TAKIE TAM

Ten o Butusiu …

Według definicji blog odróżnia się od innych stron internetowych bardziej personalnym charakterem treści. Przed założeniem swojego trochę się naczytałem o całym tym blogowaniu i łeb może od tego spuchnąć! Zasad mających rzekomo pomóc w tym, by to właśnie Twoja strona się wybiła jest tyle, że gdyby stosować się do wszystkich to doba musiałaby liczyć z 50 godzin. „Publikuj wpisy o tej i o tamtej godzinie”, „Nie zapomnij zadbać o…”, „Bądź aktywny na portalach społecznościowych”. Blablabla. Jak obczaiłem ile jest obecnie na rynku „portali społecznościowych” to zdębiałem! Niektórych nazw nie potrafię chyba nawet poprawnie wymówić. Jezus Maria, kto to wszystko przegląda? Tak czy inaczej pierwsza i najważniejsza zasada brzmi: BĄDŹ SZCZERY! Czasami jednak ciężko być szczerym, ciężko jest wyznać prawdę i podzielić się nią ze światem by nie wytykali Cię palcami, by nie spluwali pod nogi na Twój widok. Są takie poglądy, które lepiej zachować dla siebie. Jednak skoro szczerość do podstawa czas chyba bym zrzucił z siebie wreszcie ten ciężar…

Jestem w robocie, dzwonię do klienta. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i nagle…

– ŁUUUFFFF!!! ŁUUUFFFF!!!!! – szczekanie w słuchawce rozrywa mi bębenki.

– Yyyy, halo?

– ŁUUUFFF!!! ŁUUUUFFFF!!!

– ???

– Tak, słucham? – odzywa się jakaś starsza pani (ŁUUUFFF!! ŁUUUFFF!!! – słychać w tle).

– Dzień dobry, ja dzwonię z kablówki w sprawie zgłoszenia.

– No Dzień dobry, Dzień dobry (ŁUUUFFF!! ŁUUUFFFF!!!).

– Jest pani w mieszkaniu? Można podjechać?

– (ŁUUUFFF!! ŁUUUFFF!!!) No ciszej już bądź!!! Przepraszam pana. Tak, może pan podjechać.

– Ok, to niedługo u pani będę.

Jeśli ktoś myślał, że tę wielką tajemnicę, ten wstydliwy sekret ze wstępu ujawnię pod koniec historyjki, niespodzianka! Wyznam to już teraz. UWAGA, UWAGA… Nie lubię psów. Wiem, nikt się do tego nie przyznaje bo kiedy powiesz, że nie lubisz psów to patrzą na Ciebie jak na pedofila albo jeszcze gorzej. Żyjemy w porąbanym świecie, w którym TRZEBA lubić psy. Ja nie lubię. Nie głaszczę psów, nie jara mnie kiedy merdają ogonkami żebrząc o jedzenie, irytuje mnie, że się ślinią, no i ogólnie jestem na NIE. Może to dlatego, że już nie raz pies mnie ugryzł, choć myślę, że to raczej wrodzone. I – tak dla sprostowania – nie jestem jakimś świrem co rzuca w psy kamieniami albo go cieszy jak zwierzę cierpi, nic z tych rzeczy! Jak ktoś katuje psa to powinni go powiesić za jaja i wystawić na widok publiczny w centralnym punkcie miasta. U mnie sprawa wygląda tak, że psy mogą sobie być, mogą się ślinić i merdać ogonkami, wolałbym jednak, żeby nie w pobliżu mnie. Ja i psy nie nadajemy na tych samych falach. Po prostu.

No, wyrzuciłem to z siebie. Wracam więc do historyjki…

Rozłączyłem się licząc w duchu na to, że babka zamknie psa w łazience przed moim przyjazdem.

Pukam do drzwi.

– ŁUUUUFFF!! ŁUUUFFF!!! ŁUUUFFF!!! – dochodzi z drugiej strony, ale nadal łudzę się, że może nie spotkam szczekacza.

Babcia przekręca zamek, uchyla lekko wrota i BACH! Skurczybyk skacze na mnie i słyszę to cholerne „ŁUUUUFFF!!” tyle, że przy samym uchu. Po prostu zajebiście!

Nie wiem co to był za pies, w sensie jakiej rasy. Po rasie poznam tylko jamnika, buldoga francuskiego i amstaffa. Ten który na mnie skoczył nie był żadnym z wymienionych, nie wyglądał też jak ten ze zdjęcia. Nie mam pojęcia jaka to rasa, ale ogólnie taki kudłaty był, jakby z loczkami, które zakrywały mu oczy. No i duży. Skubaniec był naprawdę duży.

– Butuś, nie skacz na pana!!

– On gryzie?

– Nieee, niee, no co pan. To już staruszek, nawet zębów nie ma.

Kudłacz odczepia się ode mnie, ale babcia ewidentnie kłamie, przed chwilą błysnął mi pod gardłem rząd ostrych zębisk i choć nie będę przeliczał to całkiem możliwe, że ten Nie-Wiadomo-Jakiej-Rasy pies miał ich więcej niż ja.

Wchodzę do środka, babce zależy na tym, żebym dostroił jej telewizor. Podaje mi pilota i zachęca bym usiadł. No to siadam.

– ŁUUUFFF!!! ŁUUUFFFF!! – ryczy kudłacz, po raz kolejny na mnie skacząc.

Próbuję się od niego odsunąć bo serio nie lubię jak mnie psy oblizują czy szczekają mi przed twarzą. Babcia widząc to reaguje ze śmiechem:

– Pan się z nim przywita, on się chce bawić.

Tyle, że ja nie chcę. Ani się bawić, ani witać. Co najwyżej mogę się pożegnać.

– Niee, ja nie przepadam za psami.

– Ahhh (zerka na mnie jak na pedofila). Butuś odejdź od pana.

– ŁUUUFFF!! ŁUUUFFF!!! – ani myśli jej słuchać

– Butuś!! Jak pan żył to byłeś bardziej posłuszny!! – nadal, nie wiedzieć czemu, mówi to z uśmiechem na ustach.

Kapitalnie. Nie dość, że ten mi tu szczeka i się rzuca to zaraz jeszcze usłyszę ckliwą historyjkę od obcej kobiety. Czy ten dzień może być jeszcze lepszy?

– ŁUUFFFF!!! ŁUUUFFF!!!

– Butuś do jasnej cholery, zejdź z pana!

Butuś ma jej polecenia głęboko w dupie. Gdyby tylko umiał pokazałby babuni fucka.

Zaczynam się pocić ze stresu i marzę tylko o tym, żeby stamtąd wyjść. Butuś chyba to wyczuł bo w końcu ze mnie zlazł. Szczęście nie trwało jednak długo ponieważ babcia – ni stąd, ni zowąd – wpadła nagle na genialny pomysł:

– Chce pan cukierka?

– Nie, dziękuję.

– Ale ja mam dla gości – wyciąga z kredensu torbę z Lidla po brzegi wypchaną łakociami.

– Nie, naprawdę dziękuję.

– Oj, pan się nie wstydzi i weźmie.

Nie będę się z nią przekomarzał, biorę cuksa, żeby sprawić jej radość. Szybko okazuje się, że to jeden z największych błędów jaki popełniłem w tym roku.

– ŁUUUFFF!!! ŁUUUFFFF!! – Butuś ponownie rzuca mi się z pyskiem pod nos. Teraz już naprawdę oszalał

– Butuś, Ty nie możesz słodyczy!! To już nie te czasy jak pan żył i Cię podkarmiał słodkim!!

Patrzy na mnie z obłędem w oczach (pies, nie babcia) szybko wsuwam więc cukierka do ust, może jak zjem to da mi spokój. Nawet nie spojrzałem co wyciągnąłem z torby, ale wszystko zaczyna układać się w logiczną całość: babcia zaraz się rozpłacze, pies skacze mi do gardła, no to co mogłem wylosować z torby? Oczywiście, kurwa, Kukułkę bo jak wiadomo nieszczęścia chodzą trójkami.

Przełknąłem jakoś tę brązową mordokleję, na Butusiu nie zrobiło to wrażenia. Zachowuje się tak jakby chciał mi ją wyszarpać z przełyku. Zaczynam się bać nie na żarty.

– A wie pan dlaczego Butuś?

Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Milczę (poniekąd również ze strachu), babcia odpowiada więc sama sobie:

– Bo jak go przygarnęliśmy z moim świętej pamięci mężem to wszystkie buty nam zagryzał, no każdą parę!

Uśmiecha się, po policzku spływa pojedyncza łza. Szkoda mi jej. Autentycznie szkoda, ale nie wiem jak mam się zachować. A już na pewno nie w takich warunkach kiedy ten ogromny szczekacz cały czas „ŁUUUFFFF!!!” i „ŁUUUFFFFF!!!” i „ŁUUUFFFFF!!”. Słychać go chyba w sąsiednim powiecie.

Telewizor się dostroił, próbuję wstać z kanapy, ale lekko nie jest bo Butuś waży więcej ode mnie.

– No i pan mi powie…

– Tak?

– Co ja mam zrobić z tym starym rzęchem?

Nie wiem czy ma na myśli psa czy telewizor.

– Z czym?

– No z tym pudłem.

– Ale pani ma całkiem dobry, nowy telewizor.

– Aaa bo syn mi kupił parę lat temu, a potem powiedział, że to gówno. Pan też uważa, że to gówno?

– Nie, ten telewizor nie jest gównem.

Kąciki babcinych ust unoszą się do góry, chyba sprawiłem jej radość. Trochę mi lepiej choć i smutno zarazem. Wiem, że w momencie gdy zamknie za mną drzwi znów zostanie sama z psem i da mu pewnie tego cukierka. W końcu to jej najlepszy przyjaciel.

Przy wtórze donośnego „ŁUUUFFFF!!!” zmierzam w stronę wyjścia mijając po drodze półkę z butami i widzę, że stara miłość nie rdzewieje. Miłość Butusia do podgryzania każdej napotkanej podeszwy, do ciamkania każdego sandała, każdego klapka.

Nie płynie z tej historii żaden morał, nie nawróciłem się na psy. Mam jednak nadzieję, że starsza pani częstuje teraz kogoś Kukułkami, że ma z kim porozmawiać kiedy Butuś radośnie próbuje ogryźć dłoń, w której nieszczęśnik trzyma cukierka. I dobrze, niech sobie żyją jak najdłużej w tym królestwie nadgryzionych pantofli.


Fot.: instagram.com/pisanepopijaku/

7 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *