Bez kategorii

Ten o teatrze dwóch aktorek, czyli “Obsesja Eve” [recenzja]

Po obejrzeniu ostatniego odcinka pierwszej serii serialu sam Stephen King napisał: KILLING EVE: The rare pleasure of watching a cast and crew that gets everything—every little thing—absolutely right. Co w wolnym tłumaczeniu oznacza, iż zdaniem Króla Horroru Obsesja Eve to rzadko spotykany przypadek, w którym prawdziwą przyjemnością jest możliwość oglądania na ekranie ekipy robiącej wszystko jak należy. I choć pisarz z Maine delikatnie – mówiąc kolokwialnie – „popłynął”, trudno nie podzielać jego zachwytów. Oparty na motywach cyklu powieści Villanelle, pióra Luke’a Jenningsa, ośmioodcinkowy miniserial (który prawdopodobnie przedłuży swój żywot na ekranie) to jedno z największych i najbardziej pozytywnych zaskoczeń wiosennej ramówki w Stanach Zjednoczonych. Ciotka Petunia z Harry’ego Pottera, Martin z Mostu nad Sundem, Dr Cristina Yang z Chirurgów i prawie nikomu nieznana Jodie Comer (Thriteen, jeśli komuś coś to mówi) w szpiegowskim serialu akcji, w którym realizm nie stoi na pierwszym planie – nic nie zapowiadało tak spektakularnego sukcesu (oglądalność produkcji wzrastała z każdym tygodniem, serial został również doceniony przez zagranicznych krytyków). W czym tkwi urok Killing Eve i dlaczego piszący ten tekst już teraz obsesyjnie wyczekuje wiadomości o powstaniu drugiej serii?

Już pierwsza, rozgrywająca się w wiedeńskiej cukierni, z pozoru niewinna scena sugeruje, że nie będziemy mieli do czynienia z przeciętnym serialikiem. Na dobrą sprawę nie dzieje się nic szczególnego, bo oto mała dziewczynka zajada się lodami w pucharku, spoglądając przez salę w kierunku mniej więcej 25-letniej kobiety, również zajadającej się łakociami. Kobieta jest skupiona, obserwuje reakcję dziewczynki na swój własny uśmiech oraz mimikę kelnera, cały czas badając wzrokiem poniekąd sielską atmosferę. Kobieta dokańcza swoją porcję lodów, spogląda na zegarek, wstaje. Trzymając w ręku bilet lotniczy, rzuca na ladę pieniądze, natomiast mijając siedzącą przy stoliku dziewczynkę, wytrąca jej z dłoni pucharek, opuszczając lokal z uśmiechem na ustach. Niby nic wielkiego, ale już w drugiej minucie produkcji, dowiadujemy się kto zostanie jej gwiazdą. Będzie nią Jodie Comer, wcielająca się w psychopatyczną, płatną morderczynię imieniem Villanelle.

Chwilę później poznajemy jej – jak się wkrótce okaże – adwersarza w postaci detektyw Eve Polastri (znana z Chirurgów Sandra Oh). Eve to z początku być może nieco zahukana (wrażenie to zniknie nadzwyczaj szybko) stróż prawa, matka oraz żona, od lat rozwiązująca raczej mniej ważne sprawy w obrębie Londynu. Pomocą służą jej oddany partner zawodowy oraz dwójka przyjaciół; nad nią z kolei nad wyraz gburowaty przełożony, a także wzbudzająca umiarkowaną sympatię ciotka Petunia… to znaczy Carolyn Martens. Pewnego dnia detektyw Polastri wraz z zespołem trafiają na trop serii brutalnych morderstw dokonanych przez nieuchwytnego zabójcę na terenie całej Europy. Jak – my, widzowie – wiemy niemal od początku, za wszystkim stoi chroniona przez tajemniczą organizację „Dwunastu”, Villanelle. Niebawem obie panie zaczynają mieć na swoim punkcie prawdziwą obsesję – „ta dobra” będzie się starała schwytać piękną blondynkę, druga zaś interesować się będzie panią detektyw z zupełnie innych, bardziej prywatnych pobudek.

Przyznam się bez bicia, że kino akcji to gatunek widniejący na samym dnie listy moich ulubionych, a jedyne, co może podjąć rywalizację w tym nienapawającym chlubą wyścigu, to kino szpiegowskie, czyli… wszystko to, co dostajemy w Killing Eve! Na szczęście w tym przypadku całość polana jest dodatkowo sosem z thrillera oraz – co ważne! – komedii. Coś musi być na rzeczy, a uświadomiłem to sobie w momencie, kiedy zacząłem kibicować mordercy (syndrom Dextera ;)). Akcja pędzi na łeb na szyję, jednak w przeciwieństwie do większości tego typu produkcji, klimat nie jest śmiertelnie poważny (choć wiele wstawek stricte thrillerowych naprawdę gwarantuje gęsią skórkę na ramionach). Dla niektórych wielkim minusem (choć dla takich jak ja jest to zdecydowaną zaletą) jest również spora swoboda w kwestii trzymania się realizmu historii (nieuchwytność Villanelle, która nawet nie próbuje bawić się w takie drobiazgi jak choćby rękawiczki dla niepozostawiania DNA).

Pomimo rażących niekiedy po oczach dziur logicznych, serial ogląda się z niekłamaną przyjemnością (od dawna równie mocno nie wyczekiwałem cotygodniowej premiery kolejnego odcinka danego serialu). Akcja nie zwalnia tempa nawet na chwilę, zwroty w fabule zaskakują, bywa niebezpiecznie, a i niezwykle zabawnie (jeśli kiedykolwiek zajdę komuś za skórę na tyle, by chciał na mnie nasłać zabójcę, błagam, niech będzie to Jodie Comer!). To trochę tak jak z Deadpoolem (choć nijak nie da się obu produkcji porównać) i opinią moich redakcyjnych kolegów – widzisz na ekranie pewne rzeczy, które nigdzie indziej by nie przeszły, jednak w tym przypadku przymykasz oko, ponieważ reszta jest aż tak dobra! Nie będę nikogo oszukiwał – tak, Obsesja Eve posiada wady. Być może dla niektórych będą one nawet nie do przełknięcia, jednak ja to kupuję, włącznie z dość mocno naciągniętą ostatnią sceną sezonu (oby powstał drugi!!). Co z tego, że większość akcji nie miałaby prawa wydarzyć się w realnym życiu? Nic, skoro przyciąga wzrok do ekranu!

Było o wadach, było i o zaletach, czyli chociażby zawrotnym tempie, dreszczyku w tle i masie humoru, jednak największą wartością Killing Eve, są jej dwie główne bohaterki, którym udało się stworzyć duet, jakiego dawno już nie widziałem. Zacznę może od wcielającej się w panią detektyw Sandry Oh. Nie chcę jej umniejszać, była znakomita i gdyby nie fenomenalna rola Comer, to ona grałaby pierwsze skrzypce. Detektyw Polastri polubić można już od pierwszych scen, trzeba jednak przyznać, że jej postać potrzebuje więcej czasu, by się rozkręcić. Z odcinka na odcinek zyskuje, pokazując nam swoją drugą, a nawet trzecią twarz. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić i tylko przez zwykłą złośliwość (a naprawdę nie jestem rasistą) mógłbym powiedzieć, że wachlarz możliwości mimicznych pani Oh jako Azjatki jest – wydaje mi się – nieco ograniczony. Wielkie brawa należą się jednak za tę kreację i jak wspomniałem – byłaby to bezapelacyjnie rola numer jeden w każdym innym serialu, tyle tylko, że w Obsesji zobaczyliśmy jeszcze Jodie Comer. Z ręką na sercu przyznaję, że od czasu Tatiany Maslany w Orphan Black nie widziałem tak dobrze odegranej żeńskiej postaci! Oczywiście Tatiana to niedościgniony wzór, jednak to, co zrobiła młodziutka Brytyjka autentycznie powala na kolana! Jestem pewien, powtarzam PEWIEN, że po tym serialu jej kariera nabierze tempa. Zapamiętajcie to nazwisko lub zapiszcie w notesiku i podkreślcie dwukrotnie! Mimika, śmiech, spojrzenie, gra ciałem – wszystko absolutnie rewelacyjne!! Na chwile obecną nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł odegrać rolę psychopatycznej, aroganckiej i zagubionej Villanelle lepiej niż Comer! Killing Eve to, pomimo całkiem niezłych ról Kima Bodni czy Fiony Shaw, teatr dwóch aktorek. Obie wspaniałe, jednakże jedna z nich dosłownie ociera się tu o wyżyny.

Nie jest to serial, który spodoba się każdemu. Wielu zarzuci mu zbyt lekkie podejście do tematu międzynarodowych spisków oraz intryg, niejeden za niesmaczne uzna żartobliwe w wielu momentach ukazywanie śmierci. Innymi słowy – Killing Eve nie spodoba się tym, którzy oczekują od tego typu show twardego stąpania po ziemi. Zachwyci z kolei wszystkich tych, którzy mają ochotę na niezobowiązującą rozrywkę, w której nie ma chwili na oddech, trup ściele się gęsto, absurdy są na porządku dziennym, a tym, co najważniejsze, jest dobra zabawa. Spodoba się również produkcja BBC America/ HBO miłośnikom dobrego aktorstwa. Sandra Oh w roli niestrudzonej pani detektyw (momentami scenarzyści sugerują, że być może jest kimś więcej) wzbudza sympatię i chcemy jej kibicować. Problem (lub też nie) w tym, że jeszcze bardziej pociąga nas płatna zabójczyni, rolą której Jodie Comer prawdopodobnie zagwarantowała sobie lepszą przyszłość. Polecam, polecam, polecam.


Serial Obsesja Eve obejrzycie na HBO GO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *