TAKIE TAM

Ten o kiblu w pociągu…

Miejsce: Wyższa Szkoła Bankowa w mieście słynącym ostatnio z przyjmowania luksusowych aut od bezdomnych. Czas: Niecałe 10 lat temu. Poziom trudności: Niezbyt wysoki i choć wydawałoby się, że ciężko studiować ekonomię nie znając nawet tabliczki mnożenia, to jak mawiają – „Najciemniej pod latarnią”, obliczenia były na tyle trudne, że każdy musiał korzystać z kalkulatora. Piękne czasy! Czasy ładowania miesiąc w miesiąc grubej kasy… właściwie po nic. Wszystko to okraszone obroną pracy licencjackiej na zajebiście ciekawy temat, a mianowicie „Logistyka transportu kolejowego w Polsce” (albo jakoś tak). Godziny przebijania się przez opisy pociągów, wyliczenia, rozliczenia, stan aktualny (na ówczesne lata) i przewidywania. Ogólny wniosek płynący z pracy? Transport kolejowy w Polsce ssie i nadal będzie ssał, bo nie ma absolutnie żadnej możliwości, by ktoś w tym kraju to ogarnął, by komuś się chciało. Może nie tymi słowami, ale dokładnie tak to przekazałem szanownej, oceniającej mnie komisji. Wypuścili mnie z czwórką, przytakując mym daleko idącym wnioskom. Po niemal dekadzie okazuje się, że wszyscy byliśmy w błędzie.

Dworzec Toruń Główny, kierunek: Zielona Góra. Na peron podjeżdża pociąg z zewnątrz wyglądający… jak zwykły pociąg. Nie będę ściemniał, w przeciągu ostatnich 2-3 lat zdarzyło mi się nimi podróżować, jednak za każdym razem przed oczyma stawały mi koleje z lat 90., wszechobecny smród fajek, tłok, siedzenia poprzypalane petami i butelki po piwie pod stopami. Pure Polska.

Wsiadam więc niepewnie i po chwili wbija mnie w podłogę. Myślę, czy aby na pewno znajduję się w miejscu, w którym powinienem. Obeznana w kolejowych podróżach siostra (do której jechałem) mówiła „Eee, to pociąg Regio, bez szału”. Jako, że za kurs przez pół Polski zapłaciłem tyle co za taksówkę ze Starówki do domu w sobotni wieczór, sam nie spodziewałem się szaleństw. Tymczasem…

Po przekroczeniu progu wagonu rozglądam się za siebie, czy aby przypadkiem nie przeoczyłem wycieraczki, bo aż głupio wchodzić na takie salony w butach prosto z dworu! Wszystko bielusieńkie, nowiusieńkie, czyste, że mucha nie siada. I nie, nie jest to wagon, w którym ciśniemy się w 10 osób na 6 miejscach, o nie! Miejsca podwójne, wygodne, z eleganckimi podstawkami, na których położyć można kawę, książkę, czy wazon z kwiatami. Jestem w takim szoku, że jak przez mgłę dociera do mnie głos pani obwieszczającej, że wyruszamy właśnie z dworca Toruń Główny w kierunku XYZ i że życzy nam wszystkim (w tym mnie) przyjemnej podróży. Zapłaciłem trzy dychy a ona mi życzy przyjemnej podróży?? Miejscy taksówkarze mogą się od niej uczyć!

Podróż rzeczywiście mija przyjemnie, z małymi wyjątkami. Po drugiej stronie przejścia siedzi parka, a przynajmniej ON ma nadzieję, że kiedyś nią będą. Gość, na oko, jakieś 19 lat strasznie działa mi na nerwy. Gadkę ma po prostu koszmarną. Na pełnym luzie, nieco jakby od niechcenia rzuca tekstami pokroju: „Tak, myślę, iż złożę aplikację na staż do Amazona, gdyż ociera się to o obszar moich zainteresowań i prawdopodobnie nabędę tam niezbędne doświadczenie. Aczkolwiek rozważam również alternatywne opcje”. O ja pierdole!! Dziewczyno bierz nogi za pas!!! – myślę sobie. Chyba nic nie wkurwia mnie tak jak młody, szelmowski goguś, którego życie dopiero doprowadzi do pionu. Nic… poza dzieciakiem siedzącym jedno miejsce dalej.

„A ja byłem na dziesiątym poziomie i już miałem bossa, ale mnie zabiły krakeny!!”. I drze tę mordę, że go słychać dwa wagony dalej! Gówniarz ma jakieś 6-7 lat i wiem, że dzieci powinno się kochać itd., ale to typ gnojka, który w wieku tych 6 czy 7 lat myśli, że jest pępkiem świata i pozjadał wszystkie rozumy! Typ dzieciaka, którego widzi się w sklepie jak poucza matkę przy kasie, a ta albo go kocha, albo tylko toleruje, bo musi, a Ty masz ochotę palnąć go w ten pyskaty łeb i nawet nie jest Ci z tego powodu głupio! I nawija na cały regulator o cholernych krakenach i o tym czego to on już nie zwiedził. Nic tylko otworzyć okno, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie zwiedził jeszcze przejeżdżającego pociągu… od spodu.

Na szczęście koleś siedzący obok mnie jest spoko, ogląda przez smartfona „Przyjaciół” na Netflixie. Odcinek, w którym Joey pomaga dozorcy budynku w lekcjach tańca, by ten nie wyrzucił Monici i Rachel z mieszkania; ten, w którym Chandler próbuje wypisać się z siłowni. Jeden z najlepszych odcinków ever! Spoglądając gościowi przez ramię tak się wczułem, że nawet młodociany podrywacz-pseudo-intelektualista i dziecko z piekła rodem przestali mi przeszkadzać.

Wisienką na torcie jest ONA. Wiecie (panowie) o co chodzi – laska, która może nie jest Miss Świata, ale ma coś takiego, że jak już raz ją zobaczycie to później ciężko nie patrzeć w jej kierunku. Głupio też patrzeć, bo kiedy wasze spojrzenia się spotykają to ona wie. Ona wie, że na nią patrzysz. Ty spieprzasz wzrokiem w sufit lub podłogę udając, że zagapiłeś się na przelatującej muszę, ale ona wie i Ty wiesz. I jest w chuj niezręcznie. No i tak sobie godzinę jedziecie. Ty, na wpół czytając jedną z najlepszych powieści zeszłego roku, na wpół nabijając się z Chandlera z „Przyjaciół” i ona, dziwnym trafem patrząca wprost na Ciebie za każdym razem kiedy z cichacza zerkasz w jej stronę, niby mimochodem.

Fanka piercingu. Kolczyki ma wszędzie – w uszach, brwiach, nosie, wargach i brodzie. Ostry makijaż. Wiesz, że to nie dość, że nie Twoja liga to jeszcze sugerując się tylko wyglądem, raczej nie dzielicie zainteresowań. Widzisz tylko jej twarz, gdy nagle królowa pociągowego głośnika oznajmia, że zbliżamy się do stacji Gniezno Główne; piercingowa girl podnosi się z siedzenia, a Ty obczajając ją w pełnej krasie zastanawiasz się: „Eee, siostrę jeszcze kiedyś zobaczę, a w Gnieźnie  nie byłem”.

Fioletowe pończochy do połowy ud, glany, „militarny” plecak z tysiącem przypinek i jakieś 10 lat na liczniku mniej niż taki stary dziad jak Ty. Nie ma jakiejkolwiek szansy, że zobaczysz ją po raz drugi, wiesz, że nie dogadalibyście się na kawie (zwłaszcza jeśli nie pijasz kawy), ale chcesz za nią wysiąść i zapytać chociaż czy ma na imię Monika, Kasia, Agata, czy może Esmeralda. Jednak nie wysiadasz. Ona tak. I to koniec „waszej” historii.
„Widziałem lepsze” mówię sobie i spoglądam na kolejny odcinek „Przyjaciół”. Jeszcze chwila a gość obok będzie kazał mi się z nim składać na Netflixa.

Smętny amant z boku pierdoli trzy po trzy, dzieciak cały czas nawija o tym jak to prawie złapał bossa, Fioletowa Niewiasta odeszła w niepamięć i wtedy… wtedy mój wzrok przykuwa pomieszczenie do którego raz za razem wybierają się kolejni pasażerowie. Kibel.
Nie jest to jednak zwykły kibel, taki typowo pociągowy, gdzie chwytasz za klamkę, otwierasz i odechciewa Ci się żyć. Ten kibel ma klasę. Nawet nie chciało mi się sikąć (że o tym drugim nie wspomnę), poszedłem z czystej ciekawości.
Przed wejściem dwa migające guziki – zielony i czerwony. Jestem na tyle kumaty, że wciskam zielony i wtem… wrota się otwierają.
Pełen automat, zero ściemy. Zupełnie jak skarbiec Sknerusa McKwacza, albo strzeżona przez roboty narodowa mennica. „Tttttttsssssssssssss” – dźwięk przesuwających się drzwi sprawia, że jeszcze chwila a naprawdę będę musiał skorzystać. Zastanawiam się czy nadal jestem w pociągu Regio, Polska 2018, czy może w siedzibie NASA w 2154. Poważnie. To jest jakiś kosmos!!
W środku kolejne guziki – ponownie zielony i czerwony, tym razem wciskam czerowny.
Tttttttssssssssssssss!!! Wrota strzeżonej przez sztuczną inteligencję kabiny zamykają się.
Co tam się w środku nie działo!! Połysk 100%, armatura najwyższej klasy. Było tak nowocześnie, że aż nie zapaliłem w środku fajki, bo bałem się, że autentycznie działa tam wykrywacz dymu!!
Po powrocie na miejsce dochodziłem do siebie jeszcze dobre pół godziny.

Na pożegnanie uprzejma pani z głośnika poleciła mi sprawdzić, czy zabrałem wszystkie bagaże, żywiąc jednocześnie nadzieję, że podróż była udana. Bagaże zabrałem, pani podziękowałem w myślach. W sumie, spoko z niej babka.
Wysiadając przypomniała mi się nieszczęsna praca licencjacka i fachowa literatura, w której ładnych kilka lat temu każdy jeden autor przekreślał szanse na to, by polskie koleje mogły się kiedykolwiek odrodzić. Tymczasem nie jest z nimi tak źle, skoro nawet zwrot “niezły kibel” nabiera tu innego znaczenia.


pisanepopijaku.pl

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *