też użyć barszczu do popicia – jestem miłośniczką buraków w każdej postaci 🙂

    Dzięki, że mogłam się tyle ciekawych rzeczy dowiedzieć, a nawet poznać legendy. Przeczytałam w całości i ani trochę się nie nudziłam. Także ten… nie bądź taki samokrytyczny 😉

Skomentuj Ewa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *