KSIĄŻKA,  MIĘDZY WENUS A MARSEM,  RECENZJE

MIĘDZY WENUS A MARSEM. MISJA: “RDZA”

Kolejna odsłona Między Wenus a Marsem, w której tym razem – po raz pierwszy – pod lupę weźmiemy najnowsze dzieło jednego z rodzimych autorów. Nie jest to jednak wybór z przypadku, gdyż o samym twórcy mówią, iż „z książki na książkę jest coraz lepszy”, a przecież już debiutem zachwycił zarówno publiczność jak i krytykę. O najnowszej powieści, na której skupimy się za chwilę powiadają z kolei, że to murowany kandydat do przyszłorocznej nagrody Nike; nie rzadko pojawiają się również głosy iż jest to najlepsza polska powieść 2017! Wiadomo już chyba o kim oraz o jakiej książce mowa, prawda? Tak, dzisiaj przyjrzymy się „Rdzy”, czyli kolejnemu spojrzeniu na świat z perspektywy polskiej wsi w wykonaniu jednego z najbardziej obiecujących pisarzy młodego pokolenia – Jakuba Małeckiego! Jak wyglądała nasza dyskusja? Co doceniliśmy, a na co zmuszeni byliśmy pokręcić nosami? Czy rodowity kolanin po raz kolejny zachwycił? Wszystkiego dowiecie się z poniższego tekstu do lektury którego serdecznie zapraszamy!

Zarys fabuły

 

On: Szymek ma siedem lat i choć mieszka w Mieście, lubi czasem do babci na wieś pojechać. Tam, wspólnie z Budzikiem chodzą na tory kolejowe, by ustawiać na nich wszystkie znalezione, metalowe przedmioty – gwoździe, monety, śruby – zmieniając je w zlepki. Póki co, za najcenniejszy skarb w całej kolekcji uważa przerobiony na motyla metalowy zawias. Jednak nie samymi zlepkami człowiek żyje. Szymek uwielbia też komiksy z Asterixem, Lucky Luke’a, Laboratorium Dextera i Diabelski Młyn z Królikiem Buggsem. Nie lubi za to tych krótkich chwil, kiedy mama na kilka minut znika w łazience z papierosem w dłoni, mówiąc, że to czas tylko dla niej. Właśnie wtedy, na te kilkaset sekund czas jakby staje w miejscu, a on nie potrafi się skupić na komiksach, ani bajkach. Teraz jednak brakuje mu nawet tych ciągnących się w nieskończoność minut, brakuje mu mamy. Tak ją jak i tatę zabrała Bozia. Szymek boi się Bozi.

Tosia nie zna Lucky Luke’a, Asterixa, ani nawet Królika Buggsa; zna za to huk spadających bomb, zna smród spalonego ludzkiego ciała; zna smak wojny. Nie przerabia metalowych przedmiotów na zlepki, wie jednak jak zająć się królikami i przepiórkami; praca na gospodarstwie nie jest jej obca. Zaradna, mądra i całkiem niebrzydka z niej dziewczyna, choć za kilka lat wszyscy wokół będą jej wróżyć staropanieństwo. Ona sama od pierwszego wejrzenia zakochana w Niewidzialnym Człowieku, co go wypatrzyła na tej potańcówce przez młodego pana Nagórnego zorganizowanej. Całe Chojny się wtedy zebrały, a pod topolą trzyosobowa orkiestra grała. Żaden grać nie potrafił, ale zapału mieli tyle jakby ich dziesięciu było. Kiedy leżący w izbie ojciec po raz ostatni zamknął oczy nie miała do nikogo żalu, nie miała czasu się bać, ważniejsze sprawy były na głowie.

 

Ona: Dwie osobowości, jedno splatające się ze sobą życie. Jak to w takim przypadku zazwyczaj bywa, drogi bohaterów łączą się. Nie dzieje się to – jak w przypadku sztampowych historii bywa – linearnie. Tosia to babcia Szymka. Chłopiec trafia pod jej opiekę po tragicznym w konsekwencji wypadku samochodowym rodziców. W tym to momencie rozpoczyna się akcja “Rdzy”. Historię Szymka “Jaszczura” poznajemy poprzez pryzmat czasów współczesnych, historię babci Tosi, poprzez liczne retrospekcje, które wraz z upływem czasu nanoszą się na teraźniejszość, zazębiają ze współczesnością, tworząc tym samym kompletną rodzinną panoramę.

 

Odczucia towarzyszące lekturze

 

Ona: Doznania, jakie towarzyszyły lekturze były dosyć podobne do tych, jakie odczuwałam podczas lektur wcześniejszych powieści Małeckiego. “Dygot” i “Ślady” wywołały we mnie małe trzęsienia ziemi . W przypadku “Rdzy”, było to trzęsienie ziemi i kilka wstrząsów wtórnych. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to niepokój, bliżej nieokreślone uczucie lęku, nerwowości, niepewności, zaduma nad istotą i sednem życia. Pod tym względem proza Małeckiego jest niebywała – jej lektura wywołuje wewnętrzne drgawki, które zakorzeniają się w człowieku, tylko po to, by długo jeszcze rezonować.


On:
Mnie przede wszystkim do gustu przypadł może niezbyt wymyślny, za to chwytliwy zabieg zastosowany przez Małeckiego, a mianowicie kończenie poszczególnych rozdziałów w kulminacyjnym momencie, co powodowało chęć dalszej lektury chociażby po to, by sprawdzić co wydarzyło się dalej, jak zakończyła się lub do czego doprowadziła konkretna, opisana w książce sytuacja. Co za tym idzie pierwszym odczuciem związanym z lekturą “Rdzy” była ciekawość.

 

Ona: Masz rację. Każdy rozdział kończył się tak, że w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące pytania chciało się czytać kolejny, i kolejny, i kolejny. I jeszcze jedna, istotna sprawa, o której zdecydowanie warto wspomnieć. Autor potrafi nie tylko zaczarować swojego czytelnika – książkę czyta się praktycznie na raz, w zachłannym hauście, w niemym zachwycie nad magią stylistycznej prostoty, oraz głębią, jaką za sobą niesie jej treść. Małecki dba o to, by odbiorca jednocześnie przystanął, zastanowił się i wyciągnął wnioski. Jakie? Ludzie to naczynia połączone, oddziałujące na siebie i swoje losy jednostki, a ich egzystencja to pasmo sukcesów i porażek, wzlotów i upadków, śmiechu i łez. Każda akcja wywołuje reakcję, stawianie czoła “Bozi” i losowi nie pozostają bez echa – oddziałują na człowieka, nanoszą na niego tytułową rdzę. Człowiek słabnie, obumiera, jego hart ducha poddany zostaje próbie. Pomimo wyboistych dróg, kłód pod nogami, kolejnych rozdroży, warto być wiernym swoim ideałom, wierzyć w miłość, przyjaźń i braterstwo, ludzką dobroć.

 

On: Stuprocentowo zgadzam się również z tym co napisałaś, zarówno z faktem iż lektura “Rdzy” zmusza do refleksji (w zasadzie mogę się jedynie podpisać pod Twoimi słowami Dominiko), jak i ze stwierdzeniem o ludziach jako naczyniach połączonych, o akcji wywołującej reakcję. Małecki robi to zresztą nie po raz pierwszy, wspomniane oddziaływanie na siebie jednostek otrzymaliśmy przecież w “Śladach”.

 

Ona: Tym samym mamy dowód, iż autor pisze z rozmysłem i rozwagą, skrzętnie planując konstrukcyjny szkielet powieści.

 

Walory powieści

 

On: Do zalet z całą pewnością zaliczyć można kreacje poszczególnych postaci oraz nadspodziewanie dojrzały styl autora. Jeśli mowa o bohaterach, ciężko któregokolwiek… nie wyróżnić. Obok – rzecz jasna – Szymka oraz Tosi, na wyróżnienia zasługuje każdy, ponieważ każdy jest tu wyrazisty, odgrywa istotną rolę, a stanowiąc element swego rodzaju układanki, tworzy finalnie spójną całość. Z biegiem lektury historie poszczególnych bohaterów zazębiają się, wpływając na losy pozostałych. Tutaj znaczenie ma każdy detal, a równie ważne jak historie Szymka czy Tosi okazują się być perypetie chociażby pani stojącej za ladą lokalnego sklepiku.

 

Ona: Masz rację. Uderzająca jest niesamowita dojrzałość stylistyczna powieści. Autor posiada niesłychaną i nad wyraz rzadką umiejętność kondensowania rzeczywistości, zamykania jej w językowej pigułce. Wszystko to czyni bez straty na emocjonalnej głębi. Efekt? Niepozorna, niespełna trzystustronicowa powieść, która trwale wpisuje się w odbiorcę, uwiera go, fermentuje w nim. Tak było w poprzednich powieściach Małeckiego, znacząco odczuwa się to również we “Rdzy”.

 

Nie była głodna, nie była najedzona, zmęczona ani wypoczęta, wesoła nie była, ale smutna też nie, tak jakby nie była żadna

 

Na szczególną uwagę zasługuje też swoista umiejętność pisarza ubierania w słowa prozy życia. Powszedniość, pospolitość, przyziemne uczucia odwzorowywane są poniekąd lakonicznie, jakby “od niechcenia”, wybiórczo. Każdorazowo jednak w taki sposób, iż nie sposób im nie przytaknąć, nie zgodzić się ze sposobem ich prezentacji. Jest trafny i ujmujący, magiczny. Pisarz potrafi z rzeczy zwykłych stworzyć rzecz niezwykłą i zapadającą w pamięć.

 

On: Stylowi jakim posługuje się Małecki wypada tylko i wyłącznie przyklasnąć. Jak wspomniałaś Dominiko, autor posiada niezwykłą i wbrew pozorom rzadko spotykaną umiejętność skondensowania wielu emocji oraz wydarzeń w zaledwie jednym, dwóch zdaniach. Minimalizm, w dobrym tego słowa znaczeniu, to pierwsze co rzuca się w oczy, w trakcie lektury “Rdzy”. Kolanin niezwykle sprawnie i celnie puentuje kolejne sytuacje, co w ogólnym rozrachunku sprawia, że nawet krótki, powiedzmy 15 stronicowy, rozdział dostarcza czytelnikowi tylu wrażeń, ilu nie zapewni nie jedna uznana powieść.

Warto również podkreślić znaczenie dla całości, z jednej strony prostego, z drugiej tworzącego “swojski” klimat języka, jakim “Rdza” została napisana. Język ten jest zarazem plastyczny jak i sugestywny. Czytając o drgającej na regale zastawie, niemal słyszy brzdęk talerzy; opis szumu wiatru sprawia, że czujemy go na karku, a każde użyte w tekście przekleństwo nie sprawia wrażenia wulgarnego, a podkreślającego powagę sytuacji.

 

Ona: Jednym słowem Jakub Małecki potrafi tak używać słów i robi to tak, by wydobyć z nich całą ich istotę i przekaz, niejednokrotnie z melancholijnym podtekstem, zawsze jednak konkretnie i w punkt.

 

Mankamenty powieści

 

Ona: Wbrew pozorom, nie określiłabym “Rdzy” mianem powieści kompletnej, idealnej, doskonałej. Po jej lekturze odczuwa się pewien niedosyt, jakby była zaledwie szkicem, preludium do czegoś więcej. Być może jest zaledwie etiudą, wstępem do jednej z przyszłych powieści Małeckiego, jego opus magnum. Jest piękna i niebagatelna, ale zbyt skondensowana, okrojona. Choć nie jest wybrakowana i obrazowo ukazuje ludzkie koleje losu, blaski i cienie życia na wsi, to jednak po jej lekturze odczuwa się coś na kształt czytelniczego nienasycenia, prawda?

 

On: Masz rację, po lekturze odczuwa się pewien niedosyt choć ja nadal nie potrafię sprecyzować co stanowi problem. Ciężko do czegokolwiek się przyczepić, ponieważ „Rdza” wywołuje szereg ogromnych emocji; jest świetnie napisaną, wciągającą historią wypełnioną nietuzinkowym bohaterami. Niemniej jednak nie mogę powiedzieć, że najnowszy utwór Małeckiego to arcydzieło. Bardzo możliwe, że wpływ na taki a nie inny odbiór „Rdzy” przeze mnie miały zalewające czytelniczy światek przedpremierowe oceny sugerujące, iż właśnie z arcydziełem mamy tu do czynienia. Nastawiałem się na powieść, która wbije mnie w fotel tak, że przez miesiąc nie będę się w stanie otrząsnąć. I rzeczywiście poniekąd, przynajmniej w pewnych momentach, wbiła, chociaż nie z taką siłą jakiej się spodziewałem. Rzecz jasna niczemu nie mam zamiaru umniejszać, rozumiem zachwyty nad powieścią tak jak i zrozumiem potencjalne przyszłe nagrody jakimi za „Rdzę” uhonorowany zostanie jej autor, aczkolwiek gdzieś tutaj czegoś zabrakło. Być może tak jak mówisz Dominiko, jest to kwestia zbytniego skondensowania i okrojenia.

 

Ona: Lub po prostu naszego zbyt wysublimowanego i wymagającego gustu czytelniczego 😉

 

On: Też tak może być 😉

 

Scena, której nie zapomnę

 

On:  O dziwo, przy wszystkich wymienionych zaletach, wśród których – według mnie – znajdują się język powieści czy sam styl autora, ciężko jest mi wskazać jedną wyróżniającą się scenę. Być może to “wina” tego, że “Rdza” jest historią równą, z drugiej strony, aż sam jestem zaskoczony faktem, iż nie potrafię wybrać wyróżniającego się momentu.

 

Po głębszych przemyśleniach wybiorę jednak dwa fragmenty, które mimo wszystko najbardziej utkwiły mi w pamięci: Pierwszą sceną jest ta, w której zamieszkujący już u babci Szymek nasłuchuje dudniącej na korytarzu pralki, jednocześnie rozmyśla o tym jak bardzo lęka się czyhającej za oknem Bozi. W zasadzie nie było może w owej scenie nic nadzwyczajnego, jednak napisana została tak, że dosłownie czułem się jakbym przebywał w pokoju razem z chłopcem, ba, jakbym wszedł do jego głowy.

Drugim momentem jest z kolei ten, w którym (TU MAŁY SPOILER) jedna z bohaterek, w nieszczęśliwym wypadku, traci kilka palców u dłoni. Właściwie każdy rozdział “Rdzy” kończy się jakimś cliffhangerem, po którym, aż prosi się by poznać dalszy rozwój wypadków, jednak ten konkretny szczególnie mocno zapadł mi w pamięć.

 

Ona: Tak, scenę z palcami pamiętam doskonale. Niebywale obrazowa i w sumie nieoczekiwana. Urywek tekstu, który nadal we mnie rozbrzmiewa jest zgoła inny, zdecydowanie mniej makabryczny, bardziej nostalgiczny i liryczny. Być może nawet romantyczny. Pozwól, że przytoczę cytat, on chyba najlepiej odda magię sceny, która zapadła mi nie tylko w pamięć, ale i serce:

 

Godziny sączyły się jakby gdzieś obok, Warszawa poczerniała i zapełniła się ludźmi. Wszyscy byli dobrze ubrani i wszystkim się spieszyło. Wera zaprowadziła go na imprezę do akademika, gdzie poznał kilkanaście osób i nie zapamiętał żadnej. Zapamiętał tylko to, jak siada z Werą gdzieś w rogu, wśród szklanek, nóg i butelek. Jak opiera głowę o ścianę i milczy, jak zamyka oczy i wyobraża sobie, że prowadzi ją do jej pokoju, rozbiera i dotyka tak, jakby już miał jej nigdy nie dotknąć. Siedzieli jeszcze trochę, otoczeni uśmiechami, basami i dymem, a potem zaprowadził ją do pokoju, rozebrał i dotykał tak, jakby już miał jej nigdy nie dotknąć

 

Fragment ten w sposób niezwykły oddaje moc pożądania, szczerego i bezwarunkowego uczucia mężczyzny do kobiety. To chwila, kiedy wszystko jest nieistotne, nieważkie, błahe i bez znaczenia. Liczy się oddanie i pasja, szczere uczucie, a wszystko to ukierunkowane do drugiej osoby. Moment ten nadal we mnie mocno gra. Na pewno szybko go nie zapomnę.

 

On: No proszę, zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że z Ciebie taka romantyczna dusza 😉

 

Ona: Powiedzmy, że niełatwo mnie roztkliwić. Małeckiemu się udało 😉

 

Finał powieści

 

Ona: Zakończenie “Rdzy”, w moim odczuciu, jest druzgocące. Choć wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, iż jest nieuniknione i ewidentne, do końca łudziłam się, że jednak nie nadejdzie. Wbrew pozorom to nie jego przewidywalność, a nieodwracalność napełniła mnie goryczą.

 

On: To prawda, finał choć przewidywalny odciska ślad na czytelniku, zapada w pamięć, daje do myślenia. Generalnie rzecz ujmując zarówno w samym finale powieści jak i kilku wcześniejszych, konkretnych fragmentach lektury Małecki, mówiąc kolokwialnie, nie odkrywa Ameryki. Przypomina o pewnych prostych, aczkolwiek istotnych życiowych prawdach i wartościach takich jak chociażby znaczenie potęgi przyjaźni, nieuchronność śmierci, wiara w miłość. I choć nie jest to nic o czym nie wiedzielibyśmy przed lekturą “Rdzy”, to pewne prawdy, o których czasem zapominamy w codziennej, narzuconej nam przez współczesny świat pogoni, warto sobie przypomnieć. Czasem warto się zatrzymać, by rozejrzeć wokół oraz spojrzeć w głąb siebie; czasami każdemu z nas przyda się odwiedzić Chojny.

 

“Rdza” a poprzednie dzieła autora

 

Ona: W porównaniu z poprzednimi powieściami Małeckiego (mam na myśli wspaniały “Dygot” oraz bezbłędne “Ślady”), zdaje się, że “Rdza” wypada – o ile to w przypadku tego autora – jeszcze lepiej. Choć merytorycznie bardzo podobna do swoich poprzedniczek – topos polskiej prowincji oraz drugiej wojny światowej jest powielony w każdej z nich – w ogólnym rozrachunku zdaje się być jeszcze bardziej perfekcyjna.

 

On: Przyznam się bez bicia, że z wymienionych przeczytałem tylko “Ślady”, które zrobiły na mnie spore wrażenie, jednak faktycznie, “Rdza” przebija je z łatwością.

 

Ona: Podobieństwa do dwóch poprzedniczek są ewidentne. Małecki maluje świat przeciętnego, prostego człowieka z całym wachlarzem jego zgryzot i bolączek. Jest bacznym, przytomnym obserwatorem. Dokumentuje skradziony na potańcówce pocałunek i odnotowuje każdą ukradkiem startą łzę. Nic nie jest pewne, wszystko naturalne i rzeczywiste. Choć dzieje się na polskiej prowincji, jest bliskie i znajome każdemu odbiorcy, nawet temu mieszkającemu w dużym mieście.

 

On: Wydaje mi się, że to właśnie osadzenie akcji na wsi powoduje, iż historie wydają się być bardziej rzeczywiste i prawdziwe. I tak, zdaję sobie sprawę, że być może brzmi to dziwnie, jednak to ta prostota, bez pośpiechu oraz wiecznej pogoni za pieniądzem i sukcesem sprawiają, że mocniej potrafimy utożsamić się z emocjami bohaterów.

Inną sprawą jest fakt, że – jak wspomniałaś – Małecki posiada wyjątkową umiejętność chwytania chwili. Było tak w “Śladach”, jest tak i w “Rdzy”. Drobne gesty, pojedyncze, z pozoru niczym nie wyróżniające się dialogi, momenty “zwykłe” choć nie zwyczajne, które mogłyby przydarzyć się każdemu. To właśnie one dają nam – czytelnikom do myślenia, powodując zarazem iż sama opowieść, jak i wspomniane, uchwycone przez autora chwile zyskuje na wartości.

 

Ona: Mogę Cię zapewnić, że ten sam niezwykły chwyt łapania zwykłych, najczęściej jednak smutnych chwil miał miejsce w “Dygocie”. Tym samym pojawia się pytanie, które padło ostatnio na łamach tygodnika “Wprost”, gdzie zarzucono autorowi tanie, zahaczające o kicz granie na emocjach. Jak się na ten temat zapatrujesz?

 

On: Zapatruję się jak na większość wyssanych z palca bzdur – z pobłażaniem. Choć jak oboje przytoczyliśmy już w tym tekście kilkukrotnie, emocji w “Rdzy” nie brakuje, to nigdy nie przyszłoby mi do głowy stwierdzenie, że cokolwiek zahaczało tu o kicz. Wręcz przeciwnie, wszystko podane zostało w sposób wyważony, bez zbędnej ckliwości. Ba, to właśnie ten umiar oraz umiejętne trafianie w punkt sprawiają, że na książki Małeckiego czeka się niczym na bożonarodzeniowy prezent. Zahaczanie o kicz? Myślę, że autor opublikowanego we “Wprost” tekstu pomylił adresy.

 

Ona: W moim odczuciu do kiczu i tandety zdecydowanie daleka droga. Tyle w temacie podobieństw trzech najgłośniejszych powieści pana Jakuba. A różnice? Czym “Rdza” różni się od “Dygotu”, “Śladów”? Ciężko jednoznacznie ocenić, wydaje mi się jednak, że jest jeszcze bardziej dojrzała, skrupulatniej rozplanowa. Jedno jest pewne – jest pełna napięcia i niezwykłego czaru, który nie pozwala czytelnikowi przejść obok niej obojętnie. Od pierwszego zdania chwyta za gardło, by nie puszczać tego uścisku do samego końca.


Współwinna całego zamieszania…

Dominika Rygiel: Autorka bloga Bookiecik.pl. Teoretycznie zmanierowany mól książkowy i nieustannie poszukujący skrajnych literackich doznań skorpion. Praktycznie wiecznie zabiegana córka i siostra, przyjaciółka, żona i matka, jednym słowem – Polka czytająca i blogująca.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *