TAKIE TAM

Ten o słoiku, którego strach dotknąć przez ścierę…

„Kolejny piątek wieczorem. Ponownie, w pobliżu soboty, pró-bu-ję… stanąć na nogi” – śpiewa w „Melodii ulotnej” Mela Koteluk. Powiem Ci Mela, tak tylko między nami, że NIE TY JEDYNA blondasku próbujesz, nie Ty jedyna. Coś tam jeszcze było dalej w tekście o grawitacji co jak sznurkiem przywiązana, przyciąga Cię i oddala. No i tu się akurat nieco różnimy, bo kiedy piątek zaczyna się zlewać z sobotą (lub sobota z niedzielą) to mnie raczej przyciąga. Ta grawitacja oczywiście. Nie to jest jednak najgorsze, najgorsze są sms-y wysyłane w momentach kiedy jeszcze stoisz, wydaje Ci się, że jesteś panem świata i piszesz do tych biednych ludzi, którzy mieli pecha znaleźć się na Twojej liście kontaktów. W głowie huczy, ale do mózgu nie dotarła jeszcze informacja pod tytułem „NIE RÓB TEGO!”, wystukujesz więc te wypociny i ślesz w świat. Tego wyzwiesz od chujów, tamtemu uświadomisz, że od dziś może się nazywać Twoim najlepszym przyjacielem, a Tej-Która-Lepiej-Żeby-Tego-Nie-Wiedziała oświadczasz, że jest miłością Twego życia. Gdyby wszystkie tego typu akcje kończyły się sukcesem, miałbym w tym momencie więcej żon niż palców. Gdzieś tu jednak pies musi być pogrzebany, bo nie mam ani jednej.

Jest niedziela rano, a ja otwieram oczy. „Rano”, czyli gdzieś koło jedenastej, no ale kto bogatemu zabroni? Nie licząc delikatnego szumu w uszach, głowa prawie nie boli – to dobry znak. Czyżbym wczoraj/dziś w nocy zachowywał się jak należy? Z tym jakże przyjemnym pytaniem na ustach idę wstawić wodę na herbatę, łyknąć (przezorny zawsze ubezpieczony) Ibuprom i opłukać twarz. Cały w skowronkach smaruję kanapkę paprykarzem ze Szczecina i razem z herbą zanoszę na biurko. „Ależ to będzie miły dzionek” – myślę sobie, po czym chwytam za telefon i grunt usuwa mi się spod nóg. Dziewięć nieprzeczytanych wiadomości. „Booooże!! Komuś się zmarło?”- pytam sam siebie. Otwieram skrzynkę z rosnącym niepokojem i gulą w gardle, a szósty zmysł podpowiada mi, że nie będę zachwycony tym co zaraz zobaczę. I jak zwykle ma rację.

Już pierwsze zdania trzech sms-ów od góry powodują, że powoli zapadam się pod ziemię, a nie wiem nawet jeszcze dlaczego. „Czy Ty jesteś jakiś pojebany?…”, „Weź nie pij człowieku!…”, „Jeśli jeszcze raz zobaczę…”. Noooo, pięknie; brawo ja! Paprykarz traci swój unikalny, nieziemski smak, herbata nabiera smaku szczyn, a i na dworze robi się jakby nieco pochmurniej. Od tego wszystkiego zaczyna mnie łupać w głowie, lecę więc po kolejny Ibuprom, żałując jednocześnie, że nikt nie wymyślił jeszcze tabletek na zażenowanie swoją postawą. Chętnie łyknąłbym sobie jedną, albo dwie. Ewentualnie dwanaście.

„- Odbiło ci, czy jesteś po prostu głupi? – Poznasz głupiego po czynach jego” głosi mój ulubiony (powtarzany zresztą kilkukrotnie) tekst z najlepszego filmu jaki kiedykolwiek nakręcono, czyli z Forresta Gumpa i jakby nie patrzeć wychodzi na to, że najzwyczajniej w świecie jestem głupi. Normalni ludzie wyciągają wnioski i uczą się na błędach, ale nie „pan PisanePoPijaku”, pan „pisarz” od siedmiu boleści. Oj nie, nie on. Co jak co, ale nie przepuści okazji do skompromitowania się. Pamiętam jak kiedyś, jednej nocy oświadczył się przez sms-a trzem niewiastom naraz. Rzecz jasna żadna oświadczyn nie przyjęła, ale miło powspominać piękne czasy i TE momenty w życiu, za które nie zapłacisz kartą Mastercard, bo tak są bezcenne. Innym razem najlepsza kumpela nie odzywała się przez miesiąc, a ja zachodziłem w głowę, o co jej biega. Nic; cisza, zero odzewu. Po miesiącu zlitowała się i pokazała co jej wysłałem po jednej z zakrapianych alkiem nocy. I przyznaję z ręką na sercu, że faktycznie – na jej miejscu – też bym się wkurzył, gdyby przyjaciel zwyzywał mnie od szmat i dziwek tylko dlatego, że zapomniałem o jego imieninach (wiem, że Przemek to imię co szału nie robi, ale 30 PAŹDZIERNIKA!! To nawet nie jest trudno zapamiętać, bo zaraz obok Święta Zmarłych!!!). Inna sprawa, że akurat tamtego sms-a pisałem do kogoś innego, tylko mi się pomyliło przy wybieraniu odbiorcy. Ona Iza, tamta też Żaneta, ale jak to mówią: „Nie myli się ten, kto nic nie robi”. A uwierzcie, że ja akurat potrafię w sobotnią noc narobić sporo zamieszania. Niektórym ludziom, bez kitu, powinni po 23-ciej likwidować dostęp do telefonu, wiązać ręce za plecami na cały weekend, albo wmontowywać jakieś antyalkoholowe czujniki do smartfonów. Masz pół promila we krwi? No to BACH – blokada ekranu. Niestety, postęp postępem, jednak w niektórych aspektach technologii wciąż jesteśmy sto lat za Murzynami.

A tak naprawdę to jaja sobie robię. Oczywiście nie w kwestii opisanych powyżej przypadków pijackich wiadomości tekstowych, czy poranka, który znam z autopsji lepiej niż zawartość tego tajemniczego, dziwnego słoika z odpychającą breją bliżej nieokreślonego koloru w środku, który od ładnych kilku tygodni zalega mi na dolnej półce lodówki. Zupa jakaś? Sos? Klopsy? Powidła? Zgaduj-zgadula! Boję się sprawdzić, boję się nawet chwycić TO przez ścierę, żeby wyrzucić do kibla. Peter Parker potwierdziłby moje słowa i obawy. On jednak, mimo wszystko, nie skończył źle – zaliczył bliższe spotkanie z radioaktywnym pająkiem i se został Spider-Manem, ale co się stanie po zetknięciu z radioaktywnym słoikiem? Tego nie wie nikt. Zresztą beznadziejne miałbym wtedy super moce. Bo co, nie dawałbym się odkręcić bez opukania o blat stołu? Można by we mnie władować kilogram małosolnych? Eeee, trochę lipa. Powiedzmy, że stawiam sobie poprzeczkę ciut wyżej.
No, ale wracając do tematu – jaja sobie robię z tym, że źle mi z pisaniem esków po pijaku, z tym, że mam wyrzuty. Najpierw musiałbym mieć jeszcze sumienie, albo chociaż godność. Jeszcze czego! Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś godzi się na to by podać mi swój numer, sam jest sobie winien.

Nie raz już słyszałem: „Ale Ty naprawdę piszesz po pijaku?”. Nie, kurwa, na trzeźwo! No co za głupie pytanie. Taki rebus może wymyślić wyłącznie osoba spoza mojej listy kontaktów. Reszta już od dawna ma świadomość tego, że w środku nocy może ich obudzić wyznanie, którego nie spodziewaliby się przeczytać w tym wcieleniu. I tu po raz kolejny z pomocą przychodzi Mela nucąc (cały czas w tym samym utworze): „Uratuje myśl melodia. Uratuje mnie”. Nie jestem co prawda przekonany, czy melodia rzeczywiście uratuje myśl, wiem za to, że nic nie uratuje tych, którzy podali mi swoje numery. Jeśli więc jesteś jednym z owych nieszczęśników UWAŻAJ, bo weekend trwa w najlepsze, a baterię ładowałem dziś rano.


Fot.: instagram.com/pisanepopijaku/

5 komentarzy

Skomentuj Katarzyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *