FILM,  RECENZJE

Ten o perełce uznanej za gniot, czyli “Dziedzictwo. Hereditary” [recenzja]

Na promującą kolejny film grozy wzmiankę pod tytułem NAJLEPSZY HORROR DEKADY, większość widzów reaguje już wyłącznie uśmieszkiem politowania bądź przeciągłym zieeeeewnięciem. Kolejne STUNNING!, AMAZING!, TERRIFYING! prosto od “Boston Globe”, “New York Times” oraz imdb – ileż można? Jak widać do oporu, ponieważ takimi oraz setką innych, chwytliwych przymiotników opisywane było dzieło Ari Astera – Dziedzictwo. Hereditary. Sam zwiastun firmowany twarzą Milly Shapiro jako “demonicznej dziewczynki” oraz walczącej o ciepło domowego ogniska Toni Collette, sugerował z kolei następcę Egzorcysty lub Dziecka Rosemary. Tymczasem pierwsze premierowe recenzje znad Wisły to w większości słowa zawodu pod adresem filmu, który podobno wcale nie jest horrorem! “To jakaś komedia, nie horror”, “Nie mogłem powstrzymać śmiechu”, “Powinni oddać za bilety” – to te najłagodniejsze z ocen. Rzecz jasna zdarzyły się i pochlebstwa, ba, niektórzy nazwali Dziedzictwo dziełem kultowym! Jak więc jest naprawdę? Czy Hereditary to rzeczywiście gniot, który należy omijać szerokim łukiem? A może perełka, której warto przyjrzeć się bliżej? Na te i kilka innych pytań odpowiedzi postarają się udzielić Michał i Przemek.

WRAŻENIA OGÓLNE

Przemek Kowalski: Moje ogólne wrażenia po seansie Dziedzictwa. Hereditary określiłbym jako mieszane. Inną kwestią jest to, że inaczej film odbierałem tuż po wyjściu z kina, inaczej w chwili pisania tego tekstu, kiedy o samej produkcji wiem o wiele więcej, a i pewne szczegóły, które przeoczyłem za pierwszym razem, a które teraz są mi znane, rzucają nowe światło na cały film. W tym momencie uważam Dziedzictwo za jeden z najlepszych horrorów (choć bardziej pasuje tu zwrot „filmów grozy”) ostatnich lat. Jak było podczas seansu w kinie? Różnie. Z jednej strony można wyjść z kina nieco zawiedzionym, z drugiej zaś, przez około 2/3 filmu, często zdarzały się sceny, podczas których bałem się spojrzeć w stronę ekranu (jednak spoglądałem 😉 ). Udało się Ari Asterowi (reżyser oraz scenarzysta filmu) stworzyć na ekranie bardzo specyficzny rodzaj niepokoju, mnie osobiście kojarzący się z tym, co otrzymaliśmy w – bądź co bądź słabszym – horrorze sprzed czterech lat – Coś za mną chodzi. To, co wielu uznało po seansie za największą wadę, grzmiąc „przecież to nawet nie był horror”, ja uważam za największy atut. Spór polega na tym, iż w Dziedzictwie nie ma typowych dla straszaków scen, w których bohatera błądzącego ciemnym korytarzem chwyta nagle wyłaniająca się znikąd dłoń, nie ma tu akcji w stylu opłukiwania twarzy przy umywalce, schylenia się i nagle odbicia w lustrze jakiejś demonicznej twarzy. Dzieło Astera straszy tym, czego nie widzimy, a jedynie przeczuwamy. O wszystkim opowiem jeszcze za chwilę w zaletach produkcji, a podsumowując mój wstęp, powiem: Dziedzictwo. Hereditary to kawał naprawdę dobrego kina grozy!

Michał Bębenek: Na mnie, przez większą część seansu, Hereditary robiło ogromne wrażenie, które zostało nieco stłumione przez finałowe sceny. To nieustanne trzymanie w napięciu, nieoczywiste zwroty akcji – nie da się ukryć, że Ari Aster wie, jak straszyć. Widać tu echa największych przedstawicieli gatunku – Egzorcysty, Dziecka Rosemary i wielu innych – reżyser jednak wymieszał to wszystko w kotle swojej własnej wyobraźni, a to co mu wyszło, o dziwo, udało się niemal doskonale. Dlaczego niemal? No właśnie – ten finał… Nie ma chyba widza, który nie wyszedłby z kina z miną mówiącą “co tu się właśnie od***?”. Hereditary to jednak film, którego nie warto oceniać pochopnie i na szybko. To coś, co lepiej przetrawić w domu, przemyśleć i poczytać trochę na jego temat. Można wtedy dojść do wniosku, że mimo wszystko nie było to wcale takie głupie, a ten festiwal psychodeli, którą oglądamy w ostatnich minutach filmu, miał swoje uzasadnienie.

PLUSY I MINUSY FILMU

Przemek: Jak wspomniałem we wstępie, największym plusem produkcji jest specyficzny, niepokojący klimat. Pisałem już, że nie ma tu jump scare’ów, czym więc straszy Dziedzictwo. Hereditary? Na największe brawa zasługuje przede wszystkim montaż i sam sposób prowadzenia kamery, czego nie umiem fachowo ubrać w słowa, zrobi to z pewnością Michał. Jako laik powiem, że chodzi o celowo przeciągnięte, powolne ujęcia, kiedy jako widzowie czujemy, że coś jest nie tak i siedzimy jak na szpilkach, wyczekując tego typowego dla horrorów momentu BUUU, którego… nie ma. I to w tym wszystkim jest najlepsze, to ciągłe napięcie podkreślane kapitalną muzyką w tle; muzyką, która – co warto podkreślić – przewija się niemal w każdej scenie, nawet w tych spokojniejszych cały czas w tle słychać niepokój. Genialne! Może wstyd się przyznać, nie mam pojęcia, jednak to napiszę: mnie osobiście przez większą część seansu pociły się ze strachu dłonie ;). Do zalet zaliczyć można również aktorstwo, co w filmach grozy nie jest wcale rzeczą częstą, o tym jednak za chwilę.

Michał: Montaż i sposób prowadzenia kamery to wystarczająco fachowe określenia ;). Dla mnie brak typowych horrorowych zagrywek i jump scare’ów, do których przyzwyczaiły nas filmy z tego gatunku w ostatnich latach, to niewątpliwie największa zaleta Hereditary. Jeśli reżyser nie wie, jak zbudować napięcie, jak przestraszyć widza tak, żeby siedział na krawędzi fotela niemal przez cały czas, pełen niepokoju czekając na to, co się wydarzy, zamiast tego stosuje tanie chwyty, w postaci scen typu “o tutaj coś wyskakuje znienacka”, które powodują bezwarunkowy odruch wysypania popcornu. Zrobienie czegoś takiego, to żadna sztuka, na szczęście okazało się, że Ari Aster nie należy do tego typu twórców i nawet jeśli jego film nie jest doskonały, to na pewno był na dobrej drodze. Ogólnie wśród nowych twórców horroru da się ostatnio wyczuć jakąś świeżość i nową jakość, która rokuje dobrze na przyszłość (To przychodzi po zmroku, Uciekaj, Ciche Miejsce, a teraz Hereditary – wszystkie te tytuły wpisują się ten trend).

Dobrą zagrywką był też, ze strony producentów, zwiastun filmu. Współczesne trailery cierpią na to, że zazwyczaj pokazują za dużo, nie zostawiając dla widza wielu niespodzianek w trakcie właściwego seansu. Zwiastun Hereditary pokazał nam za to film, którego nie było – mam tutaj na myśli fakt, że po samej zapowiedzi, spodziewałem się zupełnie innej produkcji. No bo, przyznajcie się, ilu z Was myślało, że to będzie kolejny horror o opętanej dziewczynce? Pod tym względem Hereditary było bardzo miłym zaskoczeniem.

Przemek: Minusy? Hmm, trochę nie fair wyciągać minusy tej produkcji, które, jak wiem teraz, stanowią atut filmu. Swoją drogą polecam odwiedzić po seansie wiadomą, najpopularniejszą w tym kraju stronę poświęconą kinu i zaznajomić się z tematem, w którym jedna z użytkowniczek omawia Dziedzictwo, wyjaśniając przy okazji bardzo wiele i powodując, iż obraz staje się o wiele bardziej zrozumiały. Minusem jest jednak to, że bez wskazówek (chociażby takie drobnostki jak: „babcia chciała, żebym była chłopcem” z ust córki, czy „nigdy nie chciałam Cię urodzić” – matki do syna) film może wywołać bardzo mieszane uczucia, a nawet… śmiech. Dla mniej uważnego widza (w tym – przyznaję – dla mnie, choć i wielu innych) Dziedzictwo staje się w pewnym momencie niezrozumiałe, zupełnie jakby ktoś nagle puścił zupełnie inny film, a cały (jak się okazuje) sens wziął się znikąd. Po przeanalizowaniu dzieła Astera, okazuje się, że tak nie jest, choć fakty są takie, że pierwsze wrażenie może wywołać sporą konsternację, na czele z końcową sceną, po której – nie widząc w tym sensu – uśmiechnąłem się i ja.

Michał: Tak, te tropy, które rozrzucał twórca przez cały film, były bardzo dobre, nabierając sensu dopiero po poznaniu całości. Przyznam, że tuż po seansie miałem prawie takie same odczucia. Nie śmiałem się co prawda na końcówce (choć ze wszystkich stron nerwowy śmiech dobiegał), miałem jednak wrażenie, że reżyser, który dopiero co przygotował wspaniały obiad, właśnie na niego nasrał, wrzucił do muszli i spuścił wodę. Poczułem się nieco zawiedziony, bo w trakcie seansu byłem zachwycony, układając już w myślach peany na temat genialności tego filmu, po czym nieco opadły mi ręce. Ale, jak już wspominałem, błędem jest ocenianie Hereditary na gorąco. Po przemyśleniu, może nie nazwałbym tej produkcji genialną, niemniej jednak na pewno można zaliczyć ją przynajmniej do pierwszej dziesiątki najlepszych horrorów tej dekady (i to wcale nie na ostatnim miejscu).

NAJLEPSZA SCENA

Przemek: Generalnie, świetnych scen można by wyróżnić kilka, jednak z wyborem tej, która najbardziej zapadła mi w pamięć, nie mam najmniejszego problemu. Dodam tylko, że jest to nie tyle jedna scena, a ich ciąg (dwie, trzy) składający się na jedno wydarzenie. Uprzedzam od razu przed DOSYĆ SPORYM SPOILEREM. Przy okazji nadmienię, że jest to kwintesencja tego, o czym pisałem wcześniej, a mianowicie kwestii “czym straszy Dziedzictwo”. Mianowicie w pewnym momencie młodsze z rodzeństwa – córka, Charlie, z powodu alergii na orzechy zaczyna się dusić na imprezie, z której wywozi ją starszy brat – Peter. Chłopak pędzi samochodem na złamanie karku, byleby tylko jak najszybciej dowieźć siostrę do lekarza, a my jako widzowie czujemy, że stanie się coś niedobrego. I rzeczywiście się dzieje. Próbując złapać odrobinę powietrza, Charlie wystawia głowę za okno auta, po czym… zderza się ze słupem telegraficznym. I tu “najlepsze” – nie ma krwi, nie ma krzyku, nie ma najazdu kamery na rozgniecioną głowę nastolatki, jest za to ujęcie wnętrza samochodu oraz Petera, który wie już, co się stało, dłonie pocą mu się na kierownicy i siedzimy tak wraz z bohaterem przez ciągnące się w nieskończoność sekundy. Następnie chłopak wraca do domu i nie mówiąc nic rodzicom, otępiały kładzie się do łóżka. Następnego ranka, uśmiechnięta matka oznajmia mężowi, że musi pojechać gdzieś samochodem, zamyka drzwi, wsiada do auta, a my słyszymy tylko jej krzyk. Przyznam szczerze, że dawno nic w kinie nie poruszyło mnie tak mocno jak ten ciąg scen, który prawdopodobnie oglądałem na pełnym wdechu.

Michał: Zdecydowanie się zgadzam – scena w samochodzie to mistrzostwo. Mina chłopaka, który wie, co się stało, ale za wszelką cenę stara się nie dopuścić do siebie tej wiedzy (tutaj brawa należą się też młodemu aktorowi – Alexowi Wolffowi, który odegrał swoją rolę perfekcyjnie). To nagłe wyciszenie, tuż po upiornym chrupnięciu, jego milczenie i pozorny spokój, kiedy już bez pośpiechu pojechał dalej, wrócił do domu i zaszył się w łóżku, mając nadzieję, że rano to wszystko okaże się tylko złym snem – ja to wszystko czułem, patrząc na ekran. To było straszliwie wiarygodne i spokojnie mogłem postawić się w jego sytuacji. Jestem pewny, że ta scena na pewno nie miałaby takiej mocy, gdyby zrealizować ją w standardowy, znany z horrorów sposób – z mnóstwem krwi i krzyku. A jeszcze dodatkowym zaskoczeniem było to, że scena ta wydarza się dość szybko, chyba jeszcze nawet przed połową filmu, całkowicie burząc jakąkolwiek koncepcję Hereditary tym, którzy do tej pory nadal byli przekonani, że oglądają film o opętanej dziewczynce. Naprawdę genialne posunięcie, panie Aster, szanuję to.

NAJGORSZA SCENA

Przemek: Tutaj również nie będę miał problemu z wyborem, nie zamierzam się jednak rozpisywać, by się spoilerować zbyt mocno. Najsłabszą sceną jest ta finałowa, która nabiera co prawda sensu, gdy przeanalizujemy cały film, nie da się jednak ukryć iż sama w sobie wygląda dość komicznie. Tyle.

Michał: Ja jednak trochę zaspoileruję, wybaczcie. Finałowa scena zdecydowanie mogłaby się obyć bez matki, która nagle odkrywa w sobie moce Spider-Mana. O wiele większe wrażenie zrobiłoby to, gdyby grana przez Toni Collette postać, ukrywała się gdzieś w cieniu, zamiast przyczepiona do sufitu, nie mówiąc już o późniejszej lewitacji… Ale cały ten finał to prawdziwy festiwal psychodeli, a wszystko to, co się dzieje, dzieje się z powodu manifestacji dopiero co uwolnionych sił piekła. To, co do tej pory było subtelne, nagle pokazuje się w pełni i nie każdemu będzie to pasowało (sam nie jestem jeszcze do końca pewny, co o tym myśleć).

 AKTORSTWO

Michał: Aktorsko Hereditary zwyczajnie miażdży. Właściwie wszystkie główne postaci to prawdziwy popis. No, może poza wcielającym się w ojca Gabrielem Byrnem, który co prawda jest świetnym aktorem, ale tutaj jego rola była dość ograniczona i nie miał za wiele do pokazania. Wspominałem już wcześniej o Peterze, w którego perfekcyjnie wciela się Alex Wolff, ale zaraz za nim plasuje się Charlie – “upiorna dziewczynka”, czyli Milly Shapiro (której talentu nie brak, lecz ze względu na swoją dość charakterystyczną urodę, obawiam się, że może być jej trudno uwolnić się od równie charakterystycznego rodzaju kina) – od teraz odgłos “klaskania” językiem już nigdy nie będzie taki sam ;). Ale i tak cały film kradnie Toni Collette – po tym, co pokazała w Hereditary, śmiało można umieścić ją obok Mii Farrow odgrywającej podobną rolę w Dziecku Rosemary.

Przemek: W zasadzie wypada się wyłącznie podpisać pod słowami Michała. Film ten zagrany został fenomenalnie, przez kilku aktorów, nie jednego, co w horrorach zdarza się raczej rzadko. Generalnie największą gwiazdą jest tutaj wcielająca się w rolę matki Toni Collette, jednak niewiele ustępuje jej chociażby Alex Wolff, w roli Petera, zwłaszcza od pewnego momentu filmu, jednak nie będę może więcej spoilerował. Świetna była również młodziutka Milly Shapiro (to chyba nie kwestia urody, Michale, a jakaś choroba, choć mogę się mylić), która w roli “demonicznej dziewczynki” spisała się fenomenalnie! Od reszty rzeczywiście odstawał ojciec rodziny, jednak jak wspomniał przedmówca – ten miał nieco ograniczone pole manewru. Tak czy inaczej, całej ekipie należą się gromkie brawa!

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Michał: Hereditary zapowiadało się na horror doskonały. Ostatecznie do tej doskonałości trochę mu zabrakło, niemniej jednak jest to film zdecydowanie intrygujący i warty uwagi. Nawet jeśli finałowe sceny sprawią, że uznacie tę produkcję za gniot wszech czasów, myślę że i tak warto obejrzeć go chociażby ze względu na te perfekcyjnie trzymające w ciągłym napięciu i niepokoju sceny, z którymi mamy do czynienia we wcześniejszej części filmu. Poza tym tytuł, który u wielu wywołuje tak skrajne emocje (oceny plasujące się od jedynek i dwójek, po ósemki i dziewiątki) to coś, co warto samemu sprawdzić. Dla mnie Hereditary to film, o którym na pewno prędko nie zapomnę, a jego reżyser, Ari Aster, dostaje ode mnie w tym momencie ogromny kredyt zaufania. Jeśli udźwignie ciężar i jego kolejny film będzie chociaż w połowie tak zaskakujący jak debiut, to chyba trzeba będzie go wpisać w poczet twórców kultowych.

Przemek: Nie jest Dziedzictwo horrorem doskonałym, jednak bez dwóch zdań plasuje się w ścisłej czołówce tego typu produkcji w przeciągu minionej dekady. Oceny i odbiór filmu rzeczywiście bywają skrajne, a jest to wynikiem zarówno oceniania filmu Astera na gorąco, jak i “zawód” w postaci braku typowych dla kina grozy scen, podczas których podskakujemy na fotelu. To co dla jednych stanowić będzie wadę, dla innych (jak ja i Michał) okaże się największym atutem Dziedzictwa. Kapitalnie wykreowany nastrój ciągłego niepokoju i swego rodzaju osaczenia wręcz wylewa się z ekranu, chwytając widza za gardło! Jeśli dodamy do tego świetne aktorstwo oraz – jak się okazało – całkiem zmyślny scenariusz, otrzymujemy dzieło, któremu z pewnością warto poświęcić czas. PS “Klaskanie” językiem, już nigdy nie będzie brzmieć tak samo.

Ocena Michała: 8/10

Ocena Przemka: 7,5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *